ŚWIECIE MÓJ
Niewyczerpaną jesteś księgą
Galerią wielu słońc i planet
W każdej - z chwil wielu - jesteś ze mną
Jak drzewa brzaskiem malowane
Cieszysz kamykiem, każdą ścieżką
Ubraną zeszłorocznym wrzosem
W każdym badylu piękno mieszka
Jak mam je zebrać, jak uniosę?-
Różą poranka świeci rzeka
Na modrej trawie jeszcze gwiazdy
Wewnętrznym słońcem się uśmiecha
Widzi - kto w oczy spojrzy - każdy
Buszuję w gęstwie drzew konarów
Gdzie każdy dotyk koi, cieszy
Gdzie nie ma granic, żadnej miary
- Drzewa wpisane w los człowieczy
Kłaść się pod nimi, to się wspinać
Na witki leszczyn, lipy złote
I być szczęśliwym w tej godzinie
Gdy pole kwitnie serca kłosem
Do drzwi błękitu myśl zapuka
Pan Bóg za chwilę je otworzy
Chyli się, kiedy pełne skruchy
Zwierza się szumem fal swych morze
Wszystko się staje znowu czyste
Niezapisaną kartką świeci
W zziębniętej trawie rosy kryształ
W dorosłych - uśmiechnięte dzieci
Jan Sabiniarz
PLANETA ZIEMIA
Mordują ciebie z zimnym okrucieństwem
Święte ogrody wtrącają w pustynie
Dla samych siebie własnym są przekleństwem
W otchłań nicości, nie - do morza płyną
Gubi ich chciwość, wykoślawia pycha
Ich ślepy sukces jest dla ciebie klęską
Sieją zniszczenie. W gruzach legła cisza
Braterstwo z światem zamieniają w piekło
Nie wiedzą o tym, dążąc do wygody
Że ogołaca to ich i zabija
Że piękno świata w zwykłej kropli wody
Jest źródłem życia, które nie przemija
Ziemio biedronek, żabek i chrabąszczy
Tyle miłości w twych gatunkach - tyle
Jakże obracać mam się w twoim gąszczu
Zatruty dymem, zasypany pyłem
Zgubi muzykę ten, co straci ciszę
Głosu swej duszy w zgiełku nie usłyszy
A jego troski coraz bardziej liczne
Jakby huragan ognia pejzaż przeszedł
Brak miłosierdzia oraz krótkowzroczność
Jak miecz zagłady wiszą dziś nad światem
Stanie się chwilą, co być miało wieczne
Kiedy z Planetą człowiek się nie zbrata
Jan Sabiniarz
ZIEMIA
Kocham cię, Ziemio, drżę o twoje piękno
Twe boskie brzmienia i odwieczną ciszę
Trawą do ciebie, dębem się uśmiecham
Na zwitku brzozy list do ciebie piszę
Miłuję twoje góry i doliny
I łąk strumienie pełne blasku słońca
I ten wodospad, który z głębi płynie
I liść poranka, który rosę strąca
Kocham cię, Ziemio, twoje mchy, porosty
Wieczorne zorze, w których serc promienie
Maluję ciebie pędzlem słowa prostym
W tobie ma cisza i mej duszy brzmienie
Ty będziesz zawsze, nikt cię nie odbierze
Wodą zieloną w błękit nieba wnikasz
Wołam cię pieśnią, cichych łąk pacierzem
Widzę najtkliwiej, kiedy wzrok przymykam
Sztuką największą od zarania świata
Ty skupiasz w sobie ideały piękna
Dotykam szczęścia, gdy się w ciebie wplatam
Twymi dróżkami idąc się uśmiecham
Nie wie, co traci, ten - kto obojętny
Ten się nie wzniesie, kto się nie pochyli
Daremnie woła głosem Stwórcy piękno
W dolinie życia niby ptak zakwili
Jan Sabiniarz
ZIEMIA
Z okien kosmosu - jedną z wielu planet
Lecz - naszym domem i świątynią Boga
Wobec wszechświata nasz - maleńki szaniec
Chwilą w wieczności nie zaznaje trwogi
By lepiej widzieć, trzeba wznieść się - ponad
By sens zrozumieć z boskiej perspektywy
Świat ten, zaiste, zaczął się od Słowa
Które przybliża, chroni i ożywia
Ziemia nam dana jest tylko na moment
Rzeźbiona zmiennym dłutem tysiącleci
W nas ma swe miejsce i swą własną porę
Na firmamencie niby ptak przeleci
Próchnem cudownym jest nasze istnienie
Zamysłem twórczym ma oparcie w ciszy
W serc i rąk dziele boże lśnią promienie
Rys swój w kamieniu, nie na wodzie pisze
Miłuję pejzaż - drzewa i obłoki
Trawy wstające rześką rosą ranka
Cienistość dolin i świetliste stoki
Lot dzikich gęsi pośród chmur baranków
Jest jeden rozdział w Wielkiej Księdze Czasu
Gwiazdą najczystszą Świętej Nocy wschodzi
W sianku Stajenki witym w sercach naszych
Światłem najświętszym w cichym dusz ogrodzie
Jan Sabiniarz
Z okien kosmosu - jedną z wielu planet
Lecz - naszym domem i świątynią Boga
Wobec wszechświata nasz - maleńki szaniec
Chwilą w wieczności nie zaznaje trwogi
By lepiej widzieć, trzeba wznieść się - ponad
By sens zrozumieć z boskiej perspektywy
Świat ten, zaiste, zaczął się od Słowa
Które przybliża, chroni i ożywia
Ziemia nam dana jest tylko na moment
Rzeźbiona zmiennym dłutem tysiącleci
W nas ma swe miejsce i swą własną porę
Na firmamencie niby ptak przeleci
Próchnem cudownym jest nasze istnienie
Zamysłem twórczym ma oparcie w ciszy
W serc i rąk dziele boże lśnią promienie
Rys swój w kamieniu, nie na wodzie pisze
Miłuję pejzaż - drzewa i obłoki
Trawy wstające rześką rosą ranka
Cienistość dolin i świetliste stoki
Lot dzikich gęsi pośród chmur baranków
Jest jeden rozdział w Wielkiej Księdze Czasu
Gwiazdą najczystszą Świętej Nocy wschodzi
W sianku Stajenki witym w sercach naszych
Światłem najświętszym w cichym dusz ogrodzie
Jan Sabiniarz
GDY PODĄŻA DROGĄ
Noc się zapala w powieczornej ciszy
U góry gwiazdy - łzy nieutulone
Nad lasem księżyc srebrne lico toczy
Nim ranek spocznie w czułych drzew ramionach
Szelest przebiega niewidzialne chaszcze
Lusterko wody świeci się w dolinie
W urwiskach serca pusto i przepastnie
Jakże jest obco, dziwnie w tej godzinie
Coś niedobrego dzieje się z planetą
Choć kwitną wzgórza, w których płyną rzeki
I jak co roku słońce się uśmiecha
Nie, to nie deszcze, siarka z nieba leci
Dojdzie do zguby, ten, co chce na skróty
Nie można obejść, trzeba z tym się zmierzyć
By się nie zemścił na nim czas okrutnie
Traci nadzieję, gdy przestaje wierzyć
Jest jeszcze miłość, czuła w środku zdarzeń
Wyciągnąć rękę po nią - to za mało
Jest niewidzialna, z świątyń serc się jawi
Rozjaśnia ciemność, niby brzask poranek
Żarliwa słowem w Oliwkowym Gaju
W dole rybacy zarzucają sieci
Dopiero w innych siebie rozpoznaje
Czasem - na krótko, niby ptak przeleci
Przybrana w mosty i wysokie mury
Kto jej dostąpi - jakby spoczął w Bogu
Świat w nim odżywa, nie jest już ponury
Myśl jego jasna nie zaznaje trwogi
Pięknieje dziewcząt blask wiosennych twarzy
Promienie leszczyn schodzą do parowu
Człowiek raz jeszcze piękno swe ukaże
Drży listkiem szczęścia, gdy podąża drogą
Jan Sabiniarz
WĘDROWCY MARZEŃ
Wśród gór i dolin, w niszy oceanów
W sierści obłoków i wśród skał pustyni
W ślad Mlecznej Drogi jest nasz los wpisany
W zakolach rzeki wodą cichą płynie
Patrzy w głąb siebie, w lustrze słów przegląda
W wykrotach serca radość odnajduje
Miłuje zmierzchy, kiedy słowik kląska
Gdy z cieniem drzewa własny cień krzyżuje
Omszony kamień trwa opoką marzeń
Szuka w nim mocy, chwili pokrzepienia
Wie - nie uniknie pospolitych zdarzeń
Słońce i księżyc, noc go rozpromienia
Nie jest muzyką, lecz zaledwie dźwiękiem
Gdy pojedynczym - to tak mało znaczy
W bliskości z drugim tworzy bezmiar piękna
Zło go nie sięgnie, ani ton rozpaczy
Jan Sabiniarz
ZA SIÓDMĄ RZEKĄ
W DOLINIE GÓR
Na mnie już czas, odchodzę w góry
Gdzie niesie wzrok i woła wiatr
Zostawiam te i inne mury
W które się cień głęboki wkradł
Nieistniejąca Róż Dolina
Kraina spoza siedmiu rzek
Już wkrótce o niej słuch zaginie
W piasek się sypie drugi brzeg
A przecież gdy nadejdzie wiosna
Nieistniejące wzejdą kwiaty
Skowronek wzniesie pod niebiosa
Pełną tęsknoty pieśń skrzydlatą
U stóp zakwilą snów kaczeńce
Z których rozkwita świt perłowy
Zdumione chłodem puste ręce
W oddali żuraw wznosi głowę
Lecz mech i trawa wszechobecna
W których strumykiem kamień gwarzy
Zdają się to przenosić w wieczność
Co brało swój początek z marzeń
Zarosną ścieżki, znikną ślady
Gdzie życie wartko się toczyło
Z przejęciem patrzy obłok blady
Dąb w własnym cieniu wzrok swój kryje
Jakże inaczej jest wśród szczytów
Wśród skał się pnących nad przełęczą
Wśród ciszy gór i orłów krzyku
Gdzie każdy krok błękitem dźwięczy
Bratem mi wiatr i kamień bosy
I tchnący ciszą cień w załomie
Potok, co tęczą skrzy w niebiosach
I śnieg, co życie wiedzie skromne
Wśród gór pustelnych czas dojrzewa
Myśl, żeby jeszcze raz powrócić
Gdzie serca ptak w dolinie śpiewa
I razem z nim swą pieśń zanucić
Jan Sabiniarz
WĘDROWCY MARZEŃ
Wśród gór i dolin, w niszy oceanów
W sierści obłoków i wśród skał pustyni
W ślad Mlecznej Drogi jest nasz los wpisany
W zakolach rzeki wodą cichą płynie
Patrzy w głąb siebie, w lustrze słów przegląda
W wykrotach serca radość odnajduje
Miłuje zmierzchy, kiedy słowik kląska
Gdy z cieniem drzewa własny cień krzyżuje
Omszony kamień trwa opoką marzeń
Szuka w nim mocy, chwili pokrzepienia
Wie - nie uniknie pospolitych zdarzeń
Słońce i księżyc, noc go rozpromienia
Nie jest muzyką, lecz zaledwie dźwiękiem
Gdy pojedynczym - to tak mało znaczy
W bliskości z drugim tworzy bezmiar piękna
Zło go nie sięgnie, ani ton rozpaczy
Jan Sabiniarz
ZA SIÓDMĄ RZEKĄ
W DOLINIE GÓR
Na mnie już czas, odchodzę w góry
Gdzie niesie wzrok i woła wiatr
Zostawiam te i inne mury
W które się cień głęboki wkradł
Nieistniejąca Róż Dolina
Kraina spoza siedmiu rzek
Już wkrótce o niej słuch zaginie
W piasek się sypie drugi brzeg
A przecież gdy nadejdzie wiosna
Nieistniejące wzejdą kwiaty
Skowronek wzniesie pod niebiosa
Pełną tęsknoty pieśń skrzydlatą
U stóp zakwilą snów kaczeńce
Z których rozkwita świt perłowy
Zdumione chłodem puste ręce
W oddali żuraw wznosi głowę
Lecz mech i trawa wszechobecna
W których strumykiem kamień gwarzy
Zdają się to przenosić w wieczność
Co brało swój początek z marzeń
Zarosną ścieżki, znikną ślady
Gdzie życie wartko się toczyło
Z przejęciem patrzy obłok blady
Dąb w własnym cieniu wzrok swój kryje
Jakże inaczej jest wśród szczytów
Wśród skał się pnących nad przełęczą
Wśród ciszy gór i orłów krzyku
Gdzie każdy krok błękitem dźwięczy
Bratem mi wiatr i kamień bosy
I tchnący ciszą cień w załomie
Potok, co tęczą skrzy w niebiosach
I śnieg, co życie wiedzie skromne
Wśród gór pustelnych czas dojrzewa
Myśl, żeby jeszcze raz powrócić
Gdzie serca ptak w dolinie śpiewa
I razem z nim swą pieśń zanucić
Jan Sabiniarz
JESTEM WĘDROWNYM PTAKIEM
Jestem wędrownym ptakiem
Podszytym skrzydłem wiatru
Słowo tak wiele znaczy
- Ocean w ziarnku piasku
Morzem wnikałem w Egipt
W Rodos, Sycylię, Kretę
Patrzyłem w oczy mumii
W odległe serc sekrety
To, co przede mną było
Co jest, i kiedyś będzie
W kamieniu rzeźbi miłość
I dalej czas mój przędzie
Należę do dwóch światów
Horyzont mój - rozdarty
Miłuję cię, Toskanio
Twe szlaki nieprzetarte
Miłuję twe budowle
Twe rzeźby, twoje wino
Tyś światłem u mych powiek
Cienistą róż doliną
Miłuję twoje kształty
Twych zmysłów boskie tchnienie
Muzyki twojej dźwięki
I moje w nich natchnienie
Jan Sabiniarz
PRZEJDĘ PRZEZ GÓRY
Przejdę przez góry i pustynie
Morzu powierzę szczątki chwil
Ze samym sobą się rozminę
Nie wiem, jak długo będę żył
Tam, kędy rzeźbi wiatr kamienie
Gdzie czeka Styksu wieczny mrok
Promieniem ciszy się owinę
Trawą porosnę - skalny stok
Ileż zachwytów i uniesień
Ileż zapachów pól i łąk
Ileż łagodnych w błękit wzniesień
Rozdroży słów, dotyku rąk
Przede mną przestrzeń nieprzebyta
W którą wplątanych tyle dróg
W oknie pachnącym rześkim świtem
Omszały pięknem czeka próg
Lecz nie wiem, kiedy go przestąpię
Ciemność się ściele w ciszy ścian
Pełnych tęsknoty lecz nie zwątpień
Snów oraz nieuchronnych ran
Jan Sabiniarz
PUSTYNIA
Ty jesteś ciszą i milczeniem
Bezkresem światła w mroku
W twej głębi kolor chwil się zmienia
Tych, które w sercu noszę
Gdziekolwiek idę, jesteś ze mną
Czuję twój boski dotyk
To ty zdejmujesz z oczu ciemność
I wzbijasz mnie do lotu
To ty podkreślasz świętość wody
Bez której nie ma życia
Koisz żar słońca nocy chłodem
I błogosławisz świtem
To ty odsiewasz ziarno z plewy
By w zgiełku się nie zgubić
To w tobie są ukryte drzewa
Które się w sercu budzą
To nic, że są tak niewidzialne
I nie zaszumią liściem
Gdy wyobraźnią je ogarnę
Oznajmią czyjeś przyjście
Dopóki w nas jest głód pustyni
I nieskalanej ciszy
Między palcami nie przeminie
Czas, który siebie słyszy
Jan Sabiniarz
Ty jesteś ciszą i milczeniem
Bezkresem światła w mroku
W twej głębi kolor chwil się zmienia
Tych, które w sercu noszę
Gdziekolwiek idę, jesteś ze mną
Czuję twój boski dotyk
To ty zdejmujesz z oczu ciemność
I wzbijasz mnie do lotu
To ty podkreślasz świętość wody
Bez której nie ma życia
Koisz żar słońca nocy chłodem
I błogosławisz świtem
To ty odsiewasz ziarno z plewy
By w zgiełku się nie zgubić
To w tobie są ukryte drzewa
Które się w sercu budzą
To nic, że są tak niewidzialne
I nie zaszumią liściem
Gdy wyobraźnią je ogarnę
Oznajmią czyjeś przyjście
Dopóki w nas jest głód pustyni
I nieskalanej ciszy
Między palcami nie przeminie
Czas, który siebie słyszy
Jan Sabiniarz
LIŚĆ PUSTYNI
Ma dusza częścią jest wszechświata
Dłoń - karawaną wydm pustyni
Jej promień w piasku żar się wplata
Który pochłania każde imię
Nie wiem, co - gwiazdą, co - atomem
- To kwestia punktów odniesienia
Z głębin oazy wzrok znajomy
W którym się kamień w lotos zmienia
Ptak o tym nie wie, noc pamięta
W jej księgach wszystko zapisane
Wystarczy cichy dotyk piękna
Który odmyka serca ściany
Włos siwy, kiedyś, był jak heban
Szary jest dziś jak sierść gazeli
Która swą czułość w szatach zgrzebnych
Do rąk przytula w gwiazd pościeli
Życie wpisane w iskrę słońca
Słońcem się jarzy, słońcem gaśnie
Jak kosmos wielki - nie ma końca
Na krótką chwilę się rozjaśnia
Niech skalny oset, kij sękaty
Szkielet ciemności w miłość prószy
Uwieczni chwilą listka klonu
Światło i nieskończoność duszy
Jan Sabiniarz
Jan Sabiniarz
WZDŁUŻ BRZEGÓW
RZEKI JORDAN
Nie potrzebuję żadnych cudów
Wystarczy pojąć twoje słowo
By się za tobą w drogę udać
W zaschniętym - ujrzeć zieleń nową
Trzeba się stać piaskiem pustyni
Zwierciadłem duszy patrzeć w gwiazdy
Źródełkiem chwili w wieczność płynąć
By myśl się w sercu odnalazła
Ty wszystko wiesz i widzisz przecież
W każdym twym geście Ojca tchnienie
Choć - niewidzialny na tym świecie
Lecz wszędzie jego lśnią promienie
Ogrody ciszy, miejsca kaźni
Wciąż nieodłączne naszym losom
Nie jesteś - by nam było raźniej
Lecz, by podążać za twym głosem
Chcą ciebie z sumień wtrącić w nicość
Potłuc tablice, spętać słowa
Ukryć, przemilczeć i zakrzyczeć
Zamienić w ślepe - nasze drogi
RZEKI JORDAN
Nie potrzebuję żadnych cudów
Wystarczy pojąć twoje słowo
By się za tobą w drogę udać
W zaschniętym - ujrzeć zieleń nową
Trzeba się stać piaskiem pustyni
Zwierciadłem duszy patrzeć w gwiazdy
Źródełkiem chwili w wieczność płynąć
By myśl się w sercu odnalazła
Ty wszystko wiesz i widzisz przecież
W każdym twym geście Ojca tchnienie
Choć - niewidzialny na tym świecie
Lecz wszędzie jego lśnią promienie
Ogrody ciszy, miejsca kaźni
Wciąż nieodłączne naszym losom
Nie jesteś - by nam było raźniej
Lecz, by podążać za twym głosem
Chcą ciebie z sumień wtrącić w nicość
Potłuc tablice, spętać słowa
Ukryć, przemilczeć i zakrzyczeć
Zamienić w ślepe - nasze drogi
Jan Sabiniarz
W OKOLICACH JORDANII
Wiem, kiedy szedłeś na pustynię
Lub unosiłeś wzrok jeziorem
Tu, na tym świecie nic nie ginie
Co budzi się promieniem bożym
Przez mury świątyń i przez gaje
Oliwny słońca blask przenika
Kiedy nad wodą rano staję
Która się mieni wodą życia
Me zapisane w piasku ślady
Z pierwszym powiewem wiatru giną
Przez chwilę słońce w nich się kładzie
Twoje - w wieczności nie przeminą
Sypią się w wydmy piaski zwątpień
Lecz one wiary są podporą
Wśród skał się niosą echem gromkim
Wzbudzone, kwitną każdą porą
Idą ku tobie ścieżką bosą
Tymianki, białe anemony
Opuncje w błękit wzrok unoszą
Hiacynty ogniem świętym płoną
Słowo wpisane w płatki kwiatów
I w gorejący krzew Mojżesza -
To miłość nimi drogę znaczy
Czyni, uzdrawia i pociesza
Jan Sabiniarz
W DOLINIE KRÓLÓW
Zapada zmierzch w Dolinie Królów
Której spokoju skalne ściany strzegą
Nade mną błękit, sennych szczytów góry
Czas nagle jakby się zatrzymał w biegu
To, co się stało, nadal wciąż się dzieje
W wymiar wieczności życie jest wpisane
Przestrzeń się kurczy, gdy za szybą dnieje
Rozszerza w mroku chwil minionych ścianach
Błysk tysiącleci iskrą jest wszechświata
Grą malowideł, wąskim korytarzem
Ku własnej duszy wzrokiem słońca dążę
Do której Egipt chce mi drogę wskazać
Wciąż odnajduję siebie po omacku
Tak, jakbym z barwnych szkiełek witraż składał
Który się świeci ciągle nowym blaskiem
Gdy potłuczonym lustrom się spowiadam
Śmierć nie przeraża, choć napawa lękiem
Że dotyk wchłonie jadowita ciemność
Zniknie sprzed oczu wszelkie świata piękno
Szept Nefretete w mroku idzie ze mną
Jan Sabiniarz
MOJA ODYSEA
Świetlistość nocy i górzystość dolin
Niechaj prowadzą chwile me w nieznane
Nie jestem drzewem, co nad wodą stoi
Wrośniętym w ziemi i błękitu ściany
Są we mnie lądy i bezludne wyspy
Obfitość cieni oraz blask serdeczny
Dążę przed siebie, w sercu światła kryształ
Wsłuchany w ciszę i gwiaździstą wieczność
Cel coraz bliższy, drogi nie ubywa
Wie o tym wilga oraz święte gaje
Przede mną chwile pełne zjaw i dziwów
I wieczna wiosna - wszelki lód roztaje
Nade mną ptaki płyną w nieskończoność
Ku graniom świtu, żeby opaść w piasek
Drzewa zimowe ogniem szronu płoną
Z wyspy na wyspę mój dobija statek
Chcę godzinami się wpatrywać w morze
Gdzie nagie fale w boskich snów uprzęży
Latarnia morska dróg do portu strzeże
Wewnętrzna cisza w nim najgłośniej dźwięczy
Miłość swym puchem me okrywa dłonie
Piękno pulsuje pieśnią wiolonczeli
Statek w nieznanej głębi wód zatonął
W bezkresnej dali cień się po nim bieli
Jan Sabiniarz
WYSPA
Jest taka wyspa - czy tam kiedyś dotrę
Gdzie pędzą wichry, połyskliwe fale
Człowiek się rodzi, gaśnie wielokrotnie
To nocą kwitnie, słońcem ranka wstaje
Wśród wód błękitnych świecą się atole
Ryby śpiewają, ważą w locie ptaki
Sypią się skały, kiedy przyjdzie kolej
Kruchym koralem błękit daje znaki
Jest taka wyspa, we mnie, hen, istnieje
Na piasku plaży odciśnięte ślady
Pieni się morze, opowiada dzieje
Klif tam udziela do dziś sercu rady
W dłoniach się tłuką ciepłe fale zatok
Pozostał po nich blask ciernistych muszli
Wciąż szumią życiem, gdy do ucha zbliżam
Wieczność w nich płonie i jej żywot krótki
Rysem powietrza miłość rzeźbi skały
Czas jej nie zatrze, wciąż się w głębi toczy
Wichry bezdomne w dzień na wantach grają
Na żaglach cichych świecą w środku nocy
Jan Sabiniarz
WŚRÓD RAF KORALOWYCH
Ryby czerwone i różowe
Wśród skał się ciągną długie ich welony
Słońce ku nim chyli głowę
Nim własne prawa przestwór ustanowi
Ciernistych muszli blask perłopławu
Ciemną moc klifu potęgują fale
Chwila w wieczności długo nie zabawi
Horyzont niknie w roztęczonej dali
Idę wzdłuż morza, wokół żywej duszy
Na plaży drepczą długonogie ptaki
Kamyk o kamyk tłucze się i kruszy
Aż upodobni obłość ich jednaka
Do skał dobija, cofa się w głąb siebie
Potęgą ciszy rozszalałe morze
Nim w ziarnku piasku przybój się zagrzebie
Przed którym klęknie, wielkość swą ukorzy
Powraca szczęście zagubionej rafy
W iskrach wieczoru rozbłyskują gwiazdy
Nade mną w locie rybo-skrzydłe ptaki
W dzień zapomniane, w noc się odnalazły
Żeby wydobyć perłę z głębin morza
Która w ciemności tęsknot serca świeci
Tę najpiękniejszą, którą miłość tworzy
By na jej skrzydłach w błękit nieba wzlecieć
Jan Sabiniarz
NAD MORZEM ŚRÓDZIEMNYM
Wyjmij mi z serca tę ciernistą perłę
W której zamknięty szum i cisza morza
I wiatr niebieski, który boso biegnie
Skała, co pragnie unieść się w przestworza
Brzegi nie wiedzą, o czym szumią fale
Światło zaklęte w połyskliwość chwili
Popłyńmy w głębię, tam, gdzie raf korale
Nim zmienne prądy rysy ich rozmyją
W każdym ziarenku - dotyk ręki Boga
To z niego - mury i sklepienia katedr
Jestem wędrowcem, co u świata progów
Ptakom powierza swoje sny skrzydlate
Piasek się iskrzy w księżycowe noce
Stóp nikłe ślady, które wciąż pamięta
Gdy mrok zapada, wracam wielokrotnie
Wśród urwisk nieba pasą się koźlęta
Gdziekolwiek spojrzeć, nie ma żywej duszy
Niknące ścieżki i milczące skały
Od fal niebieskich jasne światło prószy
Lądu i morza bije doskonałość
Jan Sabiniarz
W SŁOŃCU ANTYKU
Od lat tysięcy morze nic nie wskóra
Swym własnym tropem będą biegły sprawy
Słońce, ni księżyc, który patrzy z góry
Na bieg nie wpłynie żadnych ludzkich zdarzeń
Wścieka się morze, niebo gromy ciska
Wieczność ma grubość tektonicznej płyty
Jeży się ciemność, kiedy nocą błyska
Burza, co nie chce zapowiadać świtu
Świat pełen pieśni jest, legend i mitów
To, co jest wielkie, wszyte w przestwór duszy
W tobie i we mnie, w innych jest ukryte
Skąd dniem i nocą - mrok i światło prószy
W kwiatach opuncji, róż i bugenwilli
Jawi się piękno, które Stwórcy tchnieniem
To w jego ziarnie ma początek miłość
Która jest darem, nigdy zaś brzemieniem
Jesteśmy nikłą kreską horyzontu
W piasku, jak morze, żywot swój kończymy
Każdy z nas żyje sobą, od początku
Lśnią w naszych górach szczyty i doliny
Pasą się kozy, skubią ziemską trawę
Kamienna ścieżka biegnie ku przełęczy
Na niebie obłok, który o czymś marzy
Cyrklem ktoś kreśli świata doskonałość
Wiem, kim ty jesteś, nocą cię poznaję
Nie zgasi światła rozhukane morze
Gdziekolwiek jestem, w jakichkolwiek krajach
Miłuję piękno, rozmaitość stworzeń
To w nas się budzi Odys i Achilles
Koncerty cykad i syren wołanie
Szepty Nauzyke, która tylko - chwilą
I u stóp klifu fal odwieczny taniec
Niech się odzywa w nas Antyku echo
- Tych, którzy od nas byli bliżej źródła
Gdzie lazur morza niebem się uśmiecha
I nocą, w duszy - jasno jak w południe
Niejeden wulkan czyha i tsunami
I błękit runie oberwaną skałą
Rozjarza światło krawędź górskiej grani
I ciemność błyśnie, tam , gdzie słońce stało
Z głębi lazuru Kirke się wychyli
Wśród fal spienionych - rybo-skrzydłe ptaki
Słońcem Antyku morze w nas się mieni
Milcząca zieleń ściele się nad światem
W kaprys marmuru mistrza dłoń zaklęta
Tęsknota piękna rzeźbi boskie kształty
Woła na prostą to, co w nas jest kręte
Gajem oliwnym, drzewkiem pomarańczy
Zabiorę z sobą ciepły oddech morza
Dotyk kamieni i gorący piasek
Klasztory ciszy, bujne gór przestworza
Pozornie obce to, co takie nasze
Lecz nieodkryte będą te jaskinie
Te, które z wierzchu były tylko tknięte
Gdzie mit się rodzi, który nie przemija
W którym zwyczajność się przemienia w świętość
Przeszłość mi tutaj wiernym towarzyszem
Zniknie na chwilę, kiedy wzrok odwrócę
Pamięć przypomni, że ja tutaj byłem
Jak ptak się zerwie i jak ptak zanuci
Ziemio Fidiasza, i korynckich kolumn
Które dźwigają duszy mej sklepienie
Amforo ułud, spełnień i kolorów
Sercem i myślą wiodą twe promienie
Jan Sabiniarz
WŚRÓD OGRODÓW I RUIN
„TEATRO GRECO”
W TAORMINIE
Ze strun południa blask chłodnego wina
Seledynowe morze i rozgwiazdy
Cisza kojąca z górskich szczytów spływa
Nie zatrze śladów pył, ni dymy Etny
Wskazówką słońca błękit się porusza
Spokój całuje czas cyprysów cieniem
Jakże inaczej tu, niż w leśnej głuszy
Tylko to samo pali wciąż pragnienie
Za mało czasu. Przeszłość - zbyt po wierzchu
Wśród ruin z cegieł grzeją się kamienie
Gdy przymknę oczy, słyszę głos teatru
W którym - pokory, przestróg przypomnienie
Fala za falą lśni w objęciach piasku
W wewnętrzną przestrzeń wnika źródła czystość
Bracie kamieniu, różo pełna brzasku
Spraw, żeby tobą moje serce kwitło
Gałązką szczęścia z wolna się przebija
Gdy pierwszym kolcem w dłoniach się płomieni
Dobyty słońcem z pąku się rozwija
Kwiat, który z cierniem do krwi się ożenił
Jan Sabiniarz
CASTELLUCCIO DI NORCIA
Wspomnienie z Toskanii
Błękitne chabry i czerwone maki
Nad nimi bezkres nieba się pochyla
Tu każdy kolor ma tak wiele znaczeń
Cień go podkreśla, słońce kwiat rozchyla
Szczęście wśród łanów siada na kamieniu
Drogi, co wije się piaszczystą wstęgą
Dźwięk szuka w głębi duszy dopełnienia
Z miłością dzieli się z nią swoim pięknem
Kobierce kwiatów niedotknięte stopą
Grzeją się w ciszy światłem nasycone
W kołyski dolin pada cień obłoków
Jakże się cieszą nimi zbocza strome
Na łąk posłaniu czasem ptak zakwili
Wyciąga rączki, tęskno mu do ludzi
Człowiek z człowiekiem tu się nie rozmija
Odżywa kamień, który radość budzi
Jan Sabiniarz
UMBRIA
Przez zaprószone ciemnym światłem góry
Niosły mnie lekko skrzydła autostrady
Nade mną zbocza, ostrych skał kontury
Na których - domów nikłe gwiazd plejady
Co jest w tej ziemi, że tak z głębi woła
Prowadzi w piękno, które nie ma końca
Gdzie myśli orzeł toczy serca koła
Przeszywa światłem, niby promień słońca
Pamięć śpi jeszcze, zatulona w zbocza
Ponad urwiskiem modli się pustelnia
Wytycza drogę, żeby gwiazdom sprostać
I by na drobne siebie nie rozmieniać
Tu każda dróżka własną brzmi muzyką
Ujęta w takty, pięciolinie marzeń
Miłuje kontur, w czuły dotyk wnika
Powiewem szczęścia zieleń wzgórz rozjarza
Przeciera oczy dusza przebudzona
Chwila łzy roni, że do siebie wraca
Czuje, jak niebo bierze ją w ramiona
Żeby ją w sercu tkliwie snem zatracać
Dokąd mnie wiodą modrych gór przełęcze
Jak drzewo pnące się promieni złotem
Płynę muzyką, magią struny dźwięczę
Przymykam Tobą zamyślone oczy
Ty jesteś wszędzie. W każdej rzeźbie śpiewasz
W rzymskiej fontannie tęczą słów się mienisz
Gajem oliwnym wzrok mój rozpromieniasz
Dłonią cierpliwą jawisz wśród korzeni
Zamykam w sobie Twój mistyczny dotyk
Który prześwieca przez gałęzie ciszy
Jesteś tak blisko, choć pamiętam o tym
Że świetlista nocą, będziesz jeszcze bliżej
W chłodnym marmurze śpią miłości ślady
Przeszłości, która jak kwiat się rozwija
Jakże miłuję spojrzeń Twych arkady
Większych niż sztuka, która skarby kryje
Jan Sabiniarz
W PEJZAŻACH TOSKANII
Będziemy jeszcze razem wśród cyprysów
U dołu rzeka, wokół łąk witraże
Nad nami anioł wiekuistej ciszy
Który w marmurze swoją twarz ukazał
Rzeka w meandrach krótko się zaplącze
Cyprysy nad nią trwają nieruchomo
Ścieżki wędrują ku błękitnym domom
Gdzie okna błyszczą w cieniu snów ceglanych
Gdy cichną słowa, niechaj ptak milczenia
Nad nami nieruchome skrzydła wznosi
Niechaj dłoń twoja w mej się zakorzenia
I w niej zatonie - idąc serca głosem
Niechaj w nas płoną góry niepojęte
I pieśni dolin gwiazdom drogę znaczą
Zwyczajna chwila staje się w nas świętą
Którą wzruszony mech i kamień płacze
W liściach wieczoru słychać szept Romea
Westchnienia Julii pośród kolumn zwierzeń
Gdy pęka światło, ty mu, proszę, przebacz
Które jaśnieje, u stóp serca leżąc
Jan Sabiniarz
NA SKRZYDŁACH
UMBRII I TOSKANII
Z długich wędrówek powracają domy-
Pragnęły zaznać tam innego piękna
Pośród cyprysów inny pejzaż tonie
Ziemia inaczej tam przed niebem klęka
Tam, każdy kamień ciszą nasycony
Która się wije pośród arkad cieniem
Błękit spoczywa w czułych gwiazd koronie
I marmur świeci jasnych rzeźb promieniem
Kwieciste łąki i samotne trawy
Prowadzą w nocy światła nieskończone
W oliwnym gaju, czasem, Bóg przysiądzie
I spokój złoży do modlitwy dłonie
Choć byłem wczoraj - jakby mnie nie było
Chwila bez ciebie - pustki mi pisaniem
W poświacie myśli wije gniazda miłość
By zazielenić tęsknych uczuć ściany
Wszystko, co było, nieraz jeszcze będzie
Rozjarzy chwile nieobecny dotyk
W gałęziach ciszy śpiewny ptak przysiądzie
Słucha go kamień, który sam - bez głosu
Jan Sabiniarz
W TOSKANII I UMBRII
Wielkość jest tam, gdzie miłość los prowadzi
I wielkość dzieł - gdy miłość wiedzie dłoń
Wieczne jest to, co duszy wzrok ukaże
Co gubi dzień - ocala nocy toń
Dzisiaj to wiem: krainy szczęścia nie ma
Jeżeli w sobie jej przedtem nie zbuduję
Aż noc i dzień osiągnie spokój drzewa
Co w głębi trwa, koroną niech góruje
W bezdrożach serc tak wiele drzew złamanych
Podnoszą się odwiecznym kiełkiem ziemi
Szybuję wzwyż, gdy chcą mnie więzić ściany
Albo jak dąb powracam do korzeni
Co - bliskie mi, znajduję tu, w Toskanii
Wyjadę stąd. Lecz duch mój tu zostanie
Przenika swą świętością jak poranek
Zachować to, na zawsze, daj mi, Panie
Gdziemkolwiek był: w Cortonie, Pienzy, Sienie
Przenikał czas pełen mistycznych wzruszeń
Schylając się marmuru czułem drżenie
Widziałem blask, co z nieba w dachy prószył
Szukałem Cię wśród murów i cyprysów
W pierzejach miast wsłuchany w wieków piękno
W Asyżu brat Franciszek wróblem sfrunął
I Botticelli aniołem obok klęknął
Wyjadę stąd. Lecz duch mój tu zostanie
Tam jest mój dom i moje przeznaczenie
I życie me. - Lecz nie jest moje, Panie
Tu - światło me.! Tam, tylko - jego cienie
Jan Sabiniarz
TOSKANIA -
NA DZIEDZIŃCACH NIEBA
Wznoszą mnie w przeszłość mury średniowiecza
Lśniące posadzki, ostrołuki okien
Góry, przełęcze, wieków ciąg na przestrzał
Spokój cyprysów pod błękitu okiem
Płyną ku górze i w dół opadają
Z serca ku sercu - jak muzyki brzmienia
Dotykiem rzeźby czule ogarniają
Żeby w nich znaleźć chwilę ukojenia
Płynę w nich nurtem rozgwieżdżonej rzeki
Pośród baśniowych fasad i uliczek
Idę i Tobą w sercu się uśmiecham
Ciemnobrązowym pięknem się zachwycam
W oczach prześlicznych dziewcząt je znajduję
Nurzam w ich toni, przepaścistych głębiach
Wzbijam z zachwytem, orłem w nich szybuję
W każdych odkrywam jakby trochę Ciebie
Ciemnobrązowe, skryte w włosów cieniu
Pięknem najczystszym płoną we mnie twarze
Wtulone w włosy długie, lśniące, proste
Jak gdyby Tobą anioł się ukazał
Był przy mnie blisko. W sklepie i kafejce
Podawał kawę dłonią pełną wdzięku
Musiałem stanąć jeszcze raz w kolejce
Żeby smakować ciemnych oczu piękno
I jego dłonie jasne jak z marmuru
Smukłe, kojące - niby strużka wina
I jego wargi w kasztanów kolorze
Które prześwieca jakby słońca krztyna
Miał tutaj dobrze Sandro Botticielli
Gdziekolwiek spojrzeć - tam pierwowzór sztuki
Jakże nietrudno być tu Rafaelem
Jak Michał Anioł kształt w marmurze wykuć
Harmonia życia, sztuki i natury
Nikt się nie śpieszy. Wie, że zawsze zdąży
Wznosi się budowla, której nikt nie burzy
Której myśl przewodnia niebem we mnie krąży
Jan Sabiniarz
WENECJA
Świecą się falami senne bruki miasta
Słońce modro błyska w cieniu fasad skryte
Wzdłuż kafejek świtu czas gondoli nastał
Nie wiem, co jest prawdą tutaj a co mitem
Czas łagodnie płynie, ściera kurz z obłoków
Przemykając cicho pośród chwil promieni
Nurzam wzrok w marmurze, nie dowierzam oczom
Jego biel odbiciem morza się zieleni
Pośród gwiazd hoteli zioną pustką okna
W których zgasło życie, jeszcze drży muzyka
W polichromii wspomnień cień gondoli został
Kiedy przymknę oczy, różą w serce wnika
U stóp strzępy meduz, muszle i rozgwiazdy
Które niosą z głębi pocałunek morza
W wielobarwnym tłumie Plac świętego Marka
Nad nim campanila, niby ptak w przestworzach
Cisną się kanały wśród milczących fasad
Miasto życiem kwitnie, w głębi dramat toczy
Trwa ostatkiem piękna na zmęczonych palach
Tu, gdzie życie naraz z śmiercią się jednoczy
W kruchej porcelanie cappuccino cafe
Kryształowy puchar, skra białego wina
To, co tu wyraźne - znakiem jest dla świata
Losów kanałami przyszłość się rozpływa
Jan Sabiniarz
NAD MORZEM ŚRÓDZIEMNYM
Wyjmij z odmętów tę ciernistą perłę
W której zamknięty szum i cisza morza
I wiatr niebieski, który boso biegnie
Skała, co pragnie unieść się w przestworza
Brzegi nie wiedzą, o czym szumią fale
Światło zaklęte w połyskliwość chwili
Popłyńmy w głębię, tam, gdzie raf korale
Nim zmienne prądy rysy ich rozmyją
W każdym ziarenku - dotyk ręki Boga
To z niego - mury i sklepienia katedr
Jestem wędrowcem, co u świata progów
Ptakom powierza swoje sny skrzydlate
Piasek się iskrzy w księżycowe noce
Stóp nikłe ślady, które wciąż pamięta
Gdy mrok zapada, wracam wielokrotnie
Wśród urwisk nieba pasą się koźlęta
Gdziekolwiek spojrzeć, nie ma żywej duszy
Niknące ścieżki i milczące skały
Od fal niebieskich jasne światło prószy
Lądu i morza bije doskonałość
Jan Sabiniarz
NA KRECIE
Ziemio oliwek, mirtu i tymianku
Którymi dyszą skalnych wzgórz ogrody
Gdzie wiatr na przemian z ciszą - Zorbę tańczy
Wśród oleandrów snów przy górskich drogach
Niech twoje życie tak jak chce, się toczy
Co w tobie prawdą, a co w tobie mitem
Kocham przejrzyste twe błękitne oczy
Gdzie rześki wieczór łączy się ze świtem
Pląs twój tak zwiewny, lekki jak marzenie
Przy dźwięku liry wśród gorących dachów
Gdzie krew zasypia, kiedy brzask zapieje
Chwili - na wszystko starcza tutaj czasu
Nic jej nie goni, nigdzie się nie spieszy
Wie, że na życie i śmierć zawsze zdąży
Która ma wszystko, a chce ciągle jeszcze
Nad którą przeszłość jak cień ptaka krąży
Wniknąć w twą duszę czułym szeptem morza
W dno się wkołysać z jasnych otoczaków
Rozpłynąć falą, która szczęściem darzy
Ślad swój zostawia na przeszłości piasku
Iskrzy się woda, zetlić się nie może
W ramiona plaży czułość swą przelewa
Zanim ze skałą do snu się ułoży
W którym się spełnień marzeń swych spodziewa
Przemilcza kamień to, co platan śpiewa
Choć jedno drugiemu jest pomocną dłonią
Przed słońcem kryją się w swe cienie drzewa
Ostrzą cykady głosy swe do boju
Nagle zamilkną, jakby coś się stało
Na ustach stygnie skwar kamiennej ciszy
W czeluściach duszy tęsknie zawołało
Niebo, co w głębi morza się kołysze…
Jan Sabiniarz
WSPOMNIENIE KRETY
Górską kozicą, stromą skalną ścieżką
Wspinać się trawą lub tymiankiem bosym
U dołu czeluść, współczesności piekło
- Tu woda szepcze czystym serca głosem
Trawa ku trawie głowę swą pochyla
I dziki oset kwitnie szczęścia kwieciem
Tutaj, zaiste, życie nie przemija
Ziemia i morze w bukiet gwiazd się plecie
Oliwne gaje, oczy ich zielone
Mchem porośnięte skalnej ciszy dłonie
Ciemność ukryta w jasnych urwisk ścianach
I gwiazdy nocy, które za dnia płoną
Rozgrzane słońcem ciepłe są kamienie
Wtapiam się w ciszę i przymykam oczy
W oddali morze blaskiem fal się mieni
Mógłbym tak z tobą trwać do późnej nocy
Nie ma nikogo, to tylko złudzenie
Wiatr tylko trąca dzikie, skalne zioła
I sam zostaję ze swym własnym cieniem
Głos tylko słyszę, który z głębi woła
14 maja 2019 Jan Sabiniarz
W OKOLICACH LINDOS
Zostawiam w piasku ciche ślady myśli
Wśród skał pamięci niespokojne morze
I chwile, które nocą mi się przyśnią
Dróg gęstym ściegiem czasu bieg się łoży
Idę wsłuchany w odgłos górskiej ścieżki
W zboczach pachnące zioła skubią kozy
Myślę, że mógłbym w słońcu tu zamieszkać
By w jego cieniu życie swe ułożyć
Tutaj z gwiazd czytam, co to - nieskończoność
Szeptem zastygłym w perły białych muszli
Żarem południa zda się błękit płonąć
Wśród ruin, kolumn, litych głazów pustki
Śpiew z dali słyszę, który w sercu wzbiera
Pełen tęsknoty, na tle cykad chórów
Przed chwilą nimfa stała w cieniu drzewa
Za szat jej błyskiem piąłem się pod górę
Nie wiem, jak długo szedłem, nie pamiętam
Aż na najwyższym znalazłem się szczycie
Wokół - nikogo, tylko głazów cichość
I szat jej szelest, który ciągle słyszę
Jan Sabiniarz
KAMIENIE Z WYSPY RODOS
Kamienie lubią w słońcu się wygrzewać
Na klifie mają - czego dusza pragnie
U stóp ich morze fale chwil przelewa
By w błękit się wzbijać, to opadać na dnie
Widzą każde ziarnko piasku i horyzont
W rękach ich się mieni i wieczności szuka
Zasłuchane w głębię, w morza gwiezdny przybój
Który wyobraźnię, myśli ich porusza
Lubią zapach wody, ostry krzyk rybitwy
Czasem tym zazdroszczą, co na plaży drzemią
Które ze snu budzi dotyk ludzkiej stopy
Słońcem wymuskane jej kobiece piękno
Lubią, gdy brązowa skóra w nie się wtula
Opuszkami palców wnika w drogi mleczne
Nad którymi dyszy słońca złota kula
Zmysły ich rozżarza, wzgórków, dolin przestrzeń
Bóg ich nie zapomniał. Na obrzeżu wieków
Prosty żywot wiodą. Nic go nie zagraca.
Prawdy ich się uczę, szczęścia, gdy z uśmiechem
Co jest najważniejsze w życiu - mi tłumaczą
Jan Sabiniarz
KORFU - WYSPA WIELKIEJ CISZY
Przybyłem tu, by zaznać wielkiej ciszy
- Przenika w głąb i ludzi rozpromienia
Człowiek współczesny tak mało dziś ją słyszy
Pomija to, co kryje się w jej cieniu
Znajdując ją, łatwiej jest wybrać drogę
Wewnętrzny głos przed siebie ją wytycza
Pojmuję ją wśród gór i huku morza
Jej ludzki kształt i boskie jej oblicze
Wertując ją, dostaję odpowiedzi -
Znikają z map imperia i narody
Wszak duchem jest nawarstwień tysiącleci
Z niej rodzi się wszechczasów wieczna młodość
Tu piękno gra na wielostrunnej lirze
Z marmuru kształt i miłość w dłoń zaklęta
Lazuru toń, noc gwiazdą dzień przybliża
Gdzie morza szum lśni ciszą niepojętą
Jan Sabiniarz
DO ANDALUZJI
Przez góry i ludzi poznawałem ciebie
Oraz przez ich domy, boska Andaluzjo
Powiew twój nie ustał. W sercu mym wciąż krzewi
Bujną roślinnością pola we mnie puste
Pełne są słodyczy twoje pomarańcze
Ale słodsze od nich są uśmiechy ludzi
Jakże one cieszą, gdy na ustach tańczą
Roztaczając ciepło, które się nie studzi
Kocham sny w kamieniu, chwil, co się nie kruszą
Pamięć ma w nich rzeźbi kształt, co nie umiera
Czuję jak pulsuje we mnie twoja przeszłość
Gdy na każdym kroku w piękno mnie zabierasz
Żyją dni wpisane w wstęgi gór, tunele
Ciągle się nie kończą, biegną własnym tropem
Zaszyć się wśród ciszy, co się łanem ściele
Który dziś, w pamięci, tylko jest widokiem
Jan Sabiniarz
WSPOMNIENIE Z PROWANSJI
Za mną, przede mną - lawendowe pola
Niebo i myśli słońcem lawendowe
W oddali postać zwiewna z parasolem
Cała w błękicie, włosy jak len płowe
Na wzgórzu klasztor, mchem wrośnięty w skały
Dębowa brama jego ciszy strzeże
Przed chwilą orła ponad nim widziałem
Krążąc, ku niebu wznosił swe pacierze
Błękitna postać wśród cyprysów znikła
Kamienne mury skryły się w swe cienie
Rajskim ogrodom nieznane jest piekło
Tu w rzeczywistość zmienia się marzenie
Przymykam oczy, żeby głębiej widzieć
Wzrokiem wewnętrznym płonę w polnej róży
Postać błękitna w moją stronę idzie
W włosach jej iskrzy blask wieczornej zorzy
Gdy mnie mijała, wskroś przeszyła wzrokiem
Jej pięknych oczu nigdy nie zapomnę
Nie wiem, czy zjawą była, czy obłokiem
Kim ona była, nigdy się nie dowiem
Dziś w mym ogrodzie jest krzew lawendowy
Kiedy przychodzi rozkwitania pora
Wionie błękitem, włosem listków płowych
Odżywa tamtym światłem i kolorem
Jan Sabiniarz
MONT SAINT MICHEL
I.
Kosmos tu prawa swe dyktuje
Przypływy i odpływy morza
Dusza, nie ciało, wskroś góruje
Wzbija się niby ptak w przestworzach
Chwila wieczności uchwycona
W zarys budowli Średniowiecza
Błyszczy się niby gwiazd korona
Rozum jej głębi nie dociecze
Rys, który z wiary zbudowany
Jakże wewnętrznym światłem świeci
Nie ma dla niego takiej rany
Której nie zbliźni, nie wyleczy
Pnę się poezją starych murów
Tak, jakbym świętą księgę czytał
Wsłuchany w głos niebieskich chórów
Znajduję jeszcze jedną przystań
W wąskich uliczkach kutych w skale
Do siebie odnajduję drogę
Z kamieniem bratam się, co z dali
Słyszy milczenie i szept Boga
Transept świątyni i wirydarz
Róże dźwigają błękit sklepień
To, co zamknięte się otwiera
Świt czas rozchyla klamką zmierzchu
II.
W lochach ciemności śpią zwiastuny światła
Wystarczy tylko ciężkie drzwi otworzyć
By zaświeciło to, co w duszy gasło
I się ukazał jasny promień Boży
Są takie miejsca w księgę dni wpisane
Co jak modlitwa wznoszą się do nieba
Wiara buduje stropy ich i ściany
Jak pęd ku wiośnie prastarego drzewa
Serce złaknione tej świątynnej ciszy
Gdzie chłód posadzki z mroku jest wytkany
Benedyktynów chór w opactwie słyszę
Przed którym chwila cichnie na kolanach
W pęknięciach głazów, pod patyną fasad
Gdzie dziki gołąb i nietoperz mieszka
Gwiazdy całują noce morza blaskiem
Wieczność dla duszy swą wytycza przestrzeń
Jan Sabiniarz
ZAMEK D’IF
W zatoce morza lśni skalista wyspa
Na której wznosi się kamienna twierdza
Dawne więzienie - dzisiaj już nieczynne
Ptaki i ryby jej przeszłości strzegą
Na piasku ścieżek rosną żółte kwiatki
- To znak, że tędy mało kto już chodzi
W celach bez okien czasem ściany płaczą
I księżyc nocą skrada się jak złodziej
Blanki warowni szczerzą kute zęby
Jak gdyby potwór z wody się wynurzał
Tęczowa kipiel błyszczy pod nim w głębi
Ocieka światłem po omszonych murach
Głuchy dziedziniec - dziś - ostoją ciszy
Gdzie skrawek nieba jest wolności znakiem
Na którym słowa księdza Farii słyszę
I siedzę w celi - sam na sam - z Dantesem
Ludzie dla siebie sami są więzieniem
Lecz nim nie będzie hrabia Monte Christo
Zostanie sobą, zło go nie przemieni -
W Bogu i sercu świeci jego przystań
Jan Sabiniarz
SZKOCJA
Skaliste zbocza porośnięte trawą
Których spokoju tchnienie ciszy strzeże
Kamienne zamki cień na wietrze kładą
Świetliste drzewa i bajeczne wieże
Rzeźbione wichrem strome ściany klifu
U dołu piargi, w które potok spływa
Ścieżynki serca pełne ptaków krzyku
Zarosłe ślady w mrok ukrytych dziejów
Czas gra na kobzie, wyśpiewuje pieśni
Tu, gdzie historii półmrok nie przekręca
Dumnej przeszłości - przyszłość nie zbezcześci
Co zgubi człowiek - kamień zapamięta
Nie wiem, co wodą tu jest, co - obłokiem
Nie skruszą brzegów rozwścieczone fale
Wielkość się kryje tu, za każdym stokiem
Wystarczy ruszyć w swe wewnętrzne dale
Jan Sabiniarz
IMPRESJA Z ANGLII
Sędziwe dęby oplecione bluszczem
Kamienne murki porośnięte mchami
Skalny wodospad, w którym woda pluszcze
I krzyk jastrzębia, hen, ponad polami
Na każdym miejscu inny kształt wszechświata
I inne gwiazdy, choć ci sami ludzie
Tę samą wiosnę w nas śpiewają ptaki
Każde odkrycie nową radość budzi
I dom dostojny jak stare zamczysko
Dębowe belki i z piaskowca ściany
Blaskiem tajemnic lśni mosiężne łóżko
Cisza się bieli słońcem malowana
Piękno jest w ludziach, w sercach ich zaklęte
Sztuką i pieśnią z wewnątrz wydobyte
Ciągle odkrywam nową życia świętość
W półmrok odchodzi to, co pospolite
Tu delikatność znów nabiera siły
Lnianej koronki na dębowym stole
Szpary w podłodze balsamuje miłość
W oknie - magnolia, szczęściem ranka wschodzi
Wierność tradycji i zasadom przodków
Laurem zwycięstwa czas przed siebie niesie
Staje się ludzkim, z wolna, to, co boskie
Wciąż nowy ogień z iskier piękna krzesze
Jan Sabiniarz
W ANGLII
W Anglii narcyze i żonkile
Wśród porośniętych mchami murków
Nad nimi pszczoły i motyle
Ścieżki biegnące prosto z górki
Nie ma tu borów panujących
Ale sędziwe dęby, buki
Znajdzie się też królewna śpiąca
I krasnoludków dzienne stuki
Brzegi tu kończą się bezkresem
U klifu stóp się piętrzą fale
Ku Róż Dolinie pieśń się niesie
By w niewidzialnej niknąć dali
Od słońca marca już wiosennie
Jak nigdy u nas tak nie było
Gdzie w lasach jeszcze zima drzemie
I ziemia śniegiem się okrywa
Ogrody pełne są poezji
Miodnych owadów słodkie granie
Jakże inaczej czas tu biegnie
Cisza się z dźwiękiem rozpoznaje
Zda się przenosić smykiem góry
Żeby odpocząć w cieniu dolin
Nad nimi śmigłe zamków mury
Tchnące historią i spokojem
Wśród małych domków miłość wielka
Do piękna świata wśród natury
Niekiedy sam Bóg tu przyklęka
Kiedy zstępuje dla nas z góry
Jan Sabiniarz
KOŚCIÓŁEK W LITLINGTON
W nagrobnych płytach drzemie spokój
Wykutych niby drzwi do nieba
Zeszkli się promień słońca w oku
W brzasku i zmierzchu się zagrzebał
Przyszedłem, Panie. Usiądź, proszę
Ze mną na ławce z pni dębowych
Całe me życie tu przyniosłem
Jak drzewo liści kolorowych
Mam tyle ci do powiedzenia
Wiem, że uważnie mnie wysłuchasz
Wokół tak dziwnie świat się zmienia
Zatraca w zgiełku pokój ducha
Po sadach widać, że już jesień
Dorodny owoc lata ściele
W zielonej trawie chłód się niesie
Wolno młyn życia ziarno miele
Chciałbym raz spojrzeć twoim wzrokiem
Na mnie i moje dzienne sprawy
Ty patrzysz z bliska i wysoka
Co widzisz w duszy mej i twarzy?-
Pytam, ponieważ chciałbym wiedzieć
Co jeszcze mam do poprawienia?-
A ty bez słowa obok siedzisz
Nie chcesz mnie sądzić, ni oceniać
Zostawiasz mnie samemu sobie
Wiem, że inaczej być nie może
Skłaniasz się ku mnie łzą u powiek
W której blask wiekuistej zorzy
Jesteś - a jakby cię nie było
W doskonałości swej dyskretny
Cudownie swą objawiasz miłość
Kiedy w mą chwilę szczepisz wieczność
Jestem spokojny, nic już nie chcę
Duszę rozświetla promień ciebie
Rozumiem cię - jak nigdy przedtem
Nie tylko wtedy - gdy w potrzebie
Rozsuwasz we mnie kamień wiary
Twoją milczącą obecnością
Świat ten nie przetrwa bez twej miary
Twojego światła i miłości
Nie potrzebuję żadnych cudów
Żeby uwierzyć w twe istnienie
Odkrywam ciebie w oczach ludzi -
Którzy są - ciebie przedłużeniem
Jan Sabiniarz
POLSKIE DROGI
Wprzęgnięci w dróg swych grząskie koleiny
Jesteśmy jako te bezskrzydłe ptaki
Z ojca na syna tęskniąc do krainy
Gdzie czyn i słowo wciąż to samo znaczy
Kolejne lato pięknie w nas przemija
W powietrzu cisza waży liść na stawie
I promień słońca wstaje w oczach czyichś
Świeci jak pióro białe na murawie
Dzień z nocą łączy bliska sercu mowa
Wzbija się słońcem, drzewa liściem śpiewa
Poranek wstaje w tęsknot wiernych słowach
Jesteś tak blisko, choć cię prawie nie ma
Drogi te pełne delikatnej mocy
Jak czyjaś ręka, kiedy przyjdzie chwila
W kropelkach rosy świecą gwiazd migotem
Z kwiatka na kwiatek - niby lot motyla
Bywacie w sercach swoich tacy piękni
Dębem się niosą w niebo polskie sprawy
Rzeka w horyzont toczy się bez lęku
Jak pięknie pachnie garść ojczystej trawy
Jan Sabiniarz
PEJZAŻE POLSKIE
I.
Chatą i dworem zapisane ścieżki
Wśród łąk biegnące i wśród łanów żyta
Gdzie las zielony, roje gwiazd niebieskich
To w nich marzenia tylu serc ukryte
Staje nad wodą przeszłość marnowana
Niewiele zrobi - cofnąć się nie może
Świetliste dale, ciemne lasu ściany
I ty pamiętasz jeszcze o nich, Boże
Na ścianie ryngraf, szable skrzyżowane
Któż dziś pamięta, co się z nimi stało
W otwartym oknie wiatr szarpie firankę
Rwą się koronki, które pozostały
Deski szerokie podłóg zapadniętych
Gwoździe w nie wbite, niby w drewno krzyża
Ze ścian spękanych bije dawna świetność
Gdy myśl i serce pamięć dni przybliża
Tych dni, co wiodły w rubież ziemskiej chwały
Natchnione ciszą i czystością słowa
Wiekowym parkiem milczą u powały
Mlecz na nich rośnie, próchno chwil zachował
Lśni uniesione skrzydło fortepianu
Przeszłość w muzyce ocalenia szuka
Ku której wiodą słońcem malowane
Wszechmocne dęby i prastare buki
Jan Sabiniarz
PEJZAŻE POLSKIE
II.
Mgły mleczno-białe i czerwone drzewa
Wśród wzgórz cienistych zieleń oziminy
Skrawek błękitu cichy kątek nieba
Klucz dzikich gęsi pod chmurami płynie
Na lustro stawu chłopiec puszcza łódkę
Żagle - z papieru a jej kadłub - z kory
Po krańce świata - podróż jego krótka
Nie chce, nie będzie szukał wiatru w polu
Wzrok jego błądzi - z pięknem oswojony
Sitowie gwarzy bliską sercu mową
Żaglem samotnym cały w słońcu płonie
Światłem rozlanym w knieje i dąbrowy
Obok - kościółek i cmentarzyk cichy
Są takie chwile, kiedy kamień płacze
Iskrzy gwiazdami, których nikt nie zliczy
Jak życie pełne krótkotrwałych znaczeń
Wśród świec i zniczy bose chryzantemy
To nimi serce list miłością pisze
Ci, co odeszli, z góry patrzą niemo
Szczęśliwi słowem, które Pan Bóg słyszy
Jan Sabiniarz
BORY TUCHOLSKIE
- STRUGA SIEDMIU JEZIOR
Gdyby mi przyszło kiedyś
Polarną się zachwycać nocą
Lub wyżej himalajskich szczytów
Tęczą zawisnąć
Nad przełęczą
Która niespotykane piękno kryje
Tuląc obłoki, wiatr i mgły - niczyje
Gdyby mi dano największe cuda świata
Wiszące ogrody, sekrety faraonów zgłębić
Orłem - bielikiem chciałbym zostać tylko
Tym, który ponad Strugę Siedmiu Jezior wzlata
Kto pośród piasków, mchów i wrzosów
Wód lobeliowych poznał tonie
Dzikie ostępy borów
Spowite w mgłach świecących rosą
Tajemnych bagien uroczyska
Ku łąkom marzeń
Kto wprowadzał ranki swe czerwcowe
I promień brzozy
Niby dłoń najdroższą ściskał
Ten pozostanie wierny
Jeziorkom bagnem zwyczajnym porośniętym
Wśród których wodna lilia świeci
Sosnom i świerkom
W cienistej strugi ścieg zaszytym
Żurawiom, które odlatując, płaczą
Okoniom i szczupakom
W Jeziorze Ostrowitym
Jan Sabiniarz
- STRUGA SIEDMIU JEZIOR
Gdyby mi przyszło kiedyś
Polarną się zachwycać nocą
Lub wyżej himalajskich szczytów
Tęczą zawisnąć
Nad przełęczą
Która niespotykane piękno kryje
Tuląc obłoki, wiatr i mgły - niczyje
Gdyby mi dano największe cuda świata
Wiszące ogrody, sekrety faraonów zgłębić
Orłem - bielikiem chciałbym zostać tylko
Tym, który ponad Strugę Siedmiu Jezior wzlata
Kto pośród piasków, mchów i wrzosów
Wód lobeliowych poznał tonie
Dzikie ostępy borów
Spowite w mgłach świecących rosą
Tajemnych bagien uroczyska
Ku łąkom marzeń
Kto wprowadzał ranki swe czerwcowe
I promień brzozy
Niby dłoń najdroższą ściskał
Ten pozostanie wierny
Jeziorkom bagnem zwyczajnym porośniętym
Wśród których wodna lilia świeci
Sosnom i świerkom
W cienistej strugi ścieg zaszytym
Żurawiom, które odlatując, płaczą
Okoniom i szczupakom
W Jeziorze Ostrowitym
Jan Sabiniarz
POLSKIE DRZEWA
Jakkolwiek nam się układały losy
Zwycięstw, porażek wśród burzliwych dziejów
Drzewa szumiały wciąż tym samym głosem
U dróg rozstajów i wzdłuż Wisły brzegów
Odwieczne dęby i prastare buki
Lipy - ojczystym słońcem prześwietlone
Tchnące spokojem pośród zgiełku epok
Wzrastają z głębi dobrem nieskończonym
Na przekór gwałtom i na przekór wichrom
Drzewa niejedną w nas przetrwały burzę
Na nich się wspiera myśl i serce czyste
Po to, by ludziom i pejzażom służyć
To one z ziemią łączą błękit nieba
Tyle w nich piękna, ciszy i spokoju
Obłok w nich gnieździ, wiosną ptak zaśpiewa
Dla braci mniejszych wierną są ostoją
Miłuję wonne, rześkie lasów zdroje
Wielkie za życia, umieraniem wielkie
Pod których pieczą dom nasz się nie boi
- To one darzą nas najprostszym szczęściem
Jan Sabiniarz
ROSOCHATKA
Pełna tkliwości, niby wrzos przy drodze
Przy której trawa i kapliczka klęka
Modli się czaplą, trwa na jednej nodze
Studnią omszoną, cebrowaną pięknem
Cisza się wznosi ponad łanem żyta
Pełnym miłości chabrem w niebo patrzy
Zasypia zmierzchem, budzi się o świcie
Bocianem wiosny na stodole klaszcze
Wtulone w łąki śnią piaszczyste drogi
I dzikie ścieżki, które do niej wiodą
Rozmawia ciszą z wszechobecnym Bogiem
Gdy serca krzyżem staję u jej progów
Anioł brzozowy jej spokoju strzeże
Wonne sitowie skryte w lustrze stawu
I kamień, który u rozstajów leży
I rozśpiewane wśród szuwarów żaby
Wiśnie i śliwy i kartofle w polu -
Jak okiem sięgnąć, wiją się ich rzędy
Wszystko tu miłe w słońcu grą kolorów
W gorączce lata szum i krzyk łabędzi
Ziemia łagodna, niby bochen chleba
Wyjęty z pieca, lśni brązową skórką
W zapachu siana swoje sny zagrzebał
To nic, że czasem droga tu pod górkę
Zegar z kukułką i w Śliwicach grota
Pamięć dzieciństwa wije się wśród bluszczu
Bielą i różem tęskni bez przy płocie
Brzoza na wietrze włosy chwil rozpuszcza
Jan Sabiniarz
DNIE I NOCE
W DOLINIE RÓŻ
Tutaj mi bliskie kwiaty i motyle
Mostek i strumyk, który pod nim płynie
I obłok, który ziemi daje znaki
I pamięć o tym, że ja tutaj byłem
Rosną nad nami wiekopomne drzewa
Świergot skowronka nad okapem strzechy
Gdzie wiecznej wiosny zimą się spodziewam
Słońce i księżyc nocą się uśmiecha
Krzyk tu nie zbłądzi, nie zadraśnie strzała
A jeśli zbłądzi, Amor ją wypuści
Na uroczysku, nocą - żab chorały
Czas się nie dłuży, ani zbytnio krótki
Tu niepotrzebny lekarz, ni psychiatra
Gdzie wszystkie stany można ziołem leczyć
Nic nadaremne, tutaj - zawsze warto
Orła i wróbla Bóg ma w swojej pieczy
Przed dom wychodzę, patrzę poprzez drzewa
To, co tam groźne, tutaj nic nie znaczy
Wiem, czego mogę we mgle się spodziewać
Tu, gdzie źrenicą myśli serce patrzy
Jan Sabiniarz
MOJE PEJZAŻE
Z kolorów, światła - pejzaż zbudowany
Żółcie i ugry i błękitu cienie
U dołu - drzewa, liśćmi malowane
Nad nimi - nieba wiekuiste tchnienie
W oddali domy wszyte w łany zboża
Cisze dzwoniące złotym kłosem lata
Chabry, kąkole oraz maki hoże
Wichry biegnące, dokądś, na skraj świata
My, wśród nich - wolni, wszystkie ścieżki - nasze
Kwieciste łąki i jabłeczne sady
Twarz dębu spokój promieniami głaszcze
W lustrze jeziora zasnął obłok blady
Zmierzchy i brzaski i łąk mgliste rysy
Gdy słońce wstaje i skowronek śpiewa
Świerszcze jesieni wśród nabrzmiałej ciszy
W której się serce balsamicznie miewa
Niezapomniane po to są powroty
By nic nie ubyło i nie przepadło
Czas nie zaciera - a wręcz ustokrotnia -
Piękno spełnione - w duszy się pokładło
Jan Sabiniarz
DZIECKO WSZECHŚWIATA
Przez chwilę - obok - ziemskich spraw
Od codzienności oderwani
Kosmiczny wsącza się w nas świat
Świat, który nie ma żadnych granic
W nim łąki planet, gwiazd miriady
Rozdarty światłem półmrok mglisty
W skos Mlecznej Drogi pustka blada
Łuny galaktyk ciemno-krwiste
Od codzienności oderwani
Kosmiczny wsącza się w nas świat
Świat, który nie ma żadnych granic
W nim łąki planet, gwiazd miriady
Rozdarty światłem półmrok mglisty
W skos Mlecznej Drogi pustka blada
Łuny galaktyk ciemno-krwiste
W otchłani nocy świeci Ziemia
Srebrno-błękitna, cicha kula
I rój atomów - ludzkie plemię
Co jak w kołyskę w nią się wtula
Dzieckiem wszechświata
- każdy z nas
Niepowtarzalny i jedyny
Jesteśmy coraz bliżej gwiazd
I słońca, które w nas przemija
Z ziarenka piasku kwitnie mak
Ścieżka biegnąca przez łan żyta
Gdzie radość wyśpiewuje ptak
Gdy promień wiosny w drzewie świta
Dlatego do nas przyszedł Ten
By nas i wszechświat w nas ocalić
Gdy przymknę oczy, widzę Go
Słowem, które się Ciałem stało
Jan Sabiniarz
WĘDROWCY ŚWIATŁA
Wędrowcy światła i cienistych dolin
Nad nami błękit oraz gwiazd bezdroża
Miłuję dęby, co nad wodą stoją
I ciszę wpiętą w gromki łoskot morza
Idźmy przed siebie w posrebrzyste dale
Tam, kędy wiosna słońcem drzew przemyka
Gdzie kwiat jabłoni gasi wszelkie żale
I dom zaprasza, jakby był z piernika
Wśród łąk serdecznych wstają błogo trawy
W tych, które zwiędły, kwitną nowe twarze
We mgłach poranka wstają senne zjawy
W których pamięci anioł się ukazał
Idźmy przed siebie, tam gdzie serce płonie
W płyciznach jezior tęskny krzyk żurawi
Gdzie chłód omija miłujące dłonie
I biała róża lśni na wodzie blado
Odwiążmy czółna, kiedy płynąć trzeba
Pozostawiając te i tamte brzegi
Tuląc do serca nikły skrawek nieba
Iskierkę ciszy, promień brzasku w biegu
W ustronnych lasach balsamiczna pani
Jej twarz promienna, wichrom niepojęta
I piękno, które nie ma żadnych granic
Jak wodna róża - gdy rozchyla świętość
Pochylmy ku niej tkliwych serc obłoki
Wszak dziś od rana jest jej czułe święto
Jedynie ona może wznieść wysoko
W krainę spełnień zwyczajnego szczęścia
Jan Sabiniarz
SERCE I DUSZA
PIĘKNA SĄ SPRAGNIONE
Serce i dusza piękna są spragnione
Które noc kryje a w niej snów poemat
Nabrzmiałe słowem, kształtem nieskończone
Światłem rozjaśnione jak wieczorne drzewa
By widzieć głębiej, przymykają oczy
Wzrokiem wewnętrznym patrzą w nieskończoność
By rozwiązywać nagie piękna sploty
Które cud życia niesie w chwil złożoność
Piękno jest aktem krótkiej, boskiej chwili
Kadrem zatrzymanym w rajskiej bramie czasu
Pyłkiem delikatnym wsnutym w lot motyla
Gwiazdą migotliwą w oczach pełnych blasku
Piękno nie odpływa, kiedy obraz ginie
Ono w dotyk serca, dłonią w pierś zapada
Wzniosłe jak katedra, czułe w tej godzinie
Kiedy miłość dłonie do modlitwy składa
Jan Sabiniarz
PIĘKNO
Ty jesteś mową wielu kultur
Znajduję cię w zapachu kwiatów
W fasadach domów i w zaułkach
W olśniewających nawach katedr
To ty łagodzisz chwil samotność
Przenikasz je swym boskim tchnieniem
Wspierasz, by dążyć drogą prostą
W głębi zapuszczasz swe korzenie
Wśród twych gałęzi ptak zaśpiewa
I cisza znajdzie swe posłanie
Swoją przedziwną moc rozkrzewiasz
I nie wyznaczasz szczęścia granic
Jeśli przed tobą drzwi otworzę
Ty zawsze przyjdziesz na spotkanie
Promień poranka w oknie złożysz
I jego wdzięczny cień na ścianie
Od lat wyznaję ci swą miłość
Wdzięczny za twoich dłoni dotyk
Tobą oddycham, chodzę, żyję
Z tobą mej duszy łączę sploty
Jan Sabiniarz
NATURA PIĘKNA
To nie dla piękna żyje człowiek -
Pomimo, że tak wiele znaczy
Ono jest iskrą, co zapala
Do wielkich i szlachetnych rzeczy
W Naturze jest przesłaniem Stwórcy
Jego cudownym ducha tchnieniem
Tęczowe kwiaty, ptasie piórka
I z głębi morza fal promienie
To ono skłania nas do czynów
Ofiarnych, większych od nas samych
Przybliża święte te godziny
W których nasz los wśród gwiazd utkany
Ono zaczątkiem jest harmonii
Pomiędzy Stwórcą a człowiekiem
Wewnętrznym światłem w sercu płonie
Na ścieżkach polnych róż uśmiechem
W pamięci brzmi, choć być przestanie
Żeby katedrę wznieść miłości
Wzniosłości ducha, zmysłów granie
Przywraca dobro w nas najprostsze
Źródlane - nie wie, co to pycha
Aniołem w błękit się oddala
Skrzydłami światła, bratniej ciszy
To, co nas ginie, nam ocala
Jan Sabiniarz
RODZIME PIĘKNO
Rodzime piękno jeszcze żyje
Zaklęte w buki, dęby, lipy
Często bezdomne, nie - niczyje
Budzi mnie nocą niemym krzykiem
Nie nosi powłóczystych sukien
Nie w głowie mu palm pióropusze
Miłuję jego cichy strumień
Którym orzeźwia mnie i wzrusza
Szepczą nim maki, chabry w życie
Złocone słońcem polne ścieżki
Nad stawem mleczne mgły o świcie
I za wzgórz pasmem bór niebieski
Zdziczałe parki i ogrody
Boże kapliczki na rozstaju
Nie zapomniały polskiej mowy
To w nich się chronią resztki kraju
Podróż jest po to żeby - przejrzeć
By zauważyć piękno nasze
Żeby je dobyć z pęt i cierpień
I z nich się wzbijać wolnym ptakiem
Od nowa wiązać nić zerwaną
Coraz mocniejszym łączyć węzłem
Nie dla nas sznur, chocholi taniec
Lecz polskich dróg i domów świętość
Jan Sabiniarz
NATURA PIĘKNA
To nie dla piękna żyje człowiek -
Pomimo, że tak wiele znaczy
Ono jest iskrą, co zapala
Do wielkich i szlachetnych rzeczy
W Naturze jest przesłaniem Stwórcy
Jego cudownym ducha tchnieniem
Tęczowe kwiaty, ptasie piórka
I z głębi morza fal promienie
To ono skłania nas do czynów
Ofiarnych, większych od nas samych
Przybliża święte te godziny
W których nasz los wśród gwiazd utkany
Ono zaczątkiem jest harmonii
Pomiędzy Stwórcą a człowiekiem
Wewnętrznym światłem w sercu płonie
Na ścieżkach polnych róż uśmiechem
W pamięci brzmi, choć być przestanie
Żeby katedrę wznieść miłości
Wzniosłości ducha, zmysłów granie
Przywraca dobro w nas najprostsze
Źródlane - nie wie, co to pycha
Aniołem w błękit się oddala
Skrzydłami światła, bratniej ciszy
To, co nas ginie, nam ocala
Jan Sabiniarz
RODZIME PIĘKNO
Rodzime piękno jeszcze żyje
Zaklęte w buki, dęby, lipy
Często bezdomne, nie - niczyje
Budzi mnie nocą niemym krzykiem
Nie nosi powłóczystych sukien
Nie w głowie mu palm pióropusze
Miłuję jego cichy strumień
Którym orzeźwia mnie i wzrusza
Szepczą nim maki, chabry w życie
Złocone słońcem polne ścieżki
Nad stawem mleczne mgły o świcie
I za wzgórz pasmem bór niebieski
Zdziczałe parki i ogrody
Boże kapliczki na rozstaju
Nie zapomniały polskiej mowy
To w nich się chronią resztki kraju
Podróż jest po to żeby - przejrzeć
By zauważyć piękno nasze
Żeby je dobyć z pęt i cierpień
I z nich się wzbijać wolnym ptakiem
Od nowa wiązać nić zerwaną
Coraz mocniejszym łączyć węzłem
Nie dla nas sznur, chocholi taniec
Lecz polskich dróg i domów świętość
Jan Sabiniarz
SZTUKA
Jest tym, czym laska w ręku ślepca
Jest także serca wyzwoleniem
A myśl jej błyskiem świat otwiera
Czasu i ducha pokrzepieniem
Najbliższą siostrą jest Natury
Wzajemnie siebie dopełniają
Na dłuższą metę nierozłączne
Na płótna i na lasu skraju
Miłuję jedną zaś i drugą
Lecz nie ma w tym ni krzty bigamii
Gdy jedna w moją stronę mruga
Druga z obrazu ku mnie patrzy
Tak jak katedra ma przypory
Które jej ściany otwierają
By mrok rozjaśnić szkieł kolorem
Tak sztuka duszy jest witrażem
Zaklęty w sztuce okruch chwili
Kreską lub dźwiękiem, plamką światła
Ona przedłuża i utrwala
Życie, co w mroku serca gaśnie
Jan Sabiniarz
MUZYKA
Jesteś mi wierną przyjaciółką
I głosów serca powiernicą
Gdy zasłuchany w koncert Bacha
Twych dźwięków lśnieniem się zachwycam
Ty, we mnie żyjesz, nie przemijasz
I, choć na chwilę, cię odstąpię
Z tobą jest boska każda chwila
Kiedy w mchy serca cicho stąpasz
W tobie jest kwiatu delikatność
Jak rzeka czułe wody toczysz
Ty jesteś duszą moją bratnią
Oddaną we dnie mi i w nocy
Kiedy czarujesz tęsknym fletem
Albo na skrzypcach sercem dźwięczysz
Pełna ufności i sekretów
Oddana ciszy czułym pięknem
Chcę tobą dzielić się z innymi
Wiązać się z nimi, jak potrafię
Miłować każdą piędź tej ziemi
Jak dzieci - cieszyć się jej światłem
Znajduję cię w nieznanych twarzach
Choć nigdy progu nie przestąpię
Nieustającym są chwil darem
Wyzbytym żalu, skarg i zwątpień
Jan Sabiniarz
POEZJA
Poezja
pod prąd i
wiatr
porusza się w mroku
z miłością
jasnymi ścieżkami.
Zachwyca ją
- radość dziecka
bawiącego się
latawcami wiatru
- spojrzenie mędrca
znad glinianych ksiąg
zwojów
papirusu.
Poezja
melodią słowa
wzlatuje
pieśnią skowronka.
Wędrując brzegiem strumienia
rozmawia z trawą
sianem na łące
z jaskółką się ściga
w błękit swój lot
unosi.
Poezja
nie stroni od wielkich miast
ale czuje się tam nieswojo.
Poezja
nikogo nie przekonuje
nie poucza
dzieli się tym, co ma.
Zasłuchana
w sagi i opowieści
snuje obrazy
pamięci i wyobraźni -
nie odnajduje siebie
we współczesnych
Frankensteinach.
Odkrywa stare
i wytycza nowe
szlaki
nieznane lub zapomniane
lądy i morza.
Pielęgnuje ogrody
domki z gwiazd
które stroi
dla brzmienia
ciszy
zawartej
w ziarenku piasku.
Jan Sabiniarz
KSIĘGA MEGO ŻYCIA
Ma miłość w starych księgach zapisana
W pucharze dłoni, w kropli polnej rosy
Ciszą wieczoru w zrywach serc rozlana
Mgiełką milczenia, czułym ptaków głosem
Kwieciem ogrodów światło się rozwija
To, które nocą w niebotycznej ciszy
Łzą przywołuje z dali imię czyjeś
Zapada w pustkę, tylko Bóg je słyszy
W otwartej księdze mego życia czytam
Żeby ułowić to, co w niej najświętsze
Co w głębi studni, w mroku jest ukryte
I co mnie darzy bezustannym pięknem
Jan Sabiniarz
ŻYCIE
Droga przynagla mnie przed siebie
Czas nazbyt szybko mi ucieka
Tak wiele rzeczy chciałbym zrobić
Jedna przez drugą nie chce czekać
Przed dom wychodzę, patrzę w niebo
Wielkich galaktyk widzę skróty
Zachwyca orbit doskonałość
Mógłbym nocami trwać w bezruchu
Tak wiele myśli w głąb przemyka
W gwiazdach znajduję mórz odbicie
Kiedy dojrzewa wielka cisza
Wewnętrzne kwitnie we mnie życie
Ma dusza częścią jest kosmosu
Małą, jak ostrze igły, niszą
Woła, bym dążył za jej głosem
Nie bacząc na przeszkody liczne
Pragnę utrzymać równowagę
Harmonię wielu we mnie światów
Nie wiem, co znaczy: los łaskawy
Sam chcę wytyczać moje szlaki
Promień wolności mi przyświeca
Lecz równoważy go pokora
Nie chcę swym życiem sobie przeczyć
Miłuję wszystkich pór kolory
Są we mnie świateł rozlewiska
Brodzi tam czapla, srebrny żuraw
I pełnia odnajduje przystań
I pustka wie, że nic nie wskóra
Światło tam z ziemią niebo spina
Piękno je łączy w jedną całość
Tam - życie płynąc, nie przemija
Drzewem nad nurtem rzeki staje
Jan Sabiniarz
DROGA NA SKRÓTY
Przemijamy w uczuciach i myślach
Wędrujemy, gubiąc się w drodze
W jednej chwili waży się przyszłość
Ślepy los się skrada, jak złodziej
Chociaż wszystko zaplanowane
Rozpisane na zyski i straty
Wyć możemy, tłuc głową o ścianę
Nasz scenariusz się sypie, niestety
W dzień się rodzi uczuć tak wiele
Każde ciągnie we własną stronę
Żarno czasu na pyłek je zmiele
Z brzóz listowia plecie koronę
Kiedy noc wysypie gwiazdami
- Błysną rosą na serca ścierniskach
Chociaż cisza trwa między nami
Wciąż dojrzewa w niej słowo, jak kryształ
Wnet poranek zapuści je mgłami
Kształt zaczęty ledwie, porzuci
Który uczuć i myśli nie plami
Lecz nam droga pisana - na skróty
Czas się sypie, jak piasek przecieka
Spełnia się, co nie tak być miało
Trzeba tańczyć, jak Zorba, z uśmiechem
Drzewa wiosnę ptakami śpiewają
Jan Sabiniarz
COKOLWIEK
Cokolwiek czynisz, czyń z miłością
Pielęgnuj piękno tego świata
A życie stanie się radością
Na podobieństwo lotu ptaka
Wewnętrzne góry lśnią w błękicie
Krzepione cichym wsparciem dolin
Wiosenne drzewa mgłą spowite
Światłem nad wodą czystą stoją
Cokolwiek czynisz, czyń z miłością
Wybacz mi proszę moje słowa
Miłuję co - prostotą wzniosłe
I takie chciałbym je zachować
Niech w ciebie wstąpi spokój drzewa
I niech nie zmrozi chłód kamienia
W wszystkim ukryta cząstka nieba
Która w anioły chce przemieniać
Tych, którzy idą w trawie boso
Wsłuchani w świergot leśnej ciszy
To dla nich kwitnie bez za płotem
Raduje jasnych źródeł kryształ
Wybacz mi, proszę, moje słowa
Ja tylko dzielę się myślami
Które w ogrodzie serca chowam
By wiosna kwitła między nami
Może wiesz więcej, może lepiej
Kocham, co z głębi jest wysnute
Lubię, gdy blask się z blaskiem plecie
I śpiewa ciszę strojną w nuty
Jan Sabiniarz
ŻYCIE JEST CUDEM
Planeta Ziemia jest rodzinnym domem
Pełnym pamiątek i dziecinnych wspomnień
I chwilą szczęścia jest przy wspólnym stole
Pięknem kryjącym to, co w nas ułomne
By kwitło życie, trzeba do prostoty
Powrócić w światło słów, modlitwę ciszy
Pieśń nad pieśniami śpiewać wielokrotnie
By w własnym sercu - inne serce słyszeć
Na pastwę czasów Bóg nas nie opuścił
To człowiek w nas opuścił Boga
Niechaj uważnie wreszcie spojrzy w lustro
Zanim wyszydzać będzie świątyń progi
W kwiecie jabłoni po to śmierci tchnienie
Żeby królewski owoc się narodził
Życie jest cudem, boskim w nas promieniem
Dobiegającym nas z Chrystusa łodzi
17 kwietnia 2020 Jan Sabiniarz
PRAWDY NIEWYGODNE
Ile jest prawd wciąż nieodkrytych
Wpisanych w tego świata dzieje
O których tylko cisza krzyczy
O których milczą kaznodzieje
Trzeba odwrócić bieg milczenia
Wciąż trzeba - cofać się do źródła
Drzewem się w głębię zakorzeniać
Odbicie nieba dojrzeć w studni
Odrzucić straszną powierzchowność
Czynem zaświadczyć prawdy słowa
Czy taki świat nam Bóg zgotował
Bez rąk, bez serca i bez głowy?-
Miłuję życie utajone
W każdej roślinie, w każdym ptaku
To, które w piasku jest uśpione
W cudownej ciszy, w jezior blasku
We krwi skąpana cała ziemia
Rzeź i cierpienie na śniadanie
Nie zmyje rąk swych ludzkie plemię
Gdy ziemia pragnie kwitnąć majem
Jan Sabiniarz
NASZ ŚWIAT
Świat nasz się dzieje niby szkiełko lodu
Skrzą w nim promienie, całe są z błękitu
W nim tylko miłość nie zaznaje chłodu
Dobro i piękno - w głębi lśnią ukryte
Zamknięci w domach nie doświadczą wiosny
Z dnia na dzień zrywa kartki z kalendarza
Błąka się łódka. Na nic ster i wiosła
Wzrok gubi przestrzeń, dal jej nie ukaże
Na nic - ostoje, psują się od głowy
Rani, przytłacza bezsilności brzemię
Nic się nie zmienia, nic tu nie jest nowe
Zapomniał o tym naród bity w ciemię
Wkrótce dzień sądny. Wskażą Barabasza
Czyhają wilki, ostrzą kły na stada
Lat dwa tysiące straszy cień Judasza
Z którym dzień jasny do snu się układa
Jan Sabiniarz
DOPÓKI ZIEMIA
A kiedy serce me utonie w ciszy
Do ręki piórko wezmę i atrament
Świat namaluję na karteczce wzruszeń
Jak bzem spowity dotyk rąk kochanych
Utrwalę na niej ścieżki i bezdroża
I wielkie góry, gdzie nikt się nie wspina
W ramiona brzasku pieśni sny ułożę
I się zamyślę nad tym, co nie mija
Wiem, co nie mija, co w nas wiekuiste
Spogląda z głębi albo lśni z wysoka
Kto w nas ocala słów kryniczną czystość
Kto, ciemną nocą, miłość ma w swych oczach
Wiem, że nie jestem sam na krańcach świata
Że - w nas i wokół - tylu pięknych ludzi
W koronki ciszy ptak perełki wplata
Którymi radość ponad smutki budzi
Nie bój się, proszę, o nic się nie lękaj
Coś musi upaść, żeby coś się stało
Wszak nasze życie jest cząsteczką piękna
Dopóki - Ziemia - będzie nią się działo
Jan Sabiniarz
PRZENIKANIE CZASÓW
Ręce dziś już tylko rzeźbą są z jaspisu
Trwalsze niż mury starożytne tęcze
Przed domem siedem pochodni ognistych
Pastwią się nad losem trzy żarłoczne bestie
Kto godzien księgi, ten zerwie pieczęcie
Odemknie zakucia, żeby w głębię wejrzeć
Podąży śladem odciśniętym w skale
By się przez morza i przez gwiazdy przedrzeć
Przywdzieje w drodze ziemskiej białą szatę
Otworzy bramy, rozda chleb i ryby
Bez miecza nastanie wielki dzień zwycięstwa
Czystą jego szatę we krwi umoczyli
Z brązu kadzielnice ogniem czczym napełnią
Dym z nich się uniesie wonny nad ołtarze
Będą siebie szukać, ale się nie znajdą
Skrzydeł szum się zerwie, drogę im ukaże
Ranić będą usta wściekłe i bluźniercze
Wdepczą w piach pustynny tych, co Słowu wierzą
Jadem będą broczyć czasy poplamione
Władzę swą oddadzą hordom dzikich zwierząt
Pustką handlujący na nich się wzbogacą
W złoto się przybiorą, w szkarłat i purpurę
Coraz mniej się śmieje, coraz więcej płacze
Świat coraz bogatszy w coraz grubszą skórę
Rozejdą się miasta, góry i doliny
Wieże strawi pożar, studnie lód uwięzi
Ciemność zapanuje, źródła słuch zaginie
Świat się toczy w nicość z kosmosu gałęzi
Ale słońce ducha wiecznie świecić będzie
Ziarnem w sercu wstanie, zafaluje łanem
Z coraz wyższych pięter światła nić się przędzie
Żeby być na końcu czymś jak chleb zwyczajnym
Jan Sabiniarz
NAD BRAMĄ ŚWIATA
Nad bramą świata wisi napis:
Nad bramą świata wisi napis:
Że „praca czyni wolnych ludzi’
W wiosennym polu chaber płacze
I mak zatacza się od trucizn
Zgubiły swój azymut pszczoły
Nie mogą trafić już do uli
Gasnącym głosem echo woła
W zgniłe powietrze ptak się wtuli
Pocięte nożem melioracji
Nie mogą dojść do siebie łąki
Księżyc ze smutkiem na to patrzy
Słabnącą pieśnią słowik kląska
Rzeki odcięte od swych źródeł
Nie mają dziś na kogo liczyć
Obłoki w stawie z resztką złudzeń
Trute randapem pole krzyczy
Nad modrą wodą stoją dęby
W wiosennym polu chaber płacze
I mak zatacza się od trucizn
Zgubiły swój azymut pszczoły
Nie mogą trafić już do uli
Gasnącym głosem echo woła
W zgniłe powietrze ptak się wtuli
Pocięte nożem melioracji
Nie mogą dojść do siebie łąki
Księżyc ze smutkiem na to patrzy
Słabnącą pieśnią słowik kląska
Rzeki odcięte od swych źródeł
Nie mają dziś na kogo liczyć
Obłoki w stawie z resztką złudzeń
Trute randapem pole krzyczy
Nad modrą wodą stoją dęby
Drzemie w nich jeszcze ojców siła
Kuli się w nich ostatnie piękno
W kamieniach tylko serce żyje
W miejsce zieleni rośnie pieniądz
Kuli się w nich ostatnie piękno
W kamieniach tylko serce żyje
W miejsce zieleni rośnie pieniądz
Nie mają gdzie się udać sady
W górze pocięte resztki nieba
Od smug piekielnych błękit blady
Mieszane w tyglu pory roku
Kłócą się z sobą o swe racje
W zlęknionej ciszy pryska spokój
Majaczy kres cywilizacji -
Gubi się w sobie myśl i słowo
W piersi nierówne serca bicie
Dzień wstaje ze spuszczoną głową
I noc rozmija się ze świtem
Zderzony z górą statek tonie
Gdy na pokładzie lud się bawi
Nieświadom, że to już jest koniec
Zło bierze w łapy dobra sprawy
Coś komuś, czasem, się przypomni
Że to nie tak, nie tak być miało
Gubi nas miłość wiarołomna
Mało z nadziei nam zostało
Niech wzniesie rękę Boże Dziecię
By w nas odżyła przestrzeń ducha
By się odnalazł w wiośnie kwiecień
I głosu prawdy człowiek słuchał
Nad bramą świata Bóg zapłacze
Chciałby - lecz zrobić nic nie może
Wśród wielu przesłań, przestróg, znaków
Powierzył ludziom - wolną wolę
Jan Sabiniarz
GDY WOKÓŁ WIOSNA
W czasach obłędu, grozy i zatraty
Myśl zniewolona, podeptana miłość
Nie - Bóg - lecz szatan nasze sprawy pisze
Zło przyczajone w nas od lat ukryte
Gdy wokół wiosna promieniami bucha
W pąkach ogrodów światło słońca wstaje
Listek się rodzi, pieśni ptaków słucha
Otchłanią lęku życie w nas się staje
Co wy robicie z tą cudowną Ziemią
Która być pragnie w nas kwitnącym rajem
Jak wiele jeszcze - mordowanych plemion
Gdy o tym myśleć - serce w nas się kraje
Gdy tryumf święci chciwość oraz pycha
Dobro i piękno z nas odchodzi z płaczem
Prawda rozdarta wciąż na krzyżu wisi
Słowo się gubi w kłamstwie wielu znaczeń
Wiem, jak ty cierpisz, gdy to widzisz, Panie
Butnymi kroki zbliża się nasz koniec
A ja wciąż wierzę w miłość twą bez granic
Tę, która w chlebie codzienności płonie
Coś - niech się skończy, by się coś zaczęło
To, co w nas - żywe, z ruin się podniesie
Czas odbuduje twej świętości dzieło
Listek nadziei powiew wiosny niesie
Jan Sabiniarz
MODLITWA W CZASACH ZARAZY
Wiesz, że nie jestem marnotrawnym synem
Chociaż nie wszystko - jak chcę - mi wychodzi
Z tobą me wiążę lata i godziny
W promieniach słońca i w księżyca łodzi
Cokolwiek będzie, ja cię nie opuszczę
I nie usłyszysz słowa złorzeczenia
Lecz, jeśli zechcesz, zajrzyj do mnie, proszę
Gdziekolwiek jestem - pragnę być w twym cieniu
Cudem - że nam się nie rozeszły drogi
Choć tyle razy - gorzkie chwile próby
Jestem twym synem a ty jesteś Bogiem
Wiem, że nie możesz chronić mnie od zguby
Nie pragnę, Panie, twojej interwencji
Raz okazana - liściem nas rozpuści
Wiem dziś, że nie ma łatwych dróg do szczęścia
Do piękna świata wyzbytego pustki
Mijają lądy, morza, tysiąclecia
Tak wiele różnych wiedzie dróg do ciebie
Gubi się człowiek, sobie sam zaprzecza
Gdy schodzi z drogi znaków twych na niebie
Wiem, jak cię bolą czarne owce w stadzie
Które dla życia są śmiertelnym wrogiem
Drzewem nadziei czułą dłoń twą kładziesz
Żeby wydobyć nas z otchłani trwogi
W górze błękitna, pełna blasku cisza
Chociaż dla zmysłów nie ma tam przestrzeni
Niezamącony niczym duszy kryształ
Twoją jasnością świeci się i mieni
Jan Sabiniarz
CZŁOWIEK
- WĘDROWIEC WIELU DRÓG
Jesteśmy istotami
stworzonymi przez Boga
i zawieszonymi
pomiędzy
mikro i makrokosmosem.
Nie jesteśmy eksperymentem
ani kaprysem
jego twórczej wyobraźni.
Jesteśmy jego dziećmi.
To on dał nam
godność
w naszej znikomości
wobec ogromu wszechświata.
Poddana bezustannym prawom ewolucji
planeta Ziemia
- to sanktuarium życia
nie tylko ludzi
ale wszelkich istot żywych.
Stwórca powierzył człowiekowi
nieograniczoną wolność.
Wolność, którą człowiek
wykorzystuje
z okrucieństwem lub z miłością.
Życie nie jest ograniczone murem
lecz jawi się
kreską wiecznie
oddalającego się horyzontu.
Pomimo obciążeń genetycznych
każdy człowiek
ma dar
indywidualnego rozwoju
własnej osobowości.
Człowiek istnieje równolegle
w sferze ducha, serca, myśli, zmysłów.
Wzajemne przenikanie, oddziaływanie
i ich proporcje
tworzy niepowtarzalność
osoby ludzkiej,
w której Stwórca
mniej lub bardziej
widzi swoje odbicie.
Wolność może być
aktem twórczym
lub działać destrukcyjnie.
Wolność
wyzbyta odpowiedzialności
wypacza i burzy
zamysł Boży.
Ludzie uwikłani
w dzieje cywilizacji
byli i nadal
są zagubieni
w sobie i wobec świata.
Stwórca
po to przysłał Chrystusa
aby dopomóc
błądzącemu człowiekowi
i wskazać mu: jak żyć
jaką wybierać drogę
spośród wielu dróg.
Rozwój
to poszerzanie
granic świadomości.
Ale nie może on się odbywać
poprzez zapominanie i unicestwianie
dóbr serca i ducha.
Kiedy wszystkie owe dobra
są w równowadze
człowiek żyje pełnią
życie dlań
staje się cudem
a świat - sanktuarium.
Żeby wyrazić istotę
Konkretnej chwili doczesności
człowiek nie może
zasklepiać się w skorupie
słów, które z czasem
stają się martwe.
Słowa również podlegają
prawom ewolucji
po to, aby mowa
była jasna i prosta
a także tajemnicza i piękna
jak pieśń ptaka
jak cisza nocy
jak szum drzewa.
Jan Sabiniarz
DO
Nie zabierajcie nam tej ciszy
Serce nią żyje, myśl oddycha
Gdy w ogród promień wiosny przyszedł
Pachnącą ziemią niebo zda się wzruszać
Nie chciejcie wygrać na nieszczęściu naszym
Wszak piękno ludzi w skrzypcach zapisane
Spójrz, jabłoń w słońcu wstaje pełna krasy
Nie dla niej mrok i ciemne - waszej pychy - ściany
Jest coś, w co jeszcze pragnę wierzyć
W coś, co się wzbija ponad cienie katedr
Odwieczna prawda wciąż przed siebie bieży
Wskazówek pełna i przydrożnych świateł
Nie przestawiajcie, proszę, nam tych znaków
W ślepe uliczki nie wpędzicie słowa
Gdy widmo grozy wznosi się nad światem
Pozwólcie prawdę o nas - nam zachować
Tak wiele mórz i tyle wysp bezludnych
Wśród których drzemią zagubione lądy
Niejeden promień zgasł na mroku strunach
Wśród skał przymierza miałkim piaskiem błądzi
Idąc, sens odnajduję w porzuconej muszli
Co zalśni w dłoni tęczą kolorową -
Ten okruch głębi nie wie, co to wierzchu pustka
Dotknięty dłonią pragnie żyć od nowa
Jan Sabiniarz
KIEDY
JUŻ NIE UMIEMY
ZE SOBĄ ROZMAWIAĆ
Jakże jest inne
Milczenie kata
I skazańca
Prowadzonego pod topór
Kiedy
Już nie umiemy
Ze sobą rozmawiać
Wybieramy milczenie –
Ostatnią deskę ratunku
Kiedy
Już nie umiemy
Ze sobą rozmawiać
Zaszywamy się
Każdy w swoim kąciku
Muzyki
Ciszy
Książki
Lasu
Samotni
Jak cień nieba na piasku
Wybieramy towarzystwo kamienia
Bratamy się z nocą
Aby ocalić
To, co w nas jeszcze nie zgasło
- To dystans nocy
Ukazuje nam prawdę
O tym, jacy jesteśmy
Kiedy
Już nie potrafimy
Ze sobą rozmawiać –
Łasimy się
Do psa lub kota
W ziarenku rosy
W źdźble trawy
Odnajdując przyjaciela
Kiedy ludzie
Przestają ze sobą rozmawiać
Naród przestaje być narodem
A kij wymierzony w brata
Znowu się zbroi
W dwa końce
Miłosierdzie
Wzgardzone i wyszydzone
Usuwa się w cień
Ślepe i zadufane w sobie prawo
Wprowadza
Kolejny stan wojenny
W którym
Wszyscy polują na wszystkich
I każdy
Prędzej czy później
Staje się
Zaszczutą zwierzyną
Na tronie urzędu
W imię sobie wiadomych – wyższych celów
Zasiada
Mściwa nienawiść
Do wszystkiego
Co inaczej niż ona się rusza
Kiedy ludzie
Przestają ze sobą rozmawiać
Wczorajszy mąż opatrznościowy
Staje się nowym tyranem
2002 Jan Sabiniarz
BARANY
Po bezdrożach się wloką zbite stada baranów
Wycieńczone, nad wodą umierają z pragnienia
Domem dla nich jest miejsce, gdzie pod drzewem przystaną
Tam, gdzie światło w gałęziach na cień mały się zmienia
Część zostanie na zawsze, wełna miesza się z trawą
Chudy piasek przygarnie, wiatr odmówi pacierze
Choć ich życie nielekkie, tylko śmierć im łaskawa
Brzoza białe ich kości w błękit liści ubierze
Dni ich są policzone, wnet rozszarpią je wilki
Idą po to przed siebie, by się miotać bez celu
Wiedzą to, że ostatnim może być każdy piknik
Skaczą sobie do oczu, to się sobą weselą
Słońce wstaje daremnie i daremnie się kładzie
Pola kłosem obrodzą - lecz nie do ich stodoły
Instynkt im podpowiada, dokąd droga prowadzi
Lecz nie wyjdą na prostą - zataczając wciąż koła
NAD BRAMĄ PAŃSTWA
Ptaki
nie składają corocznie
pod groźbą egzekucji
zeznań podatkowych
- Nikt ich nie rozlicza
ze zniesionych jaj
W widoku sarny
skubiącej trawę na łące
trudno dopatrzyć się
znamion przestępstwa
I tylko ludzie
(każdy z piętnem peselu i nipu)
w psach i kotach
odnajdują resztki godności
zatracanego na co dzień
człowieczeństwa.
Gubią się i giną
w coraz to bardziej wymyślnych
sidłach przepisów
- w których dżungli
nikt nie czuje się już
bezpieczny
Nauka
dzieląc włos
jedności i świętości
na czworo
mruży chciwe oczka myśli
węsząc kolejne granty.
Wzrasta pogłowie profesorów
Mędrców - coraz mniej
Sztuka
która pragnie
ocalać godność człowieka
rozkłada bezradnie ręce.
Mało kto słyszy
jej cichy krzyk
Nad bramą
komplikowanego do obłędu państwa
widnieje napis:
"Arbeit macht frei"
2000 Jan Sabiniarz
GDZIEKOLWIEK SPOJRZEĆ
Gdziekolwiek spojrzeć - twarz bez twarzy
W nas się rozkłada ludzkie ścierwo
Wyzbyte woli, praw i marzeń
Nicość jest duszą nam pokrewną
Bezwład i chaos w nas się miota
Politowania uśmiech budzi
Gdzie wczoraj bzy - dziś cham u płota
W nikczemny sposób dzieli ludzi
Dzieje się czas apokalipsy
Choć z wierzchu - niby - cacy, cacy
Rozdarta przeszłość patrzy w przyszłość
Z głową podaną dziś na tacy
Nie spełnia w nas się zamysł boski
Wciąż o tym świadczą tysiąclecia
Zaledwie wzejdzie - już nie rośnie
Drzewo zmienione w kupę śmieci
Człowiek - ofiara własnej pychy
Na własną szyję pętlę wkłada
Czasem nim śpiewa żal ukryty
By w pieśni szukać dobrej rady
Dla niewolnika - kratą wolność
Bez niej na co dzień żyć nie może
Bliższa mu cela wiarołomna
Przykuty do martwego łoża
Niemi - w powtórnym swym zdziczeniu
Na strychu skrzypce porzucone
Jesteśmy dziś powtórnym cieniem
Bluźnierstwem trąci łeb w koronie
Nie czas w bawełnę to owijać
Co chce się jawić prawdą czystą
Skazując to, co jeszcze żyje
W przerażającą rzeczywistość
13 maja 2020 Jan Sabiniarz
MĄDROŚĆ, WIEDZA, NAUKA
Liczy się dzień i noc i chwila
Świat coraz głupszy jest, choć wiedzy
Zgromadził w książkach, w dyskach tyle
By mądry żywot wieść - od biedy
Ale, co z tego, kiedy mądrość
Samotną drogą w cieniu chodzi
Wiedza wciąż w nowe drepcze kółka
Okrada mądrość - jak dom złodziej
Wszak od mądrości i od wiedzy
Najniżej stoi tu nauka
Ta - włos na czworo wiecznie dzieli
Co sama zgubi - często szuka
Spójrz na tych błaznów, co się puszą
Zdobne w łańcuchach nosząc togi
Co ciągle innym świecić muszą
Żeby ich ślepo niosły nogi
Cywilizacji Wieża Babel
Jak domek z kart papieru rośnie
Od wiedzy coraz bardziej blady
Czas, który obcym mówi głosem
Prawdziwy świat mądrością stoi
Sztuczny się wspiera na nauce
Już dawno wymknął nam się z dłoni
A jego głębie - coraz płytsze
Liczy się męstwo, iskra Boża
(Z nauką często się rozmija)
Żeby ten świat od nowa złożyć
Na którym człowiek znów odżyje
2002 Jan Sabiniarz
OSTATNIA CHWILA
Co wyrobicie z ukochaną Ziemią?-
Gdziekolwiek spojrzeć - bożej ręki ślady
Niezmienne piękno w drzewach, ptakach drzemie
W lustrze jeziora i obłoku bladym
Jedna, jedyna w całym jest wszechświecie
To w niej się skupia wszelki zamysł boski
To dla niej słońce promień życia niesie
I księżyc nocą - dnia łagodzi troski
Martwą się staje, gdy zatraca świętość
Człowiek wymyka się miłości bożej
Sam pozostaje na samotnym brzegu
Kurczy się, gaśnie pośród innych stworzeń
Niechaj nie zwodzą puste technologie
W ślepe uliczki wiedzie też nauka
Niech się otrząśnie ze swych złudzeń człowiek
W brzemiennej ciszy niechaj siebie szuka
Jak okiem sięgnąć, wokół - ścięte zioła
Gnijąca gleba, woda i powietrze
Daremnie słowik ku przestrogom woła
Skowronek wnosi błękit w duszy przestrzeń
Wśród drzew umarłych tylko kieszeń rośnie
Którą władają głupcy tego świata
Błąka się, plącze to, co było proste
Więzi, zakłada niewidzialne kraty
Płaczą kamienie, krzyk ich nadaremny
Dęby i buki - rzadko kto je słucha
Blask potężnieje, gdy zapada w ciemność
Rak toczy Ziemię - nim wyzionie ducha
Jest jeszcze szansa, to ostatnia chwila
Niechaj nie będzie człowiek ponad stany
Pszczołą i mrówką oraz czymś z motyla
Niechaj buduje trwałe szczęścia ściany
Jan Sabiniarz
FOLWARK ZWIERZĘCY
Tym, co najbardziej nam doskwiera
Jest wciąż paraliż i rozdarcie
Wolność i godność nam odbiera
Zły człowiek czcze rozdaje karty
Na widnokręgu coś się burzy
Jednak wstępuje w nas niemrawo
Nam i ojczyźnie to nie służy
Kolejna zorza wstaje krwawo
W ojczystym domu poniżani
Myślą i sercem w sieci kłamstwa
Drzewem odciętym od korzeni
Wplątani w nowy kształt poddaństwa
Płeć można zmieniać - jak kto woli!
Bezdomnym wciąż we własnym domu
Naród, co jest tej ziemi solą
Przemyka chyłkiem, po kryjomu
Z zewnątrz, na pozór, jest tak ślicznie -
Klekot bociana ze stodoły
W zatrutej studni woda czysta?-
Wśród nas najgłośniej echo woła
W kraju, w którym mówienie prawdy
Zwie się: szerzeniem nienawiści
Nie chroń mnie, Panie, od pogardy
Dla zdrajców, tchórzy i dla szpicli
W tobie się tylko tli nadzieja
Żebyśmy znowu się zebrali
By własny los w swe ręce przejąć
Żebyśmy sobą znów się stali
2014 Jan Sabiniarz
DROGA POD GÓRĘ
Opustoszały polskie lasy
Dziś nawet echo tu nie zbłądzi
Ktoś nam zgotował podłe czasy
Nad nami widmo klęski krąży
Z jam wypełzają mroczne karły
I jadowite straszą żmije
Cisza na dwoje się rozdarła
Drży porzucone szczęście czyjeś
Przez koszmar wiosna chce się przebić
Milkną struchlałe w sadach drzewa
Gdziekolwiek spojrzeć - lęk się krzewi
Bezwład i chaos kraj zalewa
Jak okiem sięgnąć - dym pożarów
Tak kończy świat nasz bez wartości
Drzewa żałobny marsz nam grają
Z piasku wystaje morze kości
Na drodze, czasem - ślad człowieka
Złowrogie wichry w pył go starły
Donikąd zmierza martwa rzeka
Kiedy jej źródło w nas zamarło
Życie wstępuje do podziemia
W którym znów ciemno jest i straszno
Plącze się, gubi ludzkie plemię
Gdy w nim niebieskie światło zgasło
Na zdrowym ciele wrzód tyranii
W sadło obrasta dyktatura
To, co zostało, myszy zjadły
Rozbity naród nic nie wskóra
W każdym z nas drzemie mały Piłat
Poddany pseudo-demokracji
Która się maską mediów kryje
W imię obłędnych czyichś racji
Jak wiele razy upaść trzeba
Bez wsparcia, chusty Weroniki
Jak w drewnie krzyża żal zagrzebać
Milczeniem cichych - w tłumów krzyku
Judasz przez chwilę tryumf święcił
Lecz pokonały go srebrniki
Na jego karku powróz klęski
I zaciśnięta pętlą grdyka
Pod górę - garstka sprawiedliwych
Chociaż jest małą kroplą w morzu
To wyprostuje, co zło krzywi -
Wyzbyte serca, duszy, Boga
Jan Sabiniarz
KRÓLESTWO DUCHA
Ktoś mocno wstrząsa wodą, ziemią, niebem
By, to - co dzisiaj - powieźć ku zagładzie
Pod jakie piekło nam gotuje glebę
By w klatce więzić owce zbite w stadzie
Bez huku armat, nuklearnych grzybów
Na naszych oczach toczy się ta wojna
Gdzie - oprócz wiosny - wszystko jest na niby
I tylko w drzewach drzemie myśl ukojna
Park i dwór polski - ledwie się odrodził
A już mu przyszło pisać nowe dzieje
Godność i piękno lat chroni pod spodem
Czemu znów ciemno, gdy za oknem dnieje?-
Od lat panuje ten śmiertelny wirus
Nie przyszedł z zewnątrz, w głębi nas panuje
Płaska i pusta ziemia jest bez nieba
Ktoś skrycie w myślach drogi w nas krzyżuje
Na naszych oczach - kres cywilizacji
Tej, którą znamy poprzez ciąg pokoleń
Wszystko to dziełem jest przeklętych nacji
Jaka nas czyha tutaj rzeczy kolej?-
Nad łez doliną Światło Zmartwychwstania
Listkiem na wodzie miłość wiarą budzi
Niechaj królestwo ducha w nas bez granic
Ku nam zstępuje, między wszystkich ludzi
15 kwietnia 2020 Jan Sabiniarz
ŚWIAT W NAS
I WOKÓŁ NAS
Znamieniem hańby zbaraniałe oczy
Kawałkiem szmaty usta kneblowane
Z wysokich stołków tępy jad się toczy
Zmienione w cele ciasnych domów ściany
Zło tu cuchnącą tylko rękę poda
Nóż wbity w plecy szepnie, że to miłe
Żółć z octem zamiast zwykłej szklanki wody
To, co umiera w nas, już nie odżyje?-
Skowronek śpiewem gwiazd nad polem płacze
Rzeką, ku ujściu, płyną śnięte ryby
Sen spędza z powiek - miało być inaczej
To, co odwieczne - znowu jest na niby
Trzeba powracać, chyląc się nad źródłem
By pojąć głębię, w której boże tchnienie
Wśród mroków nocy krzewić blask południa
Zawracać kijem cichych rzek promienie
Ze szpon poddaństwa wyrwać niewolnika
Któremu wolność kulą jest u nogi
Ocalić ciszę, dzisiaj pełną krzyku -
Czy to zrozumie świat, który - bez Boga?-
Pomiędzy domy niechaj wieże katedr
W wyschnięte studnie niech się wsączy woda
Noc w dzień zapadnie, cicha ta, nad światem
By Bóg ojcowską rękę ludziom podał
Jan Sabiniarz
KRÓLESTWO NIEBIESKIE
Przez Róż Dolinę strumień płynie
Koniki polne grają w trawie
Królestwo Boże w swej godzinie
Wśród nocy snów i snów na jawie
Ze skalnej ciszy źródło tryska
Wypływa z niego - słowo życia
Bóg ma tu w ludziach swoją przystań
W których nic nie ma do ukrycia
Tutaj się zbiegły wszystkie ptaki
By piękno wiosny w drzewach śpiewać
I niebo ziemi daje znaki
Posłańcem słońca, gwiazd ulewą
Wszystko tu proste, wszystko czyste
Mądrością myśli, serca cudem
To tu się dzieje świata przyszłość
Oddanym Bogu wiernym ludem
Ludzie są tutaj z sobą razem
W modlitwie ciszy, w brzóz kościele
By człowiek prawą twarz ukazał
Nie tą, co z Bogiem go rozdziela
Nad nami czas Apokalipsy
Za siódmą rzeką piekło knuje
Zamiast obrączek wszystkim chipsy
Szatan się jeszcze raz mutuje
Królestwo Boże nie ma kresu
Ono nie kończy się w dolinie
Z ducha wypływa jego przestrzeń
Dopóki z Bogiem, świat nie zginie
Wiara z nauką się nie mija
Jedna dla drugiej jest podporą
Gdy fundamentem jej jest miłość
Szczęśliwa każdą życia porą
4 maja 2020 Jan Sabiniarz
BALLADA O DOMU
WYKUTYM W SKALE
Śnił mi się dom wykuty w skale
Wąski korytarz, izby trzy
Wykrotem słońca patrzył w dale
Przez lazur nieba i przez mgły
Gdy mnie ponosił wzrok radośnie
W niszach płonęły lampki chwil
W cudownej ciszy śmiech donośny
Wraz ze mną Bóg i anioł był
Podziwialiśmy kolor pieczar
Kredowo-białych, jasnych skał
Pełnych misternie rytych wzorów
Na kolumience wazon stał
A w nim łąkowe, polne kwiaty
W zielonych listkach biel i róż
Szczęśliwy dom na krańcu świata
Wśród zagubionych lądów, mórz
I chociaż sen mój trwał przez mgnienie
Wewnętrznym domem mym się stał
Odtąd przenika mnie swym cieniem
Morzem wykuty z gwiazd i skał
Obok podziemna lśni sadzawka
Promień wesoły błyska w niej
Przy niej drewniana, pusta ławka
Czeka, by jawą stał się sen
Jan Sabiniarz
W KRÓLESTWIE CIENI
Czarnieje noc w królestwie cieni
W listowiu skał ogłuchła cisza
Kreseczką serca w krąg się mieni
Nad którą obłok dal kołysze
Na nic się zdają słodkie słowa
Gdy słońce traci boskie światło
Wśród plaż niebieskich sny swe chowam
W których się chroni to, co gaśnie
Jakże miłuję muzyk brzmienie
Pieśnią wznoszące mnie w błękity
To w nich tkwi szczęścia ocalenie
Jak w myśli mroku promień świtu
Nie rażą najciemniejsze tony
W których się prawda świata kryje
Gwiazd wiekuistym czasem płonie
Wpatrzone w oczy - oczy czyjeś
Porwij mnie, unieś zbawcza siło
Gdzie jasne źródło z gór wypływa
Gdzie skalna cisza kwiatem żyje
Chwilę wieczności w nim odkrywa
Na nic się zdają wieże katedr
I światło, które w murach błyska
Gdy niewidzialne cisną kraty
I kryształ traci krynic czystość
Roznieś mnie, rozwieś pośród dolin
W zroszone trawy zaplącz mnie
Gdzie gra na skrzypkach polny konik
Wzruszony pięknem płacze mech
Miłość łagodnym śpiewem trąca
Czułym dotykiem promień rzeki
W łozach wieczoru słowik kląska
Trzciną łagodnie się uśmiecha
9 lutego 2020 Jan Sabiniarz
WEWNĘTRZNA TWIERDZA
Buduję swą wewnętrzną twierdzę
Mrok ani chaos tam dostępu nie ma
Nie ma tam murów, dróg zakrętów
Tam odnajduję szczęście drzewa
Cisza w głos mieni się muzyką
Roztacza spokój. Radość odnajduję
Gdzie promień chwili w głąb przenika
Jeziorem światła w krąg się snuje
Wtulony w brzmienie saksofonu
Tak delikatne - niby lot motyla
Zanadrze serca - mym niebieskim domem
W którym, się stając - nie przemijam
Tam odnajduję błogość, ukojenie
I to, co we mnie, sił nabiera
Tam sobą jestem, nie - swym cieniem
Jutrzenką duszy Bóg spoziera
Niebieska fosa tam dostępu chroni
Baszta milczenia, powściągliwe słowo
To stamtąd widać świat ten - jak na dłoni
To, co w nim mroczne oraz kolorowe
24 kwietnia 2020 Jan Sabiniarz
WIERZĘ
Wierzę, że przyjdzie czas nam taki
Że w drzewa zmienią się kamienie
I że nas wzniosą w błękit ptaki
Z szyi opadną słów rzemienie
Na łąkach wzejdzie kwiat łąkowy
W muzyce będzie cisza dźwięczeć
I słońce zejdzie w głąb parowu
By w trawie zalśnił okruch tęczy
Wichry pogodzą się z jeziorem
I dęby z trzciną złączą dłonie
Jesienią liście późnej pory
W gałęziach słońcem dni zapłoną
W domach się schroni świętość rzeczy
Tych, które były, są i będą
Serca nie będzie myśl kaleczyć
Ukaże nam pierwotne piękno
Życie się wtopi w bujność dolin
Obłok odpocznie w cieniu szczytów
Promiennych ciszą i spokojem
I zaśnie noc w ramionach świtu
6 września 2020
Jan Sabiniarz
KU DOBREMU
Niebieskie góry, u stóp cichość dolin
Nade mną obłok, błękit się przeciska
Ja jestem drzewem, co nad wodą stoi
W głębokiej toni mego serca przystań
Za mną zostały kładki nad przepaścią
Przede mną siklaw roztęczonych piękno
To one mówią, że wspinać się warto
Zapomnieć grozę, chwil przeżytych piekło
Ze mgieł wyplątać zagubione ścieżki
Siąść nad strumieniem, w głosy ryb się wsłuchać
Otworzyć nocą dni zamkniętych przestrzeń
By zmierzch zakwilił, ranek w serce pukał
Niech myśli jasne idą ku dobremu
Jest na tym świecie tylu pięknych ludzi
Którzy, jak kwiaty, są ozdobą Ziemi
Królestwo nocy - dzień wykuwa w trudzie
28 kwietnia 2020 Jan Sabiniarz
ZA SIÓDMĄ RZEKĄ
Wraz ze mną błękit, las zielonooki
Wichry na wodzie układają fale
Za siódmą rzeką pragnę zniknąć z oczu
Być tylko echem chwil gasnących w dali
Wraz ze mną błękit i adagio Bacha
Muzyką ciszy rozjaśnione drzewa
Odkąd pamiętam, tak mijają lata
Spełnienia wiosny - zimą się spodziewam
Pragnę przed siebie iść ścieżkami ducha
Nade mną orły i potoków tęcze
By w głębi duszy szeptu Boga słuchać
I wiatru tchnienia, który w liściach dźwięczy
Najtęższe mury chcę przenikać słowem
Daremne - bramy i zwodzone mosty
Gdy ty mi, Panie, w górę wznosisz głowę
Wspierając wiarą, jej dotykiem prostym
Samotne góry garną się do ludzi
Tęskniącym sercom podają swe dłonie
Są tak prawdziwe, nie ma w nich ułudy
W wykrotach ciszy mrok miłością płonie
28 kwietnia 2020 Jan Sabiniarz
GDZIEŚ, NA KOŃCU ŚWIATA
Pośród łąk zielonych, gdzieś, na końcu świata
Tam, gdzie błękit jasny czystą wodę pije
Gdzie się drzewo z niebem, niebo z ptakiem brata
Inna rzeczywistość w dzień i noc się kryje
Jest nad rzeką cisza, przelot zimorodka
Który wielobarwnej duszy jest promieniem
Można swe odbicie w innych ludziach spotkać
I za swoje uznać słodkie szczęście czyjeś
Są wysokie góry w czułej Róż Dolinie
Piętrząc się w obłoki, spoglądają z góry
Tam, gdzie czas jak rzeka, płynąc nie przemija
Tuli go dolina drzew zielonym murem
Ciche tam wieczory, rano śpiew skowronka
W sadach wiosna kwitnie i nie tylko w maju
Wierny podszept nocy w światło dnia zabłąka
Życie, które wokół, życiem w nas się staje
Nieba tam nie kreślą smugi samolotów
Błękit swą światłością ku niebiosom woła
Róż Dolina znaczy ślady stóp ku Bogu
By, gdy czas, z nim zasiąść do jednego stołu
9 maja 2020 Jan Sabiniarz
PRZEKAŻCIE DRZEWOM
Przekażcie drzewom rozśpiewane ptaki
Ubranym w kwiaty i zielone liście
Które w błękicie ścieżki życia znaczą
Promienne w słońce, w deszczu skry rzęsiste
Gdy wiosna w lato z wolna się przemieni
Jabłoń zawiąże wonnych jabłek kiście
Świat się na drobne wcale nie rozmieni
Wesprą go słowa i nadziei przyjście
Tego, co wielkie, człowiek nie rozmieni
Na przekór jemu życie będzie trwało
Mrok być przestanie, gdy w krainę cieni
Mądrość przetrwania wrzuci jego ciało
To już się dzieje, widać to wyraźnie
- Błąd był wpisany w ciąg cywilizacji
Katedry ducha rosną w miejsce kaźni
Niezakłócone planem żadnej nacji
Zostają z nami góry i doliny
Cieniste gaje i bezkresne morza
Błękit, obłoki, słońca blask nad nimi
Ptak wzbijający kręgi, hen, w przestworzach
To pozostanie, co dobyte z ducha
Cyrklem wieczności w Ziemi czas wpisane
Kamień w kamieniu będzie drzewa szukał
Gdy promień serca wniknie w myśli ściany
11 maja 2020 Jan Sabiniarz
TWARZ
Pnę się w jej góry i przełęcze
Nad nimi orłów lot wysoki
Biel wodospadów, siklaw tęcze
W zwierciadle jezior cień obłoków
Pełne spokoju rysy głazów
Omszonych słowem i milczeniem
Rozdartych uczuć dzikie plaże
Ostoje myśli, serc nadzieje
Są takie twarze pełne rosy
Lipcowe łany i ścierniska
W których przemyka promień boży
Głębokiej studni gwiazdą błyska
Pnę się ku oczu konstelacjom
W których się skupia wszechświat cały
W obrotach planet szukam racji
Gwiazd i atomów doskonałość
W zbocza usłane górskim kwieciem
Posyłam tęskne chwil spojrzenia
Wewnętrzne słońce światło krzesze
Wykroty szczęścia rozpłomienia
Pełen miłości i zachwytu
Z wolna w jej cudny świat wstępuję
Na szczytach gór zalążek świtu
Brzemienny mgłą wśród skał się snuje
Cienistość dolin, chwil promienie
Strumyk, co w trawie nurtem gwarzy
W bezkresach piękna skrzą marzenia
Ku którym błękit drogę wskaże
Śnią w nas ciemności i pejzaże
Chwieją się góry pełne światła
W nich - boskie piękno ludzkich twarzy
I światło, które w nas nie gaśnie
31 lipca 2020 Jan Sabiniarz
MIŁOŚCIĄ PIĘKNI
Niechaj prowadzą was szczęśliwe ścieżki
I niechaj szczęście wasze będzie trwałe
Niechaj rozkwita w błękit duszy przestrzeń
Jak jabłoń w maju darzy kwieciem białym
Niechaj prowadzą was pachnące łąki
Wite w stokrotki oraz bujne trawy
Gdzie nenufary świecą w bagnie grząskim
I błogosławi echem bór łaskawy
Nad polem cisza, wzbija śpiew skowronka
W drzewku czeremchy pracowite pszczoły
Nocą, wśród łozy tęskno słowik kląska -
Może to serce czyjeś serce woła
Idźmy przed siebie w cichych gór pustkowia
Gdzie w dzikich ziołach modlą się kamienie
Z tym pogodzeni, co sen spędza z powiek
Niechaj nie straszy nas kraina cieni
Rzeźbią w kamieniach nurt łagodne rzeki
Niebo w zwierciadle nocy się przegląda
Wieczór całuje lica gwiazd z uśmiechem
I świt promieniem bosym się zabłąka
Bądźcie szczęśliwi, kwiat w jabłuszka czynów
Zmieniając wtedy, kiedy przyjdzie pora
Żeby jak piasek próżno nie przemijać
Piękni miłością - światła i kolorów
13 maja 2020 Jan Sabiniarz
W KAŻDYM Z NAS
W każdym z nas drzemią takie światy
Gdzie zło, ni lęk dostępu nie ma
Piękno tam mieszka, duch skrzydlaty
I cisza, która w starych drzewach
Nie ma tam gości nieproszonych
Gdzie dzień się budzi brzaskiem świtu
Gdzie noc przynosi snów koronę
I serc promienie w nich ukryte
Błękit tam i cienistość dolin
Strumyk, gdzie szczęście nurt swój wije
I góry pełne są spokoju
I wiatr, co wspomni imię czyjeś
Dobrze tam wzlecieć lotem ptaka
Posłuchać o czym szepczą trawy
Obłok na niebie drogę znaczy
I tajemniczych jaskiń nawy
Tam niewidzialna lśni granica
Która rozdziela dwa pejzaże
Jednym i drugim się zachwycam -
Kiedy swą własną twarz ukaże
Nie ma tam furtki, ani bramy
Gdzie słońce wiosną się uśmiecha
Przed siebie stąpa każdy ranek
Śpiewa, przystaje, bez pośpiechu
I, jeśli, proszę, ty tam zajdziesz
Niech cię przeniknie drzew łagodność
Dotrwaj, aż z kwiatów - jabłka w sadzie
Miłuję życie - z głębi powiesz
22 maja 2020 Jan Sabiniarz
WZNOSZĘ SWE ŻYCIE JAK KATEDRĘ
Wznoszę swe życie jak katedrę
Ze szkła i cegieł i kamieni
Proste, strzeliste, niebosiężne
Z błękitu morza, snów zieleni
Przez smukłe okno słońce wpada
Mieni, rozpływa się w witrażach
Przestrzeń swą z naw i kolumn składam
I ciszy lilii na ołtarzach
Orzeźwiający chłód posadzki
Ku pięknu niesie mnie w skupieniu
Z chóru muzyki promień rześki
Jest mego szczęścia pokrzepieniem
Kocham kryniczność i klasztorność
Która przebija z świateł niszy
Małe kapliczki ocienione
Gdzie lite słowo Pan Bóg słyszy
Cudowne smugi Średniowiecza
Sklepienie z gwiazd Gotyku mroku
Tuli do piersi swej Renesans
Barok, Secesją gięty spokój
Wznoszę swe życie jak katedrę
Na puchu mgieł i czasu skale
Księżycem kreślę je na niebie
Wpatrzony w dni i nocy dale
Jan Sabiniarz
PROWADŹ MNIE, CHWILO
Żal, że nie ujrzę więcej tego świata
Zachodów słońca, ni poranków lśnienia
Nie będę wzrokiem więcej ptakiem wzlatać
Królestwem nocy duszę opromieniać
Prowadź mnie chwilo poprzez sny różowe
Gdzie górska ścieżka każdy krok pamięta
Do skalnych zboczy słońce tuli głowę
Wśród wielu dolin, tylko jedna święta
Prowadź mnie, nocy, otul puchem ciszy
Która wpisana w pieśni wiolonczeli
Gdy cię nie będzie, jakże mam cię słyszeć
Anielskim brzmieniem serce jak weselić
Nie będę więcej życia z bzem układał
Z balsamem nocy, świetlistością jezior
Kto będzie za mnie strofy serca składał
W meandrach czasów ścieżką szedł ku niebu
O czym pomyśli opuszczona ławka
I stół, na którym zawsze kwiatki stały
Spokój wieczoru pełen myśli blasku
Nade mną planet i gwiazd doskonałość
Chodź, poprowadzę ciebie poprzez maki
I polne ścieżki wśród rumianków wite
Tam, kędy w lipcu złocą się dziewanny
I wieczór nocą dotrwać chce do świtu
Każdy przejść musi promienistą bramę
By się zagłębiać w głąb tunelu światła
Żeby się wtopić w blask, co nie ma granic
Który roztacza w błękit boża jasność
Gdzie nie ma chórów ani śpiewu ptaków
Szczęśliwość duszy - tam, miłości lśnienie
Dotyku zmysłów, które drogę znaczą
By szczęściem chwili radość rozpromieniać
Przestrzeń bezkresna tam i wiekuista
W rajskiej harmonii ciągle wiosny pora
Wyzbyta lęku, cierpień - miłość czysta
Cudownie barwna, chociaż brak kolorów
Niech myśl pogodna nie opuszcza ciebie
Życie twe - drzewem, w duszy ma korzenie
Nikłe jak obłok na wieczornym niebie
Rozkwitasz po to, aby świat ten zmieniać
By się wyzwolić z pęt cywilizacji
W której tak wiele wciąż uliczek ślepych
Niezrozumiałych ludzkich tych kreacji
Które zło tworzy a nie boże dzieci
Święte - do głębi, życie jest nadzieją
Chwilą ogrodu, wiosną się zieleni
Toczy się ziemią - ale bliską niebu
Promieniem duszy wraca do korzeni
24 maja 2020 Jan Sabiniarz
PRZYJDĘ DO CIEBIE
Przyjdę do ciebie z pustymi rękami
Chociaż nie wiem, czy do siebie mnie przyjmiesz
Ty znasz przecież me zasługi i plamy
I wiesz jakie ułomności mych imię
Nie zabiorę nic z tego, co tutaj
Z czym wiązałem moje serce i myśli
Lśnienie zmierzchów, ranki brzaskiem osnute
Słów ogniwa, mgnień pejzaże i pieśni
Tam, gdzie pójdę, w jakim czasie się zjawię?
W jakim miejscu? I czy będzie znaczone?
Me pytania zadaję na jawie
Jesteś wszędzie, cały wszechświat twym tronem
I wiem o tym - nie masz w sobie nic z króla
Chociaż jesteś panem wszechrzeczy
Mieszkasz wszędzie, sam bez domu się tułasz
By mieć wszystko na swym oku, w swej pieczy
Za mną drogi pełne nocy objawień
Poznawałem twoją samotność
Wiem, tak trzeba, bez wszystkiego się zjawię
Wietrzyk wiosny obłokom łzy otrze
Chociaż nie chcę, coraz częściej się martwię
Że tu wszystko idzie w niedobrą stronę
Tam zaboli, co tu w bólu zostawię
Ludzkiej pychy szaleństwem znaczone
Lubię, kiedy wszystko dobrze się kończy
Tak jak każdy, kto pełen nadziei
Która z wiarą, miłością się łączy
Co rozdarte w nas złączy i sklei
27 sierpnia 2020
Jan Sabiniarz
DROGĄ PRZED SIEBIE
Pójdę, na przekór, dalej, własną drogą
W pejzażu konar dębu się zieleni
Przede mną pola, łąki wierne Bogu
Obłok, co światłem brzasku się czerwieni
Jest we mnie cisza i ból rozumienia
Że światem włada małość i bezprawie
Że, w gruncie rzeczy, nic w nim się nie zmienia
A mnie się marzą tylko sny na jawie
Ogród Oliwny trwa dwa tysiąclecia
W piasek, w kamienie wsiąka krew i rozpacz
I łzy, co z oczu toczą się po twarzy
Gdy ludzkie sprawy w nas już nie są boskie
Gdy - czyste morze, głębia - także czysta
Lotu rybitwy nie dosięgną fale
Gdy pierś prześwieca jasny serca kryształ
W nas pozostanie, choć nas porwą dale
Na cóż katedry, wielkie dzieła Bacha
Całun turyński, u stóp gwiezdne morze
Twarz wciąż ta sama, tylko maski zmienia
Nim rzeczywisty w trawę cień ułoży
Gałąź Judasza zmienia się w srebrniki
Na tylu drogach kur po trzykroć pieje
Nadchodzi ranek, światło nocy znika
Wracam do świata, który w oknie dnieje
Jan Sabiniarz
KIEDY PRZYJDZIE
Kiedy przyjdzie ta godzina
Stąd odejdę nagi, bosy
Jak zielona ozimina
Przemieniona w żyta kłosy
W których chabry i kąkole
Próżne ścieżki wiatrem wite
Czas zasiewów, ściernisk kolej
Noce, które drżą przed świtem
Co zostawię - czas przygarnie
Czyjeś ręce, serca czyjeś
Chwile, w których blask latarni
Ciszę, która skarby kryje
Filiżanka ulubiona
Stół i obrus pełen wspomnień
Skrzypiec dotyk - strun natchnionych
Dar milczenia, słów ułomnych
Nie wiem, co się potem stanie
Z tym, co było takie moje
Kto je przejmie we władanie
Czyje serce, myśl ukoi
Patrzę w niebo, w noc gwiaździstą
Światła jej we mnie nie gasną
Tu, na ziemi jest tak mglisto
W górze nocą od gwiazd jasno
Jan Sabiniarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz