"Poezja - to zaczarowany ogród,
w którym odżywają uśpione kwiaty piękna, tajemne moce.
Dotykalne i wyobrażalne.
Poezja to próba dotarcia do źródła,
to tchnienie ciszy cienistości dolin, gwiaździstego nieba,
emanującego modlitwą średniowiecznych katedr.
Poezja to nie tylko sztuka słowa.
Jeśli otworzyć wyobraźnię i serce, to jej duch,
jej aura wyczuwalna jest wszędzie.
Poezja to przekaz pokoleń rodzinnego domu, ojczystego drzewa.
Poezja ciszy, muzyki, architektury, pejzażu darów natury i sztuki,
odkrywanych bezustannie w śladach ciągle ewoluujących cywilizacji.
Poezja to próba przywracania i ocalania krynicznej czystości słowa
i zawartej w nim prawdy w jego pierwotnym przekazie i brzmieniu.
Wrażliwa wzrokiem dziecka i mędrca, pozornie delikatna i krucha,
staje przeciwko rozgrywanemu dziś z taką premedytacją
zanieczyszczaniu i manipulacji pojęć, w obronie: dobra, prawdy, piękna.
Poezja patrząc wysoko, jednocześnie stara się mocno stąpać po ziemi."
- Jan Sabiniarz
W OGRODZIE ŚWIATA
I jakże, Boże, mam ciebie nie miłować
Ciebie, coś cudów tak wiele piękna stworzył
To, co przemija, chcę w sercu swym zachować
- To, co w dzień krzepi, i to, co w mroku trwoży
Ty, któryś Stwórcą jest mórz i oceanów
Świetlistych lądów oraz gwiaździstych nocy
Miłuję ciebie, kiedy nad wodą stanę
Zaszyty w głębię i jasne w niej obłoki
Dałeś nam słowo a w nim potęgę ducha
Pokryte z czasem milczeniem i patyną
A ja w nim pragnę pierwotnych znaczeń szukać
Wracać do źródła, by o nim słuch nie zginął
Czym jest poezja? Czy tylko słów mirażem?
Nikłym światełkiem rozjaśniającym ściany?
Pragnę iść drogą, tą którą cisza wskaże
By osiąść w domu wiecznością pobielanym
Dajesz nam wiosnę i jej cudowne tchnienie
Już wkrótce jabłoń na świat rozchyli pąki
Gdy piórkiem światła zdejmujesz z nas brzemienie
Ty, który ziemię z błękitem nieba łączysz
Jan Sabiniarz
PONAD BOREM ŚWITA
Ponad borem świta, modry obłok wstaje
Światło staw roziskrza, kryje się w sitowie
Wkrótce wiatr obudzi srebrne nocy gaje
Zdmuchnie pył kwiatowy, zetrze rosę z powiek
Pod jaworem pachnie jeszcze zgięta trawa
Na mchu atłasowym czuły dotyk dłoni
Konar dębu z niebem spina myśl łaskawa
Niby ptak szybuje, wiatr jej nie dogoni
Noc rozpuszcza włosy, brzaskiem w dzień się wtula
Na zagięciach płótna jeszcze księżyc świeci
Który światłem dłoni ciepłą zdjął koszulę
Jasna pamięć chwili myśl i serce leczy
Lampy blask różany w półmrok owinięty
Wizerunek piękna w bieli ścian utrwala
Tam, gdzie miłość żywa, każda noc jest święta
Która to przybliża, co dzień w nas oddala
Jan Sabiniarz
I jakże, Boże, mam ciebie nie miłować
Ciebie, coś cudów tak wiele piękna stworzył
To, co przemija, chcę w sercu swym zachować
- To, co w dzień krzepi, i to, co w mroku trwoży
Ty, któryś Stwórcą jest mórz i oceanów
Świetlistych lądów oraz gwiaździstych nocy
Miłuję ciebie, kiedy nad wodą stanę
Zaszyty w głębię i jasne w niej obłoki
Dałeś nam słowo a w nim potęgę ducha
Pokryte z czasem milczeniem i patyną
A ja w nim pragnę pierwotnych znaczeń szukać
Wracać do źródła, by o nim słuch nie zginął
Czym jest poezja? Czy tylko słów mirażem?
Nikłym światełkiem rozjaśniającym ściany?
Pragnę iść drogą, tą którą cisza wskaże
By osiąść w domu wiecznością pobielanym
Dajesz nam wiosnę i jej cudowne tchnienie
Już wkrótce jabłoń na świat rozchyli pąki
Gdy piórkiem światła zdejmujesz z nas brzemienie
Ty, który ziemię z błękitem nieba łączysz
Jan Sabiniarz
PONAD BOREM ŚWITA
Ponad borem świta, modry obłok wstaje
Światło staw roziskrza, kryje się w sitowie
Wkrótce wiatr obudzi srebrne nocy gaje
Zdmuchnie pył kwiatowy, zetrze rosę z powiek
Pod jaworem pachnie jeszcze zgięta trawa
Na mchu atłasowym czuły dotyk dłoni
Konar dębu z niebem spina myśl łaskawa
Niby ptak szybuje, wiatr jej nie dogoni
Noc rozpuszcza włosy, brzaskiem w dzień się wtula
Na zagięciach płótna jeszcze księżyc świeci
Który światłem dłoni ciepłą zdjął koszulę
Jasna pamięć chwili myśl i serce leczy
Lampy blask różany w półmrok owinięty
Wizerunek piękna w bieli ścian utrwala
Tam, gdzie miłość żywa, każda noc jest święta
Która to przybliża, co dzień w nas oddala
Jan Sabiniarz
OGRÓD ZACZAROWANY
Kwitnące wiśnie i ogrody
Słońce grzejące się wśród traw
Dokoła wiosny wieczna młodość
I gorejący brzaskiem staw
Cieszmy się chwilą, póki trwamy
Dąb coraz dłuższy kładzie cień
Niechaj niepokój dróg nieznanych
Radosnych nie zakłóca drżeń
Łąka we mgły się przyobleka
Przy brzegu łódka w trzcinach śni
Białym łabędziem się uśmiecha
Podwodna cisza w głębi skrzy
To, co - na sercu, mówi pejzaż
Każdym listeczkiem, szkoda słów
W skazanym domu już nie mieszka
Nikt, tylko księżyc zajrzy tu
Jak kamień milczy pień spróchniały
W gałęziach już nie śpiewa wiatr
Błąka się, miota czas przebrzmiały
Lśni odciśnięty w piasku ślad
Pamięć się wtula w czułe skrzypce
Zwierza się jedną ze strun wielu
Rwie się do życia, nie zamilknie
Na mchu błękitny kwiat się ściele
Jan Sabiniarz
W OGRODACH ŚWIATŁA
Powędrujemy ku ogrodom światła
Pośród jabłoni i grusz rosochatych
W pejzaże ciszy pełne blasku jezior
W listowia marzeń w rzeki nurt zaszyte
Łąki słać będą po kolana w trawie
Serdeczne kwiecie, które słońca sięga
Wśród drzew cienistych, gdzie wiew nam łaskawy
I każda ścieżka nas chce zapamiętać
U kolan spocząć, zaszyć się w atłasy
To wzbić się skrzydłami orła w zenicie
Pod prąd grawitacji, co drogę wyznacza
Do serce ją tuli, bo jedno ma życie
Choć nie znam cię wcale, wiem, że istniejesz
I nigdy, być może, nie przetną się drogi
Pojawiasz się chwilą poranka, gdy dnieje
Lub drzewem lipowym cień rzucisz u progu
Gdzie ogień kominka - tam miejsce przy stole
I drzwi, które skrzypną, gdy mrok je otwiera
Czy jesteś tym snem, który nocą się jawi
Czy snu tego echem? - Jego brak tak doskwiera
Jan Sabiniarz
WIDOK Z OGRODU
Przejęty smutkiem coraz dłuższych nocy
Które czekają za zakrętem czerwca
Patrzę za siebie, wracam wielokrotnie
Do bzów kwitnących wzdłuż ogrodów piękna
Gdy przymknę oczy, zapach ich powraca
Trwam zastygnięty, nie trącając ciszy
To w nich się skupia obraz mego świata
To nimi ziemia list do nieba pisze
Błękit do serca pąki bzów przytula
Zgłębia z miłością sny ich - jak na dłoni
Grusze, jabłonie są za nimi murem
Leśna dziewanna, która nimi płonie
Jeszcze przed nami ciepłe noce lata
I łąki wonne świeżo ściętą trawą
Pieśń nie ustanie, choć zamilkną ptaki
I świerszcz podskoczne dźwięki zagra żwawo
Zapachy lata, dojrzałego żyta
I papierówek słodycz w starym sadzie
Słoneczne pola, rzeka mgłą spowita
Na którą szczęście liść nadziei kładzie
Czas wie, co robić, kiedy się zatrzymać
Usiąść pod drzewem, i zagapić w dale
Gdzie kaprys serca z myślą sztamę trzyma
Czerwień jarzębin łączy rąk korale
Jan Sabiniarz
Powędrujemy ku ogrodom światła
Pośród jabłoni i grusz rosochatych
W pejzaże ciszy pełne blasku jezior
W listowia marzeń w rzeki nurt zaszyte
Łąki słać będą po kolana w trawie
Serdeczne kwiecie, które słońca sięga
Wśród drzew cienistych, gdzie wiew nam łaskawy
I każda ścieżka nas chce zapamiętać
U kolan spocząć, zaszyć się w atłasy
To wzbić się skrzydłami orła w zenicie
Pod prąd grawitacji, co drogę wyznacza
Do serce ją tuli, bo jedno ma życie
Choć nie znam cię wcale, wiem, że istniejesz
I nigdy, być może, nie przetną się drogi
Pojawiasz się chwilą poranka, gdy dnieje
Lub drzewem lipowym cień rzucisz u progu
Gdzie ogień kominka - tam miejsce przy stole
I drzwi, które skrzypną, gdy mrok je otwiera
Czy jesteś tym snem, który nocą się jawi
Czy snu tego echem? - Jego brak tak doskwiera
Jan Sabiniarz
OGRÓD
Lubię ogrody dziko zapuszczone
Gdzie radość wznieca łopian i pokrzywa
Jabłoń nad losem swoim pochylona
I chmiel o tyczce, co się z wiatrem kiwa
Gwiazdy znajdują tutaj swe schronienie
I ścieżki wznoszą w górę - niby skrzydła
Dobrze mi tutaj wiosną i jesienią
Gdy w garnku słodkie smażą się powidła
Ptaki i pszczoły żyją w komitywie
Pliszka marzeniom ukazuje drogę
Trawa zielona barwą wciąż zadziwia
I mech ze szczęścia chwil zachodzi w głowę
Jakże inaczej tu smakuje owoc
W meandrach ciszy przenikniętych pięknem
Świat ten, zaiste, miły Panu Bogu
Gdzie wszystko czyste tak i święte
Tutaj nie straszny letni skwar, ni zima
I myśl serdeczna ma tu swoją przystań
Na przekór czasom, ogród wciąż się trzyma
Burza, jak chce, to niechaj sobie błyska
Jan Sabiniarz
WIDOK Z OGRODU
Przejęty smutkiem coraz dłuższych nocy
Które czekają za zakrętem czerwca
Patrzę za siebie, wracam wielokrotnie
Do bzów kwitnących wzdłuż ogrodów piękna
Gdy przymknę oczy, zapach ich powraca
Trwam zastygnięty, nie trącając ciszy
To w nich się skupia obraz mego świata
To nimi ziemia list do nieba pisze
Błękit do serca pąki bzów przytula
Zgłębia z miłością sny ich - jak na dłoni
Grusze, jabłonie są za nimi murem
Leśna dziewanna, która nimi płonie
Jeszcze przed nami ciepłe noce lata
I łąki wonne świeżo ściętą trawą
Pieśń nie ustanie, choć zamilkną ptaki
I świerszcz podskoczne dźwięki zagra żwawo
Zapachy lata, dojrzałego żyta
I papierówek słodycz w starym sadzie
Słoneczne pola, rzeka mgłą spowita
Na którą szczęście liść nadziei kładzie
Czas wie, co robić, kiedy się zatrzymać
Usiąść pod drzewem, i zagapić w dale
Gdzie kaprys serca z myślą sztamę trzyma
Czerwień jarzębin łączy rąk korale
Jan Sabiniarz
POEZJA ZIEMI
Leśne bagienka są poezją ziemi
Wśród łąk niebieskich dzikie uroczyska
Gdziekolwiek spojrzeć - piękno w krąg się krzewi
W ciszy wieczoru i wśród burzy błysków
Leśne bagienka są poezją ziemi
Wśród łąk niebieskich dzikie uroczyska
Gdziekolwiek spojrzeć - piękno w krąg się krzewi
W ciszy wieczoru i wśród burzy błysków
Z mułu i błota białe nenufary
Garną się ku nim zasłuchane trzciny
Nieba dla ziemi są serdecznym darem
Jak gdyby anioł z góry ku nim spłynął
Chodź ze mną, proszę, tam gdzie nikt nie stąpa
Gdzie ciche ścieżki porośnięte chaszczem
W świetle księżyca wiosną słowik kląska
Upojną pieśnią myśl i serce głaszcze
Czas tam szczęśliwy, nie ma takiej rzeczy
Która w swych dłoniach smutną twarz ukrywa
Mrówkę i żuczka Bóg ma w swojej pieczy
Gdzie każdy listek swą wyraża miłość
Nie ma tam śmierci, żalu opuszczenia
Tam się odnajdzie ten, kto się zabłąka
Gdzie jasność słowa podkreślają cienie
W świetle księżyca oraz gwiazd koronkach
Garną się ku nim zasłuchane trzciny
Nieba dla ziemi są serdecznym darem
Jak gdyby anioł z góry ku nim spłynął
Chodź ze mną, proszę, tam gdzie nikt nie stąpa
Gdzie ciche ścieżki porośnięte chaszczem
W świetle księżyca wiosną słowik kląska
Upojną pieśnią myśl i serce głaszcze
Czas tam szczęśliwy, nie ma takiej rzeczy
Która w swych dłoniach smutną twarz ukrywa
Mrówkę i żuczka Bóg ma w swojej pieczy
Gdzie każdy listek swą wyraża miłość
Nie ma tam śmierci, żalu opuszczenia
Tam się odnajdzie ten, kto się zabłąka
Gdzie jasność słowa podkreślają cienie
W świetle księżyca oraz gwiazd koronkach
Jan Sabiniarz
W ŚWIĄTYNI CISZY
Pośród skał się mieni tęcza wodospadu
Nad nią słońcem płonie nieruchoma ważka
Lgnie ku głębi ciszy, pragnie skrzydłem wskazać
Drogę poprzez ciemność, w głąb tunelu światła
To, co błyszczy z wierzchu, liściem się rozwija
Tylko to, co z głębi wiecznym w nas się staje
Na omszonym głazie dotyk czyjejś ręki
Drzewem zamyślonym nad swym cieniem staję
Kamień powie o tym, o czym ptak nie śpiewa
W ciszy widzę siebie, rysy me nieznane
Sam pośród ciemności, dziwnie w niej się czuję
Gdy odwracam oczy - skąd ten blask na ścianie
Obudzone słońcem mroczne nietoperze
Są mi towarzyszem z niewidzialnych piekieł
Miejsce swe znalazły, tu, gdzie święta woda
Gdzie kolumna światła szepcze chwil pacierze
Kiedy przymknę oczy, świat innym się staje
W perłę się zamienia to, co cierniem kole
Przestrzeń się rozjaśnia, wiedzie w inne kraje
Ku świątyni ciszy, piękna i skupienia
Jan Sabiniarz
Pośród skał się mieni tęcza wodospadu
Nad nią słońcem płonie nieruchoma ważka
Lgnie ku głębi ciszy, pragnie skrzydłem wskazać
Drogę poprzez ciemność, w głąb tunelu światła
To, co błyszczy z wierzchu, liściem się rozwija
Tylko to, co z głębi wiecznym w nas się staje
Na omszonym głazie dotyk czyjejś ręki
Drzewem zamyślonym nad swym cieniem staję
Kamień powie o tym, o czym ptak nie śpiewa
W ciszy widzę siebie, rysy me nieznane
Sam pośród ciemności, dziwnie w niej się czuję
Gdy odwracam oczy - skąd ten blask na ścianie
Obudzone słońcem mroczne nietoperze
Są mi towarzyszem z niewidzialnych piekieł
Miejsce swe znalazły, tu, gdzie święta woda
Gdzie kolumna światła szepcze chwil pacierze
Kiedy przymknę oczy, świat innym się staje
W perłę się zamienia to, co cierniem kole
Przestrzeń się rozjaśnia, wiedzie w inne kraje
Ku świątyni ciszy, piękna i skupienia
Jan Sabiniarz
SANKTUARIUM CISZY
Ojczyzną ducha jest
sanktuarium ciszy.
Cisza zewnętrzna
jest tylko progiem
wiodącym ku
ciszy wewnętrznej.
Pozbawieni ciszy wewnętrznej
nie usłyszycie muzyki świata.
Słuchajcie
i wsłuchujcie się
w muzykę różnych stylów
epok, narodów.
Poprzez muzykę ciszy
i ciszę muzyki
rośnijcie w niebo
jak rozłożyste drzewo
jak droga pod nim biegnąca.
W ziarnku piasku
w lśnieniu gwiazd
odnajdujcie
sens człowieka
światło w mroku
wszechświata.
W piórku
upuszczonym
na murawę
dojrzyjcie lot ptaka
śpiewającego chwałę Boga.
Bądźcie zarazem
jak głos sowy
i śpiew skowronka.
To dla wrażliwych
wstają jutrzenki
i wieczorne zorze.
Nie opuszczajcie słońca
i ono was nie opuści.
Szanując istnienie
wszelkich istot żywych
głoście prawdy
zaczerpnięte ze źródła. -
Nic nie jest przypadkiem.
Rozwijajcie duszę
na promień światła
przekuwając
smugę cienia.
Jan Sabiniarz
SZCZĘŚCIE
Umieć się cieszyć
każdą chwilą szczęścia
Ze skowronkami
pieśń poranną śpiewać
Ciszą wieczoru
i księżyca wzejściem
Słodko ukrytym
w cień starego drzewa
Kochać jeziora
wiatrem wysmagane
Wtulone w lipiec
złotolistne cisze
Leżeć na trawie
licząc chmur barany
I marzyć o tym,
żeby błękit przyszedł
W szuwar tajemny
bez opamiętania
Wejść i się zaszyć
w dzikich oczeretach
Jednać się z trzciną
co się niebu kłania
Z wiatrem w gałęziach,
co jak dreszcz przebiega
Chcę być obłokiem
Drzewem i chrabąszczem
Tylko nie mrówką,
bo wciąż nie ma czasu
Chcę w sercu ciszy
się jak w staw pogrążyć
Chatynką szczęścia
wśród przepastnych lasów
Jan Sabiniarz
każdą chwilą szczęścia
Ze skowronkami
pieśń poranną śpiewać
Ciszą wieczoru
i księżyca wzejściem
Słodko ukrytym
w cień starego drzewa
Kochać jeziora
wiatrem wysmagane
Wtulone w lipiec
złotolistne cisze
Leżeć na trawie
licząc chmur barany
I marzyć o tym,
żeby błękit przyszedł
W szuwar tajemny
bez opamiętania
Wejść i się zaszyć
w dzikich oczeretach
Jednać się z trzciną
co się niebu kłania
Z wiatrem w gałęziach,
co jak dreszcz przebiega
Chcę być obłokiem
Drzewem i chrabąszczem
Tylko nie mrówką,
bo wciąż nie ma czasu
Chcę w sercu ciszy
się jak w staw pogrążyć
Chatynką szczęścia
wśród przepastnych lasów
Jan Sabiniarz
PORTRET Z MGIEŁ MYŚLI I SERCA
Niematerialne swe wyciągasz dłonie
Wysnute z ciszy ciemnych, leśnych nocy
Piaszczystą ścieżką, wrzosem serca płoniesz
Koją sny moje twoich brzóz warkocze
Ogród zanosi się twych ptaków śpiewem
Ukrytych w drzewach - imion nie pamiętam
Jesteś okienkiem, w którym skrawek nieba
Porannym chlebem i zapachem mięty
W przytułku serca ogień przeznaczenia
Śle w niebo iskry, gwiazdki z nich się stają
Marzec na drobne nie chce się rozmieniać
Jak jabłoń, która pragnie kwitnąć w maju
Miłuję barok, wracam jak do źródła
Wsłuchany w dźwięki, jakby w moje życie
W śpiew wiolonczeli i wyznania lutni
Co pięknem darzy, i z chwil nie rozlicza
Jan Sabiniarz
WIOSNA CELTYCKA
W liściach paproci, mszarach i we wrzosach
Drzemie celtycka snów tajemnych siła
W leśnym strumyku tęcz rozwarte oczy
Naga dłoń z atłasu, która śpiewa miłość
Pośród dotyków, słodkich westchnień rosy
Czułość poranka w wodzie się przegląda
Promień pachnący na gałązkę z kosem
W puchu wieczoru żuraw cicho stąpa
Szczęścia nie zmąci mrocznych wspomnień echo
Ani zrujnowanych świątyń kolumnady
Wąż się prześliźnie, z głazów wilgoć ścieka
Nad nimi drzewa i obłoków diadem
Próchno się sypie w czeluść oczeretów
Z mułu i błota wstaje biała lilia
Zaszyta w błękit i stokrotki wiosna
Łąką, lasem tańczy na dróżce z igliwia
Jeśli snem nie jest, to dlaczego szczęście?-
W klejnot wiosny serca radość jest wpisana
Dar życia jest cudem, piękno w nim się wije
Nad rzeką śpi domek z dwojga rąk utkany
Jan Sabiniarz
DŁONIE CELTYCKIEGO PIĘKNA
Czas piękna się chroni po celtyckich lasach
W których szczęście nocy radość odnajduje
Ciszę przedwieczorną, ranki pełne blasku
Pośród łąk kwiecistych zwiewną mgłą się snuje
W trawie snów przemyka, w rosie i stokrotkach
Strąca biel z pajęczyn, jasnych spojrzeń krople
W mchach strumykiem gwarzy pośród zjaw i wspomnień
Chwil przejrzystą dłonią cichej twarzy dotknie
Jest tak blisko ze mną, chociaż jej nie widać
Nie z obłoków płynie, ale z głębi duszy
Iskrzy nurtem rzeki, słońcem w trzcinach miga
Spośród drzew korzeni próchnem się wykrusza
Zanim mnie obejmie czułych szat marzeniem
I ukoi oczy muślinową tęczą
Ciało z ciałem splecie, cień połączy z cieniem
Siedmiostrunną lutnią w sercu się rozdźwięczy
Z mszarów mrocznych wstają te celtyckie moce
Atłas gładkiej szyi w koral chwil upięty
W twarzy rozjaśnionej wiekuistą nocą
W której to odżywa, co roztacza piękno
W których szczęście nocy radość odnajduje
Ciszę przedwieczorną, ranki pełne blasku
Pośród łąk kwiecistych zwiewną mgłą się snuje
W trawie snów przemyka, w rosie i stokrotkach
Strąca biel z pajęczyn, jasnych spojrzeń krople
W mchach strumykiem gwarzy pośród zjaw i wspomnień
Chwil przejrzystą dłonią cichej twarzy dotknie
Jest tak blisko ze mną, chociaż jej nie widać
Nie z obłoków płynie, ale z głębi duszy
Iskrzy nurtem rzeki, słońcem w trzcinach miga
Spośród drzew korzeni próchnem się wykrusza
Zanim mnie obejmie czułych szat marzeniem
I ukoi oczy muślinową tęczą
Ciało z ciałem splecie, cień połączy z cieniem
Siedmiostrunną lutnią w sercu się rozdźwięczy
Z mszarów mrocznych wstają te celtyckie moce
Atłas gładkiej szyi w koral chwil upięty
W twarzy rozjaśnionej wiekuistą nocą
W której to odżywa, co roztacza piękno
Jan Sabiniarz
W DOLINIE PIĘKNA
W najzieleńszej z naszych dolin
Niebieścieje boska cisza
Cień rzucają na nią orły
Gdy w błękicie się kołyszą
Wokół łąk się wznoszą góry
Rozciągają pasmem siwym
Nad potokiem zamku mury
Fosa, most i dąb sędziwy
Ciężka brama kuta w ćwieki
Lecz gościnne są jej skrzydła
Które rządzą tu od wieków
Nad nią napis, malowidła
„Gościu, gdy przybędziesz tutaj
Smutki swe za murem zostaw
Tu nie więzi czas pokuty
Tu się spełnia marzeń postać”
Tak przekroczysz niebios bramę
Boski promień w serce wniknie
Ścichną myśli twe stargane
Chłód kamienia żar przeniknie
Poznasz świętość Średniowiecza
Gdy przestąpisz próg katedry
Bóg go sobą uczłowiecza
Ku niebieskiej wiedzie głębi
Stukot kroków w wielkiej ciszy
Wskroś anielskich chórów pienia
Tak się spełnia dusza świata
Brzaskiem wiary rozpromienia
Czas chorałem gregoriańskim
Ku wieżyczce wiedzie kroki
Miłość tu się żeni z pięknem
Zdobnym w gwiazdy i obłoki
Tam, na górze cichy pokój
Małe okna, białe ściany
Lekki jedwab, ciężki brokat
Półmrok chwil umiłowanych
Ledwie tylko drzwi otworzysz
Zapach róży cię przywita
Przy twym cieniu cień ułoży
Dłoń światłością snów spowita
Pięknej twarzy krótkie mgnienie
Zaśpiewają ptaki szczęścia
Złotym włosem rozpromienia
Postać jej - w dolinie piękna
Jan Sabiniarz
W LESIE
Sosny i brzozy słońcem prześwietlone
Świerk mroczny na piasku wygrzewa swe cienie
Mrówka zadyszana biegnie w poprzek drogi
Żuczek granatowym bawi się promieniem
Bór sędziwy się wznosi w duszy ciemną ścianą
Która szczelnie odgradza dzień od zgiełku świata
Pośród pni tajemnych głaszcze gałęziami
Srebro jezior, mchów zieleń z niebem się przeplata
Na chwile przystaję, siadam na korzeniu
Ciszą zamyślony, tonąc w leśnej głuszy
Czas pod górkę się wspina, toczy się kamieniem
Zachód złoto ostatnie na igliwie prószy
Ściana lasu zostanie, wieki będzie trwała
Wiatr czasem tu zajrzy, drzew serca poruszy
Zmierzch w trawie się ściele jak szyszka dojrzała
Z której słońca ziarno z brzaskiem się wykruszy
Jan Sabiniarz
LAS
Kto dziś tak umie las pokochać
By wyrzec się dla niego reszty świata
Na małe sprawy nasze on z wysoka
Patrzy jak bielik, który ku błękitom wzlata
Komu las - domem, w jego skrzydeł cieniu
Ten wielką miłość znajdzie w wielkiej ciszy
Pogodną mądrość czerpiąc z liści drżenia
W jasnej katedrze brzóz symfonię słyszy
Las zawsze - piękny. Żaden chłód, ni słota
Tego, co sercu bliskie, odjąć mu nie zdoła
Kto blasku jezior szuka w ciemnych mchów wykrotach
Odnajdzie radość, która głosem wilgi woła
Pozostań z Bogiem, lesie mój.
W odwiecznej trwaj cichości
Niechaj spokoju twego nikt i nic nie mąci
Żmij twoich jad bolesny mniej
Niż ludzkiej złości
On nie dosięgnie orła i nie strąci -
Jan Sabiniarz
W LESIE
Drży w słońcu wiotka trawa
I mchów lśnią aksamity
Za cieniem cień się skrada
Nad brzozą sosna skrzypi
Od rana wiatr czerwcowy
W gałęziach lny rozwiesza
Obłoków nad parowem
Z zielenią drzew je miesza
Dokoła światła polan
Wśród kwiatów leśne ścieżki
Paproć dosięga kolan
Od ptasich puchów ciężka
Nikt kwiatów nie policzy
Niebieskich i różowych
Żółtych, o oczach bystrych
- Przed nimi - czapki z głowy
Las został wierny sobie
Bóg ma go w swojej pieczy
Tak mały przy nim - człowiek
Chce panem być wszechrzeczy -
Jan Sabiniarz
OSTOJE
W przestrzeni ducha są ostoje
Ostatnie miejsca na tej Ziemi
Porosłe trawą, mchem i wrzosem
Wśród których kryształ wód się mieni
Jezior świetlistych blaskiem świtu
Gdzie szemrze strumyk w leśnej ciszy
Kraina świętych prawd, nie - mitów
Gdzie człowiek własne serce słyszy
Zajrzy tam Bóg i Chrystus zajdzie
I anioł spłynie tam z błękitu
Tabliczka z gliny drogę wskaże
By dobry cel uwagę przykuł
W wędrówce życia są potrzebne
To na nich wszelka myśl się wspiera
Żeby się nie zagubić we mgle
I nie zaczynać wciąż od zera
Zaśpiewa ptak i dąb z wysoka
Wyrozumiale spojrzy na nas
Krzyżem błyszczącym wśród obłoków
Zaszczepi świt cudowny ranek
Miejsce to pełne jest muzyki
Która jak anioł cicho stąpa
Wśród dzikich ziół, żurawi krzyku
Gdzie wiosną, w łozach, słowik kląska
- Te miejsca tylko w nas istnieją
Znikają, jeśli w nich nas nie ma
Zorzą świetlistych chwil goreją
By szczepić w duszy spokój drzewa
Jan Sabiniarz
DRZEWO ŻYCIA
Z jakimże wdziękiem - drzewo - się kołyszesz
DĄB
W konarach dębu niebo ma posłanie
Cisza wśród burzy znajdzie w nim schronienie
W listowiu, nocą, niebios migotanie
Liściem się w słońcu lata zakorzenia
Konary dębu pną się krętą drogą
Lecz zawsze po to, żeby wyjść na prostą
Wśród chmur i ptaków nie przybite trwogą
Nic im nie zrobią pokrzywy i osty
Pień wydrążony dłutem tych stuleci
Które zdmuchają domy jak zapałki
Dobrze się trzyma, wciąż młodością świeci
Na jego korze Amor rzeźbi strzałki
Stoję naprzeciw niebosiężnej mocy
Czerpię z niej siłę, pokój i oparcie -
Wrośnięty w ziemię, pełen gwiazd migotu
Łagodnie szumi, choć ma pień rozdarty
Jan Sabiniarz
DĄB
Drzewem szczególnym jesteś w polskich dziejach
Ojcze i wnuku Piasta - Kołodzieja
Ostoją trwania z niepamiętnych czasów
Tyś drzewem świętym - wśród ojczystych lasów
Duszą i ciałem chcę się z tobą bratać
By nie zaginąć pośród zgiełku świata -
Od swego huku siebie już nie słyszy
Daj nam przestąpić próg wewnętrznej ciszy
Po to, by serce domu w nas ocalić
By czyste było, mocne jak ze stali
Przy każdej drodze i przy każdej ścieżce
Gniazdem bocianim i Norwida świerszczem
By wśród pozorów, słów i czynów blichtru
Dążąc do celu, patrzeć w prawą przyszłość
I na rozstajach mówić jednym głosem
Kiedy się ważą w nas ojczyste losy
Jan Sabiniarz
DRZEWA SĘDZIWE
Znajduję prawdę w starych drzewach
Osłaniających młode pędy
W deszczu i skwarze je odkrywam
Drzewa nie wiedzą, co to - błędy
Z podziemia czerpią swą witalność
Mocarny pień wytrzyma wszystko
Tak pięknie łączą nowe - z dawnym
Z przeszłości snują własną przyszłość
Podziwiam te, co rosną w borze
I te, co same w polu rosną
W których wieczorne świecą zorze
I promień ranka w chwili brzasku
Drzewa sędziwe szepczą ciszą
Chociaż bezgłośne są ich słowa
Jakże wyraźnie dziś je słyszę
Gdy to, co - próżne, w zgiełk się chowa
Jan Sabiniarz
DRZEWO ŻYCIA
Z jakimże wdziękiem - drzewo - się kołyszesz
- Stuletnia ciszo porośnięta mchami
W każdej gałęzi śpiew twych liści słyszę
Miłość spełnioną, która - między nami
Wielbią cię zioła, dzikich traw szelesty
I błękit czysty, który w tobie świeci
W tobie - me życie i mój świat się mieści
I ptak, co nocą, z jasnych gwiazd przyleci
Choć cię nie widzę, z tobą się jednoczę
I całym sobą wnikam w twe oploty
Nie żal mi drogi, gdy ku tobie kroczę
Jeśli zapomnę, ty pamiętasz o tym
Rośnij me drzewo, rośnij w sercach ludzi
Gdy ciebie zbraknie, także nas nie będzie
Co powierzchowne - nie powstaje w trudzie
Tobą dzień wstaje poranka gołębiem
Jan Sabiniarz
W każdej gałęzi śpiew twych liści słyszę
Miłość spełnioną, która - między nami
Wielbią cię zioła, dzikich traw szelesty
I błękit czysty, który w tobie świeci
W tobie - me życie i mój świat się mieści
I ptak, co nocą, z jasnych gwiazd przyleci
Choć cię nie widzę, z tobą się jednoczę
I całym sobą wnikam w twe oploty
Nie żal mi drogi, gdy ku tobie kroczę
Jeśli zapomnę, ty pamiętasz o tym
Rośnij me drzewo, rośnij w sercach ludzi
Gdy ciebie zbraknie, także nas nie będzie
Co powierzchowne - nie powstaje w trudzie
Tobą dzień wstaje poranka gołębiem
Jan Sabiniarz
DĄB
W konarach dębu niebo ma posłanie
Cisza wśród burzy znajdzie w nim schronienie
W listowiu, nocą, niebios migotanie
Liściem się w słońcu lata zakorzenia
Konary dębu pną się krętą drogą
Lecz zawsze po to, żeby wyjść na prostą
Wśród chmur i ptaków nie przybite trwogą
Nic im nie zrobią pokrzywy i osty
Pień wydrążony dłutem tych stuleci
Które zdmuchają domy jak zapałki
Dobrze się trzyma, wciąż młodością świeci
Na jego korze Amor rzeźbi strzałki
Stoję naprzeciw niebosiężnej mocy
Czerpię z niej siłę, pokój i oparcie -
Wrośnięty w ziemię, pełen gwiazd migotu
Łagodnie szumi, choć ma pień rozdarty
Jan Sabiniarz
DĄB
Drzewem szczególnym jesteś w polskich dziejach
Ojcze i wnuku Piasta - Kołodzieja
Ostoją trwania z niepamiętnych czasów
Tyś drzewem świętym - wśród ojczystych lasów
Duszą i ciałem chcę się z tobą bratać
By nie zaginąć pośród zgiełku świata -
Od swego huku siebie już nie słyszy
Daj nam przestąpić próg wewnętrznej ciszy
Po to, by serce domu w nas ocalić
By czyste było, mocne jak ze stali
Przy każdej drodze i przy każdej ścieżce
Gniazdem bocianim i Norwida świerszczem
By wśród pozorów, słów i czynów blichtru
Dążąc do celu, patrzeć w prawą przyszłość
I na rozstajach mówić jednym głosem
Kiedy się ważą w nas ojczyste losy
Jan Sabiniarz
DRZEWA SĘDZIWE
Znajduję prawdę w starych drzewach
Osłaniających młode pędy
W deszczu i skwarze je odkrywam
Drzewa nie wiedzą, co to - błędy
Z podziemia czerpią swą witalność
Mocarny pień wytrzyma wszystko
Tak pięknie łączą nowe - z dawnym
Z przeszłości snują własną przyszłość
Podziwiam te, co rosną w borze
I te, co same w polu rosną
W których wieczorne świecą zorze
I promień ranka w chwili brzasku
Drzewa sędziwe szepczą ciszą
Chociaż bezgłośne są ich słowa
Jakże wyraźnie dziś je słyszę
Gdy to, co - próżne, w zgiełk się chowa
Jan Sabiniarz
RZEKA
Rzeka w meandrach tłucze się o brzegi
Wśród cichych zatok szuka zapomnienia
Lecz nie powstrzyma, płynąc, swego biegu
Zawsze ta sama, chociaż świat się zmienia
Gdy wiatr ucichnie, staje się zwierciadłem
Odbija ciemność, gwiazdy, drzew promienie
Z wód jej się budzi żuraw na mokradłach
I wieczór strąca w nią obłoków cienie
Dotrwać do ujścia chce, zachować czystość
Lecz na dopływy innych jest skazana
Toczy swe wody, wielka, wyrazista
Pełna pokoju, wśród ziół leczy rany
Lśniąc pośród dolin, losu nie odmieni
Wie, że jej przyjdzie rzucić się ze skały
Moc swą powierzy bratnich drzew korzeniom
Zanim się stoczy w przepaść wodospadu
Choć bezimienna, o nią się nie lękam
Ona żyć będzie w kwiatach i motylach
Zapadnie w serca głąb ostoją piękna
Nie zazna końca, ani nie przeminie
Jan Sabiniarz
MARZENIE O RZECE OJCZYSTEJ
Płynie świetliście w nas ojczysta rzeka
Spokojnym nurtem w czasach niepokoju
Falą i głębią niebu się uśmiecha
Pieśń niesie drzewom, które nad nią stoją
Z gór bierze siłę i zapachy dolin
Zachodzą do niej łąki ukwiecone
Jarzy się w słońcu, nocy się nie boi
Światłem księżyca i gwiazdami płonie
Pełna poezji i łagodnej ciszy
Jakże miłują ją czerwcowe pola
I ugór święty, tam, gdzie polna grusza
Na plaster miodu dzikie ptaki woła
Do piersi tuli niezapominajki
Mocarnych dębów cienie i stokrotki
Spełnionej ciszy rozprzestrzenia nastrój
Iskrzy się lustrem wśród gałęzi wiotkich
Stroni od zgiełku, żywioł jej - nie straszny
Za siódmą górą i za siódmym lasem
Promień błękitu strzeże jej i patrzy
By się nie dała - uwieść błędnym czasom
Jan Sabiniarz
RZEKA
Jak głębokie w twoich oczach zamyślenie
Tyle szczęścia, kiedy cień twój obok mego cienia lśni
U stóp - rzeka. Migotliwe jej promienie
Świecą w liściach, żeby przez nie w sercu śnić
Rzeko miła, co zielone toczysz wody
- Słońce w dzień, a nocą ciche lustro gwiazd
O czym szemrzą, o czym marzą twoje wody
Kiedy we śnie dotykają brzegów twarz
Mech porasta w jarach głazy, drzew korzenie
Aksamitem czułym tęskną pieści dłoń
W oczach brzasku - nocy pokój, ukojenie
Olchy siwe przezroczystą czeszą toń
Wciąż ta rzeka w moim sercu się kołysze
Cień ocala zatopioną w dłoniach twarz
Pośród dni zmurszałych toczy wód swych ciszę
By jak brzegi dwa osobne łączyć nas
Jan Sabiniarz
NAD CHOCINĄ
Jesteś mi rzeką wielobarwnej ciszy
Jest w tobie wszystko: głębia i promienie
Ty, która z wdziękiem wśród olch się poruszasz
Całując nurtem stopy ich – korzenie
Wędrowcze świata, ty modlitwo moja
Twojej pielgrzymki nikt nie widział końca
Ostojo marzeń, szczęścia i spokoju
Wiatr leśny plecie warkocz twój ze słońca
Pełna muzyki, chociaż cię nie słychać
I zwierzeń pełna, jak na dnie kamienie
Słowo po słowie wyłuskujesz z ciszy
By w kropli zmierzchu niebo rozpłomieniać
Nie wie co traci ten, kto obojętny
Nie znajdzie siebie, kto nie rzuci zgiełku
Obdarza wszystkich równo twoje piękno
Porusza serce skromność twa i wielkość
Jan Sabiniarz
JESZCZE NIE WIOSNA
Jeszcze nie - wiosna a już jesień
Ostatni listek spada z drzewa
Jabłoni pąk ku słońcu rwie się
Soczystej pełni się spodziewa
W dolinie jezior ciche granie
Słonko się kąpie, szatki w trawie
Żurawie odprawiają taniec
W górze obłoków sny na jawie
Idę przez mostek - ten zmurszały
Drewniane pale wbite w brzegi
W trzcinach radosnych muzyk granie
Gdzie nurt strumyka - zawsze w biegu
Powierzam tobie drzew omszoność
Mroczne konary pełne słońca
Pieśń rozwiązuje chwil złożoność
Wędrówki w nas nie widać końca
Kamień przysiada przy kamieniu
Niewiele ma do powiedzenia
I ja przystaję przy nich w cieniu
Czerpię z ich mocy pokrzepienia
Uwielbiam ich cudowną cichość
Że nic nie mówią, gdy nie trzeba
Jakże mi do ich serc jest blisko
Chcę się po uszy w nich zagrzebać
Jeszcze nie - wiosna a już jesień
Ostatni listek spada z drzewa
Jabłoni pąk ku słońcu rwie się
Soczystej pełni się spodziewa
W dolinie jezior ciche granie
Słonko się kąpie, szatki w trawie
Żurawie odprawiają taniec
W górze obłoków sny na jawie
Idę przez mostek - ten zmurszały
Drewniane pale wbite w brzegi
W trzcinach radosnych muzyk granie
Gdzie nurt strumyka - zawsze w biegu
Powierzam tobie drzew omszoność
Mroczne konary pełne słońca
Pieśń rozwiązuje chwil złożoność
Wędrówki w nas nie widać końca
Kamień przysiada przy kamieniu
Niewiele ma do powiedzenia
I ja przystaję przy nich w cieniu
Czerpię z ich mocy pokrzepienia
Uwielbiam ich cudowną cichość
Że nic nie mówią, gdy nie trzeba
Jakże mi do ich serc jest blisko
Chcę się po uszy w nich zagrzebać
Jan Sabiniarz
Z CIENISTYCH DOLIN
Z cienistych dolin i celtyckich gajów
Miłość ku pięknu wzrok swój wyprowadza
Jeleń księżyca srebrną wodę pije
I cisza dłonią taflę jezior gładzi
Czas zamyślony pragnie iść przed siebie
Zostawić w chaszczach zaplątane ścieżki
Radość i smutek w leśnych mchach zagrzebać
Zaszyć chwil szczęście w nocy pył niebieski
Pośród Dróg Mlecznych, mgławic tego świata
Świecą w gałęziach gwiazdy niepokorne
I wieczność drzemie raną chmur rozdarta
Ku której zmierza każdy kłos i człowiek
Samotne ptaki przecinają loty
By złączyć skrzydła w światło nieskończone
I ja sny chronię wśród zielonej groty
I ogień krzeszę, który w mroku płonie
Miłuję ciszę, trzcin wieczorne śpiewy
Głos, który krople w studnię brzasku wtrąca
Pnę się ku światłu wiadrem pełnym blasku
Które jaśnieje niby kwiat na łące
Jan Sabiniarz
Jeleń księżyca srebrną wodę pije
I cisza dłonią taflę jezior gładzi
Czas zamyślony pragnie iść przed siebie
Zostawić w chaszczach zaplątane ścieżki
Radość i smutek w leśnych mchach zagrzebać
Zaszyć chwil szczęście w nocy pył niebieski
Pośród Dróg Mlecznych, mgławic tego świata
Świecą w gałęziach gwiazdy niepokorne
I wieczność drzemie raną chmur rozdarta
Ku której zmierza każdy kłos i człowiek
Samotne ptaki przecinają loty
By złączyć skrzydła w światło nieskończone
I ja sny chronię wśród zielonej groty
I ogień krzeszę, który w mroku płonie
Miłuję ciszę, trzcin wieczorne śpiewy
Głos, który krople w studnię brzasku wtrąca
Pnę się ku światłu wiadrem pełnym blasku
Które jaśnieje niby kwiat na łące
Jan Sabiniarz
WĘDROWCY ŚWIATŁA
Wędrowcy światła i cienistych dolin
Nad nami błękit oraz gwiazd bezdroża
Miłuję dęby, co nad wodą stoją
I ciszę wpiętą w gromki łoskot morza
Idźmy przed siebie w posrebrzyste dale
Tam, kędy wiosna słońcem drzew przemyka
Gdzie kwiat jabłoni gasi wszelkie żale
I dom zaprasza, jakby był z piernika
Wśród łąk serdecznych wstają błogo trawy
W tych, które zwiędły, kwitną nowe twarze
We mgłach poranka wstają senne zjawy
W których pamięci anioł się ukazał
Idźmy przed siebie, tam gdzie serce płonie
W płyciznach jezior tęskny krzyk żurawi
Gdzie chłód omija miłujące dłonie
I biała róża lśni na wodzie blado
Odwiążmy czółna, kiedy płynąć trzeba
Pozostawiając te i tamte brzegi
Tuląc do serca nikły skrawek nieba
Iskierkę ciszy, promień brzasku w biegu
W ustronnych lasach balsamiczna pani
Jej twarz promienna, wichrom niepojęta
I piękno, które nie ma żadnych granic
Jak wodna róża - gdy rozchyla świętość
Pochylmy ku niej tkliwych serc obłoki
Wszak dziś od rana jest jej czułe święto
Jedynie ona może wznieść wysoko
W krainę spełnień zwyczajnego szczęścia
Jan Sabiniarz
Wędrowcy światła i cienistych dolin
Nad nami błękit oraz gwiazd bezdroża
Miłuję dęby, co nad wodą stoją
I ciszę wpiętą w gromki łoskot morza
Idźmy przed siebie w posrebrzyste dale
Tam, kędy wiosna słońcem drzew przemyka
Gdzie kwiat jabłoni gasi wszelkie żale
I dom zaprasza, jakby był z piernika
Wśród łąk serdecznych wstają błogo trawy
W tych, które zwiędły, kwitną nowe twarze
We mgłach poranka wstają senne zjawy
W których pamięci anioł się ukazał
Idźmy przed siebie, tam gdzie serce płonie
W płyciznach jezior tęskny krzyk żurawi
Gdzie chłód omija miłujące dłonie
I biała róża lśni na wodzie blado
Odwiążmy czółna, kiedy płynąć trzeba
Pozostawiając te i tamte brzegi
Tuląc do serca nikły skrawek nieba
Iskierkę ciszy, promień brzasku w biegu
W ustronnych lasach balsamiczna pani
Jej twarz promienna, wichrom niepojęta
I piękno, które nie ma żadnych granic
Jak wodna róża - gdy rozchyla świętość
Pochylmy ku niej tkliwych serc obłoki
Wszak dziś od rana jest jej czułe święto
Jedynie ona może wznieść wysoko
W krainę spełnień zwyczajnego szczęścia
Jan Sabiniarz
HARMONIA NATURY
Las wiekowy szumiał na wietrze
Jasne brzozy i ciemne świerki
W sercu cisza, błękitu przestrzeń
Szmer strumyka w szuwarach, przy grobli
Gałąź sosny w koronach zaskrzypi
Wiatr jej smagłe ramiona owiewa
Promień słońca wśród mchów i paproci
W pień spróchniały swą radość przelewa
Ale, jego starania - daremne
Tego pnia to - ostatnie godziny
Nic nie zdoła mu życia przedłużyć
W górze obłok jak płynął, tak płynie
Trwa harmonia życia i śmierci
W której nie ma lęku, ni grozy
Między nimi jest miejsce na szczęście
Jeśli dobrze je z sobą ułożyć
Co pozornie trwa tylko chwilę
Wciąż się z nowych wcieleń wykluwa
Kwiat uśmiecha się łąki motylem
Jakby nad tym ktoś myślał i czuwał
Jan Sabiniarz
Las wiekowy szumiał na wietrze
Jasne brzozy i ciemne świerki
W sercu cisza, błękitu przestrzeń
Szmer strumyka w szuwarach, przy grobli
Gałąź sosny w koronach zaskrzypi
Wiatr jej smagłe ramiona owiewa
Promień słońca wśród mchów i paproci
W pień spróchniały swą radość przelewa
Ale, jego starania - daremne
Tego pnia to - ostatnie godziny
Nic nie zdoła mu życia przedłużyć
W górze obłok jak płynął, tak płynie
Trwa harmonia życia i śmierci
W której nie ma lęku, ni grozy
Między nimi jest miejsce na szczęście
Jeśli dobrze je z sobą ułożyć
Co pozornie trwa tylko chwilę
Wciąż się z nowych wcieleń wykluwa
Kwiat uśmiecha się łąki motylem
Jakby nad tym ktoś myślał i czuwał
Jan Sabiniarz
CHWILA
Wyzwalaj we mnie myśli niepokorne
Niechaj się wzbiją w nas uśpione ptaki
Nad przestrzeń mroczną, wichry wiarołomne
Ślepe uliczki i przeszłości znaki
Ku takim lądom, ty mnie, proszę, prowadź
Gdzie wszystko dzieje się zwyczajnym trybem
Ale, jeśli trzeba, mogę toczyć koła
W które chcę wierzyć a nie ciągle gdybać
Ziemio cudowna, szepcie oceanów
Odwracam oczy wciąż ku niemym szczytom
Pragnę żyć tobą, tym, co jest mi dane
Trawą łąk zielonych puchem mgieł spowitą
Niech wiara prowadzi i pogańskie czucia
Fajkę pokoju z mymi braćmi palę
Wśród mnogości recept nic nie jest na skróty
Niech kolejna chwila wiedzie nas wciąż dalej
Niechaj w każdym słowie coraz więcej wiosny
Która w dzień i nocą drzewem w serce wnika
Niechaj czas się dzieje w ciszy jak chleb prostej
A jabłoni kwiatek w jabłko się zamyka
Jan Sabiniarz
TU I TAM
Gdy mury katedr przeczesują wichry
Wiara w naturze szuka ocalenia
W wód oczeretach nenufarów iskry
Przylaszczki skryte w modrych borów cieniu
Wyzwalaj we mnie myśli niepokorne
Niechaj się wzbiją w nas uśpione ptaki
Nad przestrzeń mroczną, wichry wiarołomne
Ślepe uliczki i przeszłości znaki
Ku takim lądom, ty mnie, proszę, prowadź
Gdzie wszystko dzieje się zwyczajnym trybem
Ale, jeśli trzeba, mogę toczyć koła
W które chcę wierzyć a nie ciągle gdybać
Ziemio cudowna, szepcie oceanów
Odwracam oczy wciąż ku niemym szczytom
Pragnę żyć tobą, tym, co jest mi dane
Trawą łąk zielonych puchem mgieł spowitą
Niech wiara prowadzi i pogańskie czucia
Fajkę pokoju z mymi braćmi palę
Wśród mnogości recept nic nie jest na skróty
Niech kolejna chwila wiedzie nas wciąż dalej
Niechaj w każdym słowie coraz więcej wiosny
Która w dzień i nocą drzewem w serce wnika
Niechaj czas się dzieje w ciszy jak chleb prostej
A jabłoni kwiatek w jabłko się zamyka
Jan Sabiniarz
TU I TAM
Gdy mury katedr przeczesują wichry
Wiara w naturze szuka ocalenia
W wód oczeretach nenufarów iskry
Przylaszczki skryte w modrych borów cieniu
Złoci się pszczoła, zaterkocze ważka
Przydrożna rosa rusza w stronę słońca
W pajęczyn drżeniu promienieje postać
Ta, która cienie drzew i serca trąca
Mrówki na plecach losy świata taszczą
Szczęśliwe pracą, nikt im nic nie powie
Nie myślą o tym, czy to jeszcze warto
Jakże inaczej patrzy na to człowiek
Kamień w kamieniu ocalenia szuka
W krysztale kwarcu czasem mech zapłacze
Jakże inaczej jest na ludzkim bruku
Gdzie jedno słowo ma tak wiele znaczeń
Nie budź mnie, proszę, kiedy tam się znajdę
W czystości źródła chwila pokrzepienia
Za siódmą górą opowiada bajdy
Ten, który nie ma, nic do powiedzenia
Przydrożna rosa rusza w stronę słońca
W pajęczyn drżeniu promienieje postać
Ta, która cienie drzew i serca trąca
Mrówki na plecach losy świata taszczą
Szczęśliwe pracą, nikt im nic nie powie
Nie myślą o tym, czy to jeszcze warto
Jakże inaczej patrzy na to człowiek
Kamień w kamieniu ocalenia szuka
W krysztale kwarcu czasem mech zapłacze
Jakże inaczej jest na ludzkim bruku
Gdzie jedno słowo ma tak wiele znaczeń
Nie budź mnie, proszę, kiedy tam się znajdę
W czystości źródła chwila pokrzepienia
Za siódmą górą opowiada bajdy
Ten, który nie ma, nic do powiedzenia
Jan Sabiniarz
CISZA NAJPIĘKNIEJ PIEŚNI ŚPIEWA
Cisza najpiękniej pieśni śpiewa
Wystarczy dotknąć twarz kamienia
Obłok na niebie bierze ślub swój z drzewem
Które wieczoru słońce rozpłomienia
W czerwień gałązek, w ciemne liści złoto
Wiatr czasem wtargnie, księżyc ślad zostawi
Jesień przedwczesna marzy o tym
Żeby się odziać w letnich dni korale
Lasy pocięte w poprzek są ścieżkami
W które są zaklęte - snów piaszczyste cisze
W modrej ich toni rzeki lśnią wstęgami
Noc rozpromienia w rannej rosy kryształ
U skraju - anioł, cały jest z błękitu
W górze zostały jego jasne szaty
Poprzez igliwie światło brzasku miga
Cienie wieczności wśród korzeni siadły
Mrówki z igieł sosny wznoszą swe budowle
Niedokończone, wznoszą je ku niebu
Nie osieroci ich, nie zdepcze człowiek
Ciągle niespokojny, wszędzie, zawsze w biegu
Jan Sabiniarz
NASI BRACIA „MNIEJSI”
Na mojej drodze stają wciąż zwierzęta
To nie zwierzęta, to są bracia „mniejsi”
Straszliwe na nie świat nałożył pęta
Nieliczne o nich układają pieśni
NASI BRACIA „MNIEJSI”
Na mojej drodze stają wciąż zwierzęta
To nie zwierzęta, to są bracia „mniejsi”
Straszliwe na nie świat nałożył pęta
Nieliczne o nich układają pieśni
Czym mierzyć wielkość, jeśli nie oddaniem
Wiernością serca i przyjaźni pięknem
Nie, to nie instynkt a miłość bez granic
Która utraty, tak jak my, się lęka
Mowa ich prosta. Wzrokiem i ogonkiem
Gdy w nie się wsłuchać, wszystko wypowiedzą
A ich milczenie, bywa, jakże gromkie
Którym wyrażą nasze, ludzkie: credo
Zaiste, trwamy w barbarzyńskim świecie
Często się wstydzę być wśród nich człowiekiem
Chaos i pustkę na swą hańbę plecie
Na widok brata pragnę się uśmiechać
Jan Sabiniarz
ŻYCIE
Kocham cię, życie, kocham twoje chwile -
Kwiat polnej róży obleczony w ciernie
Kocham twój błękit oraz twoje chmury
I strużkę światła na wieczornym niebie
Co gubię w zgiełku - odnajduję w ciszy
Miłuję las twój i samotne drzewa
Wrotycz i piołun - niedościgłym mistrzem
Napar z rumianku, gdy coś pobolewa
Tak wiele spełnień w tobie i dokonań
Kocham twe ścieżki, szlaki nieprzetarte
Miłuję maki, które w zbożu płoną
Morza i góry, które mówią - warto
Nic nie przemija w tobie nadaremnie
Z godnością przyjmę to, co mi pisane
Mrok mnie nie zraża, ni tunelu ciemność
Czas, co się piętrzy niezdobytą ścianą
Wszystko twym darem - ból i rozkosz dzika
Miłuję dźwięki pięknem dusz natchnione
To nic, że czasem, oczy swe przymykam
Gdy rzeka, nagle, skręca nie w tę stronę
Wszystko podlega prawom grawitacji
Tej niewidzialnej i tej - jak na dłoni
Wpisane w światło tych czternastu stacji
Które nas darzą wiekuistym plonem
Wiernością serca i przyjaźni pięknem
Nie, to nie instynkt a miłość bez granic
Która utraty, tak jak my, się lęka
Mowa ich prosta. Wzrokiem i ogonkiem
Gdy w nie się wsłuchać, wszystko wypowiedzą
A ich milczenie, bywa, jakże gromkie
Którym wyrażą nasze, ludzkie: credo
Zaiste, trwamy w barbarzyńskim świecie
Często się wstydzę być wśród nich człowiekiem
Chaos i pustkę na swą hańbę plecie
Na widok brata pragnę się uśmiechać
Jan Sabiniarz
ŻYCIE
Kocham cię, życie, kocham twoje chwile -
Kwiat polnej róży obleczony w ciernie
Kocham twój błękit oraz twoje chmury
I strużkę światła na wieczornym niebie
Co gubię w zgiełku - odnajduję w ciszy
Miłuję las twój i samotne drzewa
Wrotycz i piołun - niedościgłym mistrzem
Napar z rumianku, gdy coś pobolewa
Tak wiele spełnień w tobie i dokonań
Kocham twe ścieżki, szlaki nieprzetarte
Miłuję maki, które w zbożu płoną
Morza i góry, które mówią - warto
Nic nie przemija w tobie nadaremnie
Z godnością przyjmę to, co mi pisane
Mrok mnie nie zraża, ni tunelu ciemność
Czas, co się piętrzy niezdobytą ścianą
Wszystko twym darem - ból i rozkosz dzika
Miłuję dźwięki pięknem dusz natchnione
To nic, że czasem, oczy swe przymykam
Gdy rzeka, nagle, skręca nie w tę stronę
Wszystko podlega prawom grawitacji
Tej niewidzialnej i tej - jak na dłoni
Wpisane w światło tych czternastu stacji
Które nas darzą wiekuistym plonem
Jan Sabiniarz
KŁANIAM SIĘ
WSZYSTKIM MIŁOŚCIOM
WSZYSTKIM MIŁOŚCIOM
Ty wiesz jakimi ścieżkami
Dziś chodzę, wśród jakich drzew
Ty wiesz, dlaczego wciąż w drodze
Jak rzeka po dni swoich kres
Kłaniam się wszystkim miłościom
Ta jedna - w nas tylko jest
Wszystkie są jedną całością
W jedną snują się pieśń
Miłość wieczoru i ranka
Droga przez pole i las
To smutek, to radość skowronka
To miłość na przemian tak w nas
Kłaniam się wszystkim miłościom
Ta jedna - w nas tylko jest
Wszystkie są jedną całością
Jedna płynie w nich krew
Miłość do ludzi i świata
Z marzeń wznosi nasz dom
Miłość po wszystkie lata
Odkrywa, buduje go wciąż
Kłaniam się wszystkim miłościom
Ta jedna - w nas tylko jest
Wszystkie są jedną całością
We wszystkich znajduję cię
Jan Sabiniarz
W ŚWIECIE TYM
Z serca do serca przekazujmy płomień
By, to, co prawe, nie zagasło
A jeśli ty zapomnisz o mnie
Od innych także będzie jasno
Nie pragną sławy wielkie drzewa
Dąb roni w trawę cicho liście
I chabrom w zbożu, proszę, przebacz
Gdy chcą wśród kłosów - żyć błękitnie
Miłuję nocy wonne głosy
Kantyczki gwiazd na nieboskłonie
Księżyc, co rzuca światła mosty
Brzask, który w ranka rosie płonie
Czasem się trzeba tak zatracić
By chwile były snem na jawie
Jak kamień, pełen tylu znaczeń
Jak mgła nad wodą, liść na stawie
Niech ciszę twą wypełnią chóry
Anielskie oraz trąbki złote
Nie patrz na innych nigdy z góry
Choć wysokiego jesteś lotu
Niechaj dzień przędzie myśli dobre
Tak delikatne i prawdziwe
To w nich się spełnia - piękna człowiek
W tym świecie pełnym zjaw i dziwów
Jan Sabiniarz
PROMIEŃ TWÓJ
Uwierz w tę prawdę, tam jest inne życie
Promień twój wniknie w światłość wiekuistą
Dzień nie zna zmierzchu tam, gdzie nie ma świtu
Gwiezdnych przestrzeni krystaliczna czystość
Choć nie istnieją tam bukiety zmysłów
Nie wnika w oczy piękno krajobrazów
I brzoza wiosną tam nie pisze listów
Ciszą promieni miłość trwa bez skazy
W niebieskiej bramie chwila pożegnania
Choć tak bolesna, głos do domu woła
Pełna muzyki, chociaż nie ma grania
Z świętym Franciszkiem u jednego stołu
Na ziemi oczy pełne łez zostają
Świecą w nich krople mórz i oceanów
Tym, co zostają, serce im się kraje
Kruszy się skała, by zakwitnąć majem
Tak było, będzie od początku świata
Człowiek trwa wiecznie ciągiem swych pokoleń
Listek zielony w konar dębu wplata
Wciąż nowym kłosem wstaje z ziemi pole
Jan Sabiniarz
* * *
Nie sami drogę swą wybrali
Mając na życie wpływ znikomy -
Myślę, gdy ze mną w oknie stają
W tym naszym dziwnym polskim domu
Ich trudne drogi bzem się znaczą
W krzyku kuropatw i jastrzębi
Gdy im się zdarza chwila płaczu
Me serce z nimi jest do głębi
Piękno w nich jest niewysłowione
Jakby zgaszona wiosny tkliwość
Jabłoń w nich cichym kwieciem płonie
Ich dawne blizny mech okrywa
W ich snach niekiedy mak zapłacze
Skowronek wzbije się w nadziei
Wierzą, że mogło być inaczej
Promień poranka w nich się mieni
Są tacy piękni, niby polna grusza
Która bieleje kwiatem osypana
Wśród ciemnej nocy jasne światło prószy
Którym się wzbija nad przeszłości ściany
Jan Sabiniarz
* * *
Nie sami drogę swą wybrali
Mając na życie wpływ znikomy -
Myślę, gdy ze mną w oknie stają
W tym naszym dziwnym polskim domu
Ich trudne drogi bzem się znaczą
W krzyku kuropatw i jastrzębi
Gdy im się zdarza chwila płaczu
Me serce z nimi jest do głębi
Piękno w nich jest niewysłowione
Jakby zgaszona wiosny tkliwość
Jabłoń w nich cichym kwieciem płonie
Ich dawne blizny mech okrywa
W ich snach niekiedy mak zapłacze
Skowronek wzbije się w nadziei
Wierzą, że mogło być inaczej
Promień poranka w nich się mieni
Są tacy piękni, niby polna grusza
Która bieleje kwiatem osypana
Wśród ciemnej nocy jasne światło prószy
Którym się wzbija nad przeszłości ściany
Jan Sabiniarz
ŚCIEŻKAMI CISZY
Tęsknoty wiatru w drzewach poszum
Koniki polne skaczą w trawie
Iskierka słońca w nieba oku
Na igłach sosen rosy żagwie
Koniki polne skaczą w trawie
Iskierka słońca w nieba oku
Na igłach sosen rosy żagwie
W górze - błękitu kryształ czysty
Horyzont snuje opowieści
Srebrzystą mgiełką dal oprószy
W listkach pamięci wiew szeleści
Na piasku - cisza, żywej duszy
Deszcz zmył wczorajszej drogi ślady
Myśl oniemiała światło prószy
W serca samotny obłok blady
Ozłocą słońca go promienie
Kiedy rozjarzy niebo zachód
Szkoda, że już go tu nie będzie
Tylko drzew długi cień na piasku
Noc jasna gwiazdą go przeniknie
Trąci najtkliwsze struny duszy
Zaledwie do niej czas przywyknie
A już go gaszą świtu łuny
Dokąd dziś wiodą twoje ścieżki
Nad jaką rzekę, brzeg jeziora
Jaki głos ptaka serce leczy
Gdy wokół bucha wiosny pora -
Jan Sabiniarz
ASCOLTANDO IL SILENZIO
(SŁUCHAJĄC CISZY)
(SŁUCHAJĄC CISZY)
Jesteśmy częścią wody i powietrza
Niebieskiej ciszy skrytej w kropli światła
Nad nami góry, szczytów wiatr na przestrzał
Rąk delikatność drżąca w skalnych kwiatach
Siądźmy z plecakiem duszy na ramieniu
U stóp się wije strumyk w nieskończoność
Od żaru serca ciepłe są kamienie
A moja ręka w dłoni twej chce płonąć
Niebo przenika naszych źrenic studnie
Trawa przyklęka, coś chce nam powiedzieć
Słońca zenitem śpiewa w nas południe
Światła pląsaniem cisza w nas usiądzie
To, co tak pięknie z puchu dźwięk wysnuwa
Z rajskich ogrodów ku nam z góry zstąpa
Dojrzałym kłosem trawy się pochyla
Nad twojej twarzy łzą kwietniowa łąka
Nie wiem, co nieba, wody jest błękitem
Łączy nas piękno, jedność i harmonia
Noc jeszcze szepcze, zdążyć chce przed świtem
To, co tęsknotą może tylko oddać
Jan Sabiniarz
PEJZAŻ
Ciągle nad tą ziemią pieśni się unoszą
Tęcza wodospadu w skały się pochyla
Mowa tysiącleci wieczne prawdy głosi
Niechaj ich nie zdmuchnie w nas złowroga chwila
Pejzaż, który kocham, listkiem drży na wietrze
Bądźcie pozdrowieni, wszelcy sprawiedliwi
Dobrze tu wśród lasów, pośród pieszczot wiosny
Która górskim światłem dolin cienie żywi
Tutaj czas i miejsce jest na dzikie zioła
Mostek nad strumykiem, wonne liście mięty
Tu, gdzie gałąź wiosny pieśnią ptaka woła
W głębi rosną drzewa tchnieniem Stwórcy święte
Idę wśród żurawi, w górze czapla krzyczy
W oczeretach rzeki małych ryb welony
Tu, gdzie głaz nie płacze i mech rany leczy
A iskierka brzasku światłem słońca płonie
Jan Sabiniarz
W CEDROWYM DOMU
Echo tradycji śpi w cedrowym domu
Ścieżka podąża drzew zmurszałych cieniem
Mchem porośnięta furtka do ogrodu
Słońce na szybie kreśli rąk promienie
Ciągle nad tą ziemią pieśni się unoszą
Tęcza wodospadu w skały się pochyla
Mowa tysiącleci wieczne prawdy głosi
Niechaj ich nie zdmuchnie w nas złowroga chwila
Pejzaż, który kocham, listkiem drży na wietrze
Bądźcie pozdrowieni, wszelcy sprawiedliwi
Dobrze tu wśród lasów, pośród pieszczot wiosny
Która górskim światłem dolin cienie żywi
Tutaj czas i miejsce jest na dzikie zioła
Mostek nad strumykiem, wonne liście mięty
Tu, gdzie gałąź wiosny pieśnią ptaka woła
W głębi rosną drzewa tchnieniem Stwórcy święte
Idę wśród żurawi, w górze czapla krzyczy
W oczeretach rzeki małych ryb welony
Tu, gdzie głaz nie płacze i mech rany leczy
A iskierka brzasku światłem słońca płonie
Jan Sabiniarz
W CEDROWYM DOMU
Echo tradycji śpi w cedrowym domu
Ścieżka podąża drzew zmurszałych cieniem
Mchem porośnięta furtka do ogrodu
Słońce na szybie kreśli rąk promienie
W strunach pianina pieśń pełna słodyczy
Z wolna dojrzewa, zanim dźwiękiem buchnie
Na ścianie skrzypce - oczko w głowie mistrza
I zapach kawy dolatuje z kuchni
Skrzypiące schody sny na skrzydłach wznoszą
Cisza się chyli nad swym własnym cieniem
Dębowa poręcz dłoń o dotyk prosi
Szczęśliwa, kiedy spełnia jej pragnienie
Tarcza zegara - z gwiazd jest zbudowana
Wzrok grzeje światło lampy ponad stołem
Ciekawskim okiem spoglądają ściany
Złoconym grzbietem książka pamięć woła
Radość i smutki dom ten budowały
Losy wpisane w partyturę wieków
Wciąż darzą szczęściem dni minionej chwały
Wpisane pieśnią w dom i los człowieczy
Jan Sabiniarz
Z wolna dojrzewa, zanim dźwiękiem buchnie
Na ścianie skrzypce - oczko w głowie mistrza
I zapach kawy dolatuje z kuchni
Skrzypiące schody sny na skrzydłach wznoszą
Cisza się chyli nad swym własnym cieniem
Dębowa poręcz dłoń o dotyk prosi
Szczęśliwa, kiedy spełnia jej pragnienie
Tarcza zegara - z gwiazd jest zbudowana
Wzrok grzeje światło lampy ponad stołem
Ciekawskim okiem spoglądają ściany
Złoconym grzbietem książka pamięć woła
Radość i smutki dom ten budowały
Losy wpisane w partyturę wieków
Wciąż darzą szczęściem dni minionej chwały
Wpisane pieśnią w dom i los człowieczy
Jan Sabiniarz
W DOLINACH SERCA
Świecą we mnie góry i girlandy morza
Śnią doliny marzeń myślą ocienione
Płynę ptakiem słońca, który tnie przestworza
Wstaje skrzydłem wiatru po niebieskiej stronie
Niknę światłem nocy gwiezdnych wodospadów
Drogą, która pragnie dotrzeć do początku
A ty jesteś rzeką, co się źródłem kładzie
Żeby wpaść w tę przestrzeń, która nie ma końca
A kiedy się przetnie lot mój z twoim lotem
Stanie się tą mocą, którą słońce mieści
Niebo, ptak i drzewo w jedno w nas się splotą
Żeby liściem dębu pieśnią zaszeleścić
Z głazów się podniosą święte wodospady
Jasne krople szczęścia porwą nas ku górze
Słońce promień piękna na policzku kładzie
Brzaskiem się podniesie, w wieczór się zanurzy
Jan Sabiniarz
REINKARNACJA
Z żelaza, brązu kute skały
Błyszczące w złotej kadzi słońca
Góry wśród dolin olbrzymiały
Mech delikatny szczyty strąca
Zanim w pył drobny się rozpadną
Wśród skał się tocząc krwistym echem
Rozstąpią się niebieskie brzegi
Przyjmie je miłosierna przepaść
Liście przeznaczeń wiatr rozwiewa
Czule nad łąką się pochyli
Kwiat szaty bólu przyodziewa
W gałęziach, nad nim, ptak zakwili
Trawa na piasku śladów szuka
Tego, co było, co minęło
W każdym kamieniu drzemie sztuka
Gdy tęskna dłoń zmieni ją w dzieło
Tak wiele serc, tak wiele myśli
Wystarczy schylić się nad drogą
Kamień na wodzie jej nie skreśli
Pokój przyklęka w niebios progach
Z nasionka światła się odradza
Promień serdeczny w kropli rosy
Piękno w bezdrożach się przechadza
I żyto szepcze serca głosem
Chabry i maki i kąkole
Ścieżki rumiankiem marzeń wite
Ciszy i zmiennych wichrów pole
W którym się kładzie noc przed świtem
Nic się nie zmienia, jest tak samo
W pustkowiach szczęścia radość kona
Przemieszcza się otwartą bramą
To w jedną, albo w drugą stronę –
Jan Sabiniarz
WŚRÓD GÓR NIEBIESKICH
Wśród gór niebieskich ściele się dolina
Pachnąca ziołem oraz dzikim kwieciem
Staw - nad nim - koło nieczynnego młyna
I obok wierzba, wiatr jej warkocz plecie
Jakże szczęśliwe tutaj są pokrzywy
Cierniste osty o różowych kwiatach
Cisza się snuje pośród ruin krzywych
Które wciąż żyją, choć minęły lata
W ogrodzie jabłoń i dorodna grusza
Rosną jak dawniej, wiosna ich nie minie
W promieniach słońca z pąków bez wypuszcza
Światło, co w kiściach radość życia kryje
Na środku ścieżki grzeje się jaszczurka
Której spokoju dziś nikt nie zakłóci
Obok niej żaba spod łopianu zerka
W rytmach natury - nic nie jest na skróty
Mijają ludzie, domy i ogrody
W nowych wcieleniach ciągłość życia wstaje
Olcha się chyli nad zwierciadłem wody
Śpiewają ptaki i cieniste gaje
Wśród gór niebieskich ściele się dolina
Pachnąca ziołem oraz dzikim kwieciem
Staw - nad nim - koło nieczynnego młyna
I obok wierzba, wiatr jej warkocz plecie
Jakże szczęśliwe tutaj są pokrzywy
Cierniste osty o różowych kwiatach
Cisza się snuje pośród ruin krzywych
Które wciąż żyją, choć minęły lata
W ogrodzie jabłoń i dorodna grusza
Rosną jak dawniej, wiosna ich nie minie
W promieniach słońca z pąków bez wypuszcza
Światło, co w kiściach radość życia kryje
Na środku ścieżki grzeje się jaszczurka
Której spokoju dziś nikt nie zakłóci
Obok niej żaba spod łopianu zerka
W rytmach natury - nic nie jest na skróty
Mijają ludzie, domy i ogrody
W nowych wcieleniach ciągłość życia wstaje
Olcha się chyli nad zwierciadłem wody
Śpiewają ptaki i cieniste gaje
Jan Sabiniarz
DZIECKO WSZECHŚWIATA
Przez chwilę - obok - ziemskich spraw
Od codzienności oderwani
Kosmiczny wsącza się w nas świat
Świat, który nie ma żadnych granic
W nim łąki planet, gwiazd miriady
Rozdarty światłem półmrok mglisty
W skos Mlecznej Drogi pustka blada
Łuny galaktyk ciemno-krwiste
Od codzienności oderwani
Kosmiczny wsącza się w nas świat
Świat, który nie ma żadnych granic
W nim łąki planet, gwiazd miriady
Rozdarty światłem półmrok mglisty
W skos Mlecznej Drogi pustka blada
Łuny galaktyk ciemno-krwiste
W otchłani nocy świeci Ziemia
Srebrno-błękitna, cicha kula
I rój atomów - ludzkie plemię
Co jak w kołyskę w nią się wtula
Dzieckiem wszechświata
- każdy z nas
Niepowtarzalny i jedyny
Jesteśmy coraz bliżej gwiazd
I słońca, które w nas przemija
Z ziarenka piasku kwitnie mak
Ścieżka biegnąca przez łan żyta
Gdzie radość wyśpiewuje ptak
Gdy promień wiosny w drzewie świta
Dlatego do nas przyszedł Ten
By nas i wszechświat w nas ocalić
Gdy przymknę oczy, widzę Go
Słowem, które się Ciałem stało
Jan Sabiniarz
W PROMIENIACH ZMIERZCHU
Święty jest wieczór, święta noc i ranek
Kwieciste łąki i promienie drzewa
Lustro błękitu światłem zórz dziergane
Święte jest to, co mu prostocie zmierzą
Wszystko co - nadto dzieli i przytłacza
Za nas wybiera i dyktuje drogi
Gdy się zagubić wśród rozdroży znaczeń
Zmienia nas w popiół, albo sopel lodu
Dzień po to zmierzcha, by zasnęło światło
Które rozprasza w nas promienie duszy
Budzi to piękno, które kiedyś zgasło
Noc wie, naprawdę, o co kopie kruszyć
Jan Sabiniarz
NOCE
OKRUCHEM SĄ
WIECZNOŚCI
Tak lubię modrą noc nad lasem
I niebo jasne gwiazd migotem
Jałowce smukłe jak cyprysy
Piaszczystej drogi ślad za płotem
Chłodne powietrze na murawie
W oddali swojskie psów szczekanie
I szkiełka rosy w rześkiej trawie
Przejęty ciszą mrok bez granic
We mgle ukryte szczęścia dłonie
Które łagodnie gładzą czoło
Sosny się martwią czasem o nie
I brzozy, które wiatr zawoła
Noce okruchem są wieczności
Ciemność jest po to, by świeciło
To, co najświętsze i najprostsze
Co jaśnieć za dnia nie ma siły
Jan Sabiniarz
SANKTUARIUM NOCY
Kopuła nocy jest świątynią
Sklepieniem z mroku, gwiazd i planet
To ona nigdy nie przeminie
Gdy - inne - się rozsypią ściany
Miłuję światło jej i ciszę
I jej cudowne w liściach drżenie
Na znak, że z góry do nas przyszedł
Ten, co miłości śle promienie
Z jej okien widać nieskończoność
Ze szkiełek życia - barw witraże
Które nieziemskim światłem płoną
By prawdę o nas nam ukazać
Noc jasna jak źródlana woda
Duchem tak wielu istnień tknięta
Miłuję jej niebieskie progi
Jej szept i ciszę niepojęte
Szczęśliwy ten, kto ku niej dąży
Kto, kto w zgiełku życia rozpoznaje
Na swej orbicie ku niej krążąc
Jej wiekuiste, boskie kraje
Miłuję jej kryniczną czystość
Odartą z blichtru i pozorów
Jej nieskażone niczym piękno
Ostoję ciszy i pokoju
Jan Sabiniarz
NOC ŚWIATŁA
Nieziemskim pięknem promieniują
Kształty miłością wydziergane
To one świata ład budują
I rozchylają mroku ściany
W nich ziarno jest tej boskiej ciszy
Która się każe opamiętać
Która odwieczne Słowo pisze
Pierwotnie czyste, źródłem - święte
Gdy pozostanę na nie głuchy
Obumrze we mnie przestrzeń marna
Nie znajdę wsparcia, ni otuchy
Zamilknie we mnie chór ofiarny
Miłości mórz, gotyckich katedr
Wyspy i studnie ocalenia
To wy łączycie mnie ze światem
Spełniając mnie i me pragnienia
Słowo jest kładką między ludźmi
To ono łączy życia brzegi
Chwil nie żałuje, ani trudu
Ptakom i snom nadaje biegu
Słowo się wzbija ponad marność
Gdzie nie dosięga ból istnienia
Nad lądy pustki, zgiełkiem gwarne
Które nie wyjdą same z cienia
To, co najpiękniej lśni w człowieku
Niechaj z Naturą razem śpiewa
By wiatr w muzykę ciszę przekuł
Na podobieństwo liści drzewa
Jan Sabiniarz
GOŁĄB NOCY
Na parapecie przysiadł gołąb
Noc była cicha i świetlista
Gdy promień serca go zawołał
W którym odnalazł swoją przystań
Tak dziwnie z oczu mu patrzyło
Miał dużo mi do powiedzenia
Gwiazdy w gałęziach się ukryły
Obudzonego wiosną drzewa
Głaskałem atłas jego skrzydeł
A on cierpliwie dotyk znosił
Ku memu sercu wzrok przybliżał
Płomień się iskrzył w jego oczach
Nastąpił we mnie błogi spokój -
Noc spełnia to, co w dzień się chowa
Lśnił odcień smutku w jego oczach
Lecz pragnął w szczęściu mnie zachować
Cudowne kwitło w nas milczenie
Gwiazdy w gałązkach rosy lśniły
Piękno wzrastało od korzeni
Zenitu drzew dosięgła miłość
Jan SabiniarzNa parapecie przysiadł gołąb
Noc była cicha i świetlista
Gdy promień serca go zawołał
W którym odnalazł swoją przystań
Tak dziwnie z oczu mu patrzyło
Miał dużo mi do powiedzenia
Gwiazdy w gałęziach się ukryły
Obudzonego wiosną drzewa
Głaskałem atłas jego skrzydeł
A on cierpliwie dotyk znosił
Ku memu sercu wzrok przybliżał
Płomień się iskrzył w jego oczach
Nastąpił we mnie błogi spokój -
Noc spełnia to, co w dzień się chowa
Lśnił odcień smutku w jego oczach
Lecz pragnął w szczęściu mnie zachować
Cudowne kwitło w nas milczenie
Gwiazdy w gałązkach rosy lśniły
Piękno wzrastało od korzeni
Zenitu drzew dosięgła miłość
NOCE W OGRODACH CISZY
Muzyka błądzi po ogrodach ciszy
Cała jest piękna, w oczach zachwycenie
U bramy księżyc, który z drogi przyszedł
Nad wodą gwiazdy gaszą swe pragnienie
Nie widać ścieżki, wskroś zarosła cieniem
Listowiem nocy pochylone drzewa
W bezdrożach marzeń szuka przeznaczenia
Wieczność, co chwili tylko się spodziewa
Z drobnych paciorków szczęście swe buduje
Na nitki trawy krople snów nawleka
Dotyka dłoni ciałem nieobecnej
I raną serca w ciemność się uśmiecha
Dziś już wie o tym, że bez bólu nie ma
Tego, co drogą długą jest wyśnione
Gdy się odnajdą dusze dwie pokrewne
Dla których tylko chwila jest ich domem
Na dnie uniesień drzemią smutku ziarna
Rosną bez przerwy, chociaż ich nie widać
W gałęziach świta. Wkrótce z nocy ciemnej
Promieniem słońca ranek się wychyli
Jan Sabiniarz
Muzyka błądzi po ogrodach ciszy
Cała jest piękna, w oczach zachwycenie
U bramy księżyc, który z drogi przyszedł
Nad wodą gwiazdy gaszą swe pragnienie
Nie widać ścieżki, wskroś zarosła cieniem
Listowiem nocy pochylone drzewa
W bezdrożach marzeń szuka przeznaczenia
Wieczność, co chwili tylko się spodziewa
Z drobnych paciorków szczęście swe buduje
Na nitki trawy krople snów nawleka
Dotyka dłoni ciałem nieobecnej
I raną serca w ciemność się uśmiecha
Dziś już wie o tym, że bez bólu nie ma
Tego, co drogą długą jest wyśnione
Gdy się odnajdą dusze dwie pokrewne
Dla których tylko chwila jest ich domem
Na dnie uniesień drzemią smutku ziarna
Rosną bez przerwy, chociaż ich nie widać
W gałęziach świta. Wkrótce z nocy ciemnej
Promieniem słońca ranek się wychyli
Jan Sabiniarz
DO
Nie zabierajcie nam tej ciszy
Serce nią żyje, myśl oddycha
Gdy w ogród promień wiosny przyszedł
Pachnącą ziemią niebo zda się wzruszać
Nie chciejcie wygrać na nieszczęściu naszym
Wszak piękno ludzi w skrzypcach zapisane
Spójrz, jabłoń w słońcu wstaje pełna krasy
Nie dla niej mrok i ciemne - waszej pychy - ściany
Jest coś, w co jeszcze pragnę wierzyć
W coś, co się wzbija ponad cienie katedr
Odwieczna prawda wciąż przed siebie bieży
Wskazówek pełna i przydrożnych świateł
Nie przestawiajcie, proszę, nam tych znaków
W ślepe uliczki nie wpędzicie słowa
Gdy widmo grozy wznosi się nad światem
Pozwólcie prawdę o nas - nam zachować
Tak wiele mórz i tyle wysp bezludnych
Wśród których drzemią zagubione lądy
Niejeden promień zgasł na mroku strunach
Wśród skał przymierza miałkim piaskiem błądzi
Idąc, sens odnajduję w porzuconej muszli
Co zalśni w dłoni tęczą kolorową -
Ten okruch głębi nie wie, co to wierzchu pustka
Dotknięty dłonią pragnie żyć od nowa
Jan Sabiniarz
BĄDŹ ZE MNĄ CISZO
Bądź ze mną ciszo, miejsce me w pokoju
Którego wichry wrogie nie dosięgną
Ocal od lęku tych, którzy się boją
Szepnij, że zawsze bywa czas na piękno
Wkrótce w ogrodach wzejdzie kwiat jabłoni
I polna grusza kwieciem się osypie
Bzy me przydrożne w pąki już się stroją
I szczęście wiosny w twoich oczach kwitnie
Nic nie pomogą ciasne rękawiczki
Trudno w nich zmieścić serce swe i duszę
W każdej sekundzie spełnia się nam przyszłość
Na twarz poranka błękit nieba prószy
Księżyc na białej jeszcze śpi pościeli
W której zagięcia zasłuchanych dłoni
Za oknem brzoza pisze świata dzieje
Na białej korze, by nic nie uronić
Jan Sabiniarz
ADAGIO BACHA
Chodzę sam, na palcach,
słowa w myślach szepczę
Wieczór półmrok wplata
w ścian serdeczne tchnienie
Łowię wzrokiem światło,
jego cień na ścianie
i w witrynce szklanej
porcelany lśnienie
W sercu ład dojrzewa,
cisza gra na skrzypcach
Sarabandę Haendla,
to adagio Bacha
Odnajduję szczęście
w brzmieniu dawnych mistrzów
którzy wśród ciemności
jasno drogę znaczą
W białym wazoniku
cięte tulipany
Pośród jędrnych liści
rozchylają usta
Zegar tyka w niszy –
czas nieubłagany
Sekund blask i godzin,
bezszelestnie prószy
Choć ustają dźwięki,
we mnie wciąż muzyka
Przeniknięta pięknem
ciszą w dal się toczy
By ją głębiej przeżyć,
oczy swe przymykam
Jakże jest mi trudno,
otrząsnąć się potem –
Jan Sabiniarz
W CIENIU NIEBIESKICH GÓR
I odtąd wiosna będzie trwała
Draśnięta krótko ostrzem zimy
Drzewa ptakami rozśpiewane
Niebieskiej góry cień w dolinie
I my pójdziemy wąską ścieżką
W dzikich ogrodów ciepłe zbocza
Gdzie radość wraz z tęsknotą mieszka
I czas jak potok z gór się toczy
Tam, wśród tymianków, traw i ostów
Zaszyć się niby kamień bosy
Wszystko się staje nagle proste
Szczęśliwych muzyk słychać głosy
Wystarczy odkryć te ostoje
Co są schowane w głębi duszy -
Obce im świata niepokoje
Tam, w wiekuistej niebios ciszy
Wiem, że istnieją te pustkowia
Nigdy nie tknięte ludzką stopą
Na które tylko Bóg spogląda
Zaszyty w błękit i obłoki
Jan Sabiniarz
W ROZWIDLENIACH CISZY
Dobrze mi w ciszy, niech już tak zostanie
Za mną swym losem pochylone drzewa
Gdy dnia każdego światło ranka wstaje
I słońce w oknie środka dnia dojrzewa
Wszystko w muzyce słowem zapisane
Na ganku siada i przed siebie patrzy
Dom mój otwarty - nie ma żadnej ściany
Furtka błękitu strzeże go z miłością
Przydrożny kamień i ukryte ptaki
Są mi opoką, nigdy zaś w odwrocie
Jakże mi bliskie, to, co jest dalekie
Za siódmą rzeką i za pierwszym płotem
Jan Sabiniarz
U DRZWI TWYCH PROGU
U drzwi twych progu kładę białą różę
Na znak, że więcej już się nie pojawię
Być może, kiedyś, we śnie drzwi otworzysz
Powróci chwila, błyśnie jak na jawie
Luty w nas toczy jasnych dni korale
W lasach i sadach dojrzewają pąki
Rozbłyska słońce jeszcze nikłe w dali
Wracają ptaki z długich dróg rozłąki
Zamilknie cisza, nie odpowie echo
Zziębnięty komin nie wie, co się stało
I tylko błękit w górze się uśmiecha
Na strunach nocy gwiazd promyki grają
Nie westchnie ścieżka, ma to już za sobą
Bez płot i drogę sobą rozweseli
Jabłoń rozścieli ciszę kwieciem białym
Brzozy rozpuszczą w szarość włos anieli
Tak już zostanie i nic się nie zmieni
Zagaśnie okrąg lampy w Róż Dolinie
Strumyk łąkowy bieg swój toczy niemo
Nim w nurcie rzeki życia nie zaginie
Tchnienie spokoju wielkopostnej ciszy
Wśród bierwion nocy światłem brzasku siądzie
Obudzi słowo, ten, kto je usłyszy
Skrzydłem niebieskim nad drzewami krąży
Jan Sabiniarz
MIŁOŚĆ WIELKOPOSTNA
Polną kapliczką do nas przyszła
Miłość, jak grom z jasnego nieba
Zawiera szczęścia światła wszystkie
Rozgwieżdżonego nocą drzewa
Ta miłość nasza, wielkopostna
W głębi swej cicha i skupiona
Odbiciem Tego niechaj błyska
Który wziął krzyż na swe ramiona
Nie będzie obce jej cierpienie
Ono do szczęścia jest dodane
W drodze swej znajdzie ocalenie
Za odsuniętym krypty głazem
Stanie na głowie świat struchlały
- To będzie trwało tylko chwilę
By to, co wielkie ocalało
Świat przestał gonić za motylem
Nie znajdzie miejsca ocalenia
Jeśli go w głębi nie odkryje
Zło niewidzialne wyjdzie z cienia
Ten to zrozumie, kto przeżyje
Zostawi dla nas biały całun
By wizerunek prawd na wieki
Na wzgórku serca krzyżem stanął
Związał ład boży i człowieczy
Jan Sabiniarz
MIŁOŚĆ JAK CHLEB PROSTA
Nie dam ci gwiezdnych pióropuszy
Nie urwę ci nic z księżyca blaszki
Lecz dam ci całą moją duszę
Radości blask i smutku nastrój
Dam tobie miłość, jak chleb prostą
Cieniste drogi i bezdroża
Dla twojej łódki będę wiosłem
Dam w jednej barwie sto kolorów
Muzyką będzie każda chwila
Bo jest w niej przestrzeń nieskończona
To, co się kończy - coś zaczyna
Ku nam rozchyla swe ramiona
Przyjmij ode mnie ziarno ciszy
Z niej wszystko swój początek bierze
Prawdziwie żyje, kto ją słyszy
Jak w gęstwie lasu - drzew pacierze
Jan Sabiniarz
NIEDZIELNY PORANEK
Słońce się błąka na gasnącym niebie
Promieniem rzeki wśród wrzosowych polan
Listek jaszczurki w piasku już się grzebie
Ważka na lustrze wody kreśli koła
Chłód wonnej rosy w ziołach się przewija
Poranek kapie na łopianu liście
W duszy ogrodu płacze serce czyjeś
Brzoza oznajmi wnet jesieni przyjście
Na tle błękitu nieruchome drzewa
W cieniu gałęzi niespokojne ptaki
W niedzielny ranek dobrze czas się miewa
Obłoki myśli sercu dają znaki
Na niebie słońce kreśli obrót Ziemi
U dołu księżyc we śnie się przewraca
Cisza się spełnia, w oknie brzask się mieni
Wzlatuje w błękit lekkim skrzydłem ptaka
Na tle błękitu nieruchome drzewa
W cieniu gałęzi niespokojne ptaki
W niedzielny ranek dobrze czas się miewa
Obłoki myśli sercu dają znaki
Na niebie słońce kreśli obrót Ziemi
U dołu księżyc we śnie się przewraca
Cisza się spełnia, w oknie brzask się mieni
Wzlatuje w błękit lekkim skrzydłem ptaka
Jan Sabiniarz
CZERWCOWE SŁOŃCE
Słońce nad rzeką szuka cienia
Żeby od lata skryć się skwaru
Promienie rąk swych w krople zmienia
To mchem się chłodzi wśród drzew starych
Wydziera kartki z kalendarza
Początek lata to dopiero
Wszak dwa miesiące będzie prażyć
Trzydzieści stopni wyżej zera
Wierzy, że jakoś to przetrzyma
Pomogą słońcu dobrzy ludzie
Nie to, by zaraz przyszła zima
Lecz chłodną rosą w mgle się budzić
Lubi w słomkowym kapeluszu
Z żytem pod ręką iść przez pole
Gdzie maki z wiatrem płatki prószą
Chabrom kłaniają się kąkole
Miłuje ścieżki cieniem wite
By w wonnym domku polnej róży
Zasypiać zmierzchem, wstać ze świtem
Co dzień - dla słońca - czas podróży
Podziwiam jego pracowitość
Wszak tyle rzeczy ma na głowie
Złoci dziewanny wrzosem szyte
Krople żywicy u pni powiek
Czerwiec lipcowi drzwi otwiera
Dawniej rozchylał stodół wrota
Dla ziół i ludzi sercem szczerym
Nie chmurą płynie a obłokiem
Jan Sabiniarz
MODLITWA O PIĘKNO
ZWYKŁEJ CODZIENNOŚCI
Na widnokręgu znów się chmurzy
Na której to już życia stacji
Trujące zioła - w miejsce róży
W imię pozornej demokracji
Zdaje się, jakby świat zwariował
A nasze miejsce - wśród skamielin
Od gróźb, szantażu nas zachowaj
Nas, pozbawianych wciąż nadziei
Ty wiesz, ty widzisz, co się dzieje
Ty, któryś światłem jest wszechświata
Widzę cię poprzez polskie drzewa
Niezawinione lęku kraty
Podążam drogą traw i głazów
Wpatrzony w rzeki nurt pod drzewem
Gdzie anioł piękna twarz ukazał
I koił serce ciszy śpiewem
W kłujących kolcach, listkach róży
Cudowne wstają wiosny kwiaty
W ich płatkach przyszłość się nie chmurzy
I czas się dzieje, jak przed laty
Wierzę w twą moc i delikatność
Że dobroć twa nad nami czuwa
Nieustającym jesteś światłem
Kiedy ku tobie wznoszę głowę
Niechaj się słowo spełnia w czynie
Jak dźwięk się rodzi w wielkiej ciszy
Gdzie czas daremnie nie przemija
Gdy w mowie drzewa ciebie słyszy
Pragnę wśród zwykłej codzienności
- Tej, która nie wie, co to szarość
By w myślach, sercu uśmiech gościł
A słowo - spraw i rzeczy miarą
Jan Sabiniarz
LILIE BIAŁE
Ty jesteś snem, czy może życiem
Choć Ciebie nie ma, nie istniejesz
Nie wiem, czy już, gdzieś, kiedyś byłaś
A jeśli znajdę – jakie dzieje?
W ogrodzie serca wiosny listki
Nadziei rozwijają drzewa
Czy to, co było, to już wszystko
Nic więcej nie mam się spodziewać?-
Kiedy skupiony, w nocy ciszy
- Księżyc i gwiazdy mi posłaniem
W popiele uczuć żar twój słyszę
I niewidzialne twe stąpanie
Czy deszczem w liście się wistoczysz
Ty, któraś łąk i brzóz pragnieniem?-
Dla ciebie płoną serca oczy
Nie jesteś nawet już wspomnieniem
Jeśli istniejesz, jak cię znaleźć?-
Kiedy, i którą drogą ruszyć?-
Dla ciebie kwitną lilie białe
Ukryte w toni mojej duszy-
Jan Sabiniarz
ELEGIA NA ŚMIERĆ PTAKA
PRZEJECHANEGO PRZEZ SAMOCHÓD
Już się nie nacieszy swoim młodym życiem
Rankiem przez samochód ptaszek przejechany
Jakże płaczą po nim: chabry, maki w życie
I jakże się smucą czułe lasu ściany
Jego biedne ciałko z piaskiem się wymiesza
Piórka wiatr rozwieje, słońce ślad wysuszy
Już nie będą słuchać jego śpiewu dzieci
Piosnkę wiosny po nim inny ptak zanuci
Jego małą duszę przyjmij, Boże, tkliwie
Ogrzej ją swą dłonią, by nie czuła chłodu
Żeby wszystkim w raju żyło się szczęśliwie
Nawet tym, co w sercu mają sopel lodu
Jan Sabiniarz
PTAKU ŚPIEWAJĄCY
Pozostań ptakiem, który wiosnę śpiewa
Niepomny zimy, chociaż jeszcze luty
Nie wszędzie trafisz lecz tym, proszę, przebacz
Którzy swe życie wolą przejść na skróty
Ty, co bzów pąki pieśnią swą otwierasz
Budzisz do życia sady i ogrody
Wołasz błękitem, gdy pod drzewem staję
Utrwalasz pieśni na lusterku wody
To nic, że słowa, z czasem, się rozpłyną
Młode pisklęta - w innych - do nas wrócą
To, co zaczęte, krzepnie w tej godzinie
Gdy czas otwiera drzwi żurawi kluczem
Ileż jest piękna w krzyku dzikich gęsi
W niebieskim puchu anioł ma posłanie
Nie jest bezdomny ten, kto nie ma miejsca
Gdy w jego sercu - cały świat bez granic
Pozostań, ptaku, zetrzyj łzy różane
Góry śpiewają gromko głosem dolin
Słuchają ciebie skał najtęższe ściany
Ktoś, kto nad wody cichym lustrem stoi
Jan Sabiniarz
PTAKI
W dziuplach drzew mają swoje ciche domki
W naczyniach z gliny swoje wodospady
Piórka ich cieszą niby barwne łąki
Lub cień gałązki, kiedy motyl siada
Kto to powiedział, że nie mają duszy
Tylko w gardziołkach zmysły rozśpiewane
Słońce i księżyc w nie swe światło prószy
A wszystkie nutki w piękno oblekane
Budzą się we mnie te poranne ptaki
Wdzięczne za spokój, miłosierne noce
Wykute w ciszy, jak w kamieniu znaki
Olśniewające pieśni swych migotem
Jan Sabiniarz
W dziuplach drzew mają swoje ciche domki
W naczyniach z gliny swoje wodospady
Piórka ich cieszą niby barwne łąki
Lub cień gałązki, kiedy motyl siada
Kto to powiedział, że nie mają duszy
Tylko w gardziołkach zmysły rozśpiewane
Słońce i księżyc w nie swe światło prószy
A wszystkie nutki w piękno oblekane
Budzą się we mnie te poranne ptaki
Wdzięczne za spokój, miłosierne noce
Wykute w ciszy, jak w kamieniu znaki
Olśniewające pieśni swych migotem
Jan Sabiniarz
NOCAMI SŁYCHAĆ
Nocami słychać przelot dzikich gęsi
Klucze żurawi obłokami płyną
My tylko - tutaj, bo tu nasze miejsce
Lękam się, żeby o nas słuch nie zginął
Zielone wzgórza i wiekowe drzewa
Patrzą i milczą, oczom swym nie wierzą
Że wkrótce ptaki będą spadać z nieba
By na talerzu znaleźć się - nie naszym
Ledwie nadzieja z ciemnej ziemi błyśnie
Zielony kiełek wyrwą wraz z korzeniem
Obrzucą błotem czystej wody kryształ
Zduszą, zamulą jasne jej promienie
Zdepczą buciorem tych, co idą boso
Goliat i Dawid znów w nierównej walce
Zwiążą, zapętlą, zrzucą w Wisłę z mostu
Sami - chleb jedząc, zdławią nas zakalcem
W żyłach krew polska, jest najwyższej próby
Strzec dziś jej trzeba niby oka w głowie
Coraz mniej czasu, jeden krok do zguby
Kiedy umiera Bóg w nas oraz człowiek
Jan Sabiniarz
WIOSNA ZIMĄ
Nad lasem księżyc i gwiaździste niebo
Jakże wiosenna tego roku zima
W dali łabędzie bielą się u brzegów
U góry klucze dzikich gęsi płyną
Plączą się pory niespokojnym drzewom
Pola zielone wyglądają śniegów
Inaczej chwile ku wieczności biegną
Po klawiaturze cichych brzóz szeregów
W dzień świeci słońce w jasnej Róż Dolinie
Która w szarości jest ostoją piękna
Dzień po dniu cieplej i radośniej płynie
To szczęście, które latem nas urzekło
Bzów miłe pąki wnet się w nas rozchylą
Wsłuchane w błękit oraz serca bicie
Strumyk łąkowy poznał, co to - miłość
- Czas jej nie gasi, cudnie trwa w rozkwicie
Jakże obecna - nasza nieobecność
W wewnętrzną ciszę zasłuchane dłonie
W brzasku ogrodów oraz oknach zmierzchu
Grzeje nas ogień, który w sercu płonie
Jan Sabiniarz
Jakże wiosenna tego roku zima
W dali łabędzie bielą się u brzegów
U góry klucze dzikich gęsi płyną
Plączą się pory niespokojnym drzewom
Pola zielone wyglądają śniegów
Inaczej chwile ku wieczności biegną
Po klawiaturze cichych brzóz szeregów
W dzień świeci słońce w jasnej Róż Dolinie
Która w szarości jest ostoją piękna
Dzień po dniu cieplej i radośniej płynie
To szczęście, które latem nas urzekło
Bzów miłe pąki wnet się w nas rozchylą
Wsłuchane w błękit oraz serca bicie
Strumyk łąkowy poznał, co to - miłość
- Czas jej nie gasi, cudnie trwa w rozkwicie
Jakże obecna - nasza nieobecność
W wewnętrzną ciszę zasłuchane dłonie
W brzasku ogrodów oraz oknach zmierzchu
Grzeje nas ogień, który w sercu płonie
Jan Sabiniarz
KWIATY I MOTYLE
Wciąż nas czekają nieodkryte lądy
Źródlane wody i samotne drzewa
I błękit, w którym skrzydło ptaka błądzi
Łąki poranka, nocą - gwiazd ulewa
Wciąż nas czekają nieodkryte lądy
Źródlane wody i samotne drzewa
I błękit, w którym skrzydło ptaka błądzi
Łąki poranka, nocą - gwiazd ulewa
Nad wodą olcha w lustrze się przegląda
Lecz się nie martwi swoim siwym włosem
W niej, tak jak dawniej, wiosną słowik kląska
I dąb, u skraju, idzie za swym głosem
I bez przy płocie tęskno w dal spogląda
Ma dość tej dziwnej, zwariowanej zimy
Spragnione słońca warzywnika grządki
I jaśmin w pąkach tuli imię czyjeś
Miały być sople, ale ich nie było
Nie przyszły zimy kryształowe chwile
Rozchyla pąki w nas wiosenna miłość
Ze słów się klują kwiaty i motyle
Jan Sabiniarz
Lecz się nie martwi swoim siwym włosem
W niej, tak jak dawniej, wiosną słowik kląska
I dąb, u skraju, idzie za swym głosem
I bez przy płocie tęskno w dal spogląda
Ma dość tej dziwnej, zwariowanej zimy
Spragnione słońca warzywnika grządki
I jaśmin w pąkach tuli imię czyjeś
Miały być sople, ale ich nie było
Nie przyszły zimy kryształowe chwile
Rozchyla pąki w nas wiosenna miłość
Ze słów się klują kwiaty i motyle
Jan Sabiniarz
OBŁOK W RZECE
Czas dopala kiść jarzębiny
Która zimie swe serce oddała
W rzece obłok jak płynął, tak płynie
Kształt zewnętrzny wód cieniem ocala
Przez gałęzie słońce prześwieca
Listkiem ciszy zadrży powietrze
Zimorodek wzdłuż brzegów przeleci
Barwną tęczą otwiera w nas przestrzeń
Pień zmurszały mchem porośnięty
Przy nim kamień deszczem spłukany
Twa obecność tę chwilę uświęca
Chwilą szczęścia na dębu kolanach
Chłonę spokój w twej twarzy rozlany
Każda ścieżka do wiosny prowadzi
Słońce szczodrze swe ciepło rozdaje
W Róż Dolinie ogrzewa już sady
Nabrzmiewają pąki jabłoni
Zanim czas je ku słońcu otworzy
Cichym pięknem wśród dzikich ustroni
Kwiatek wiosny w twych dłoniach ułoży
W Róż Dolinie jest wszystko różane
Obłok, rzeka i mgła o poranku
Także cień twój oparty o ścianę
I okienko na ogród otwarte
Nocą księżyc rozchyla firanki
U twych źrenic chce chwilę zagościć
Chociaż mógłby tam trwać bez ustanku
Wzrokiem serca, nie - słowem cię prosząc
Jan Sabiniarz
POPRZEZ DRZEW KORONY
Krople krwi wyciśnie czas cierniowy
Który ciasnym zamknie się okręgiem
Dreszcz przebiegnie gaje i dąbrowy
Wiosna spełni się pierwotnym pięknem
Poprzez rzeki lśniące i niebieskie wzgórza
Dąb zawoła oraz leszczyn witki
Noc nadchodzi, która dłoń zanurza
Żeby dzień przywrócił czas świetlisty
Ścieżką, która bieży poprzez pola
Gdzie czeremcha oraz krzew różany
Garniec miodu lipowego stołu
W Róż Dolinie białe chatki ściany
To, co było, jeszcze nie raz będzie
Rankiem słońca w zieleń szyb zawita
Płatkiem ciszy u okapu siądzie
Kluczem szczęścia w zamku chwil zazgrzyta
Dróżko, która wiedziesz w dal przydrożnym krzyżem
W górę rzeki pośród skał omszonych
Moc mi dajesz, piaskiem trawy liżesz
W górze - błękit, poprzez drzew korony
Jan Sabiniarz
Krople krwi wyciśnie czas cierniowy
Który ciasnym zamknie się okręgiem
Dreszcz przebiegnie gaje i dąbrowy
Wiosna spełni się pierwotnym pięknem
Poprzez rzeki lśniące i niebieskie wzgórza
Dąb zawoła oraz leszczyn witki
Noc nadchodzi, która dłoń zanurza
Żeby dzień przywrócił czas świetlisty
Ścieżką, która bieży poprzez pola
Gdzie czeremcha oraz krzew różany
Garniec miodu lipowego stołu
W Róż Dolinie białe chatki ściany
To, co było, jeszcze nie raz będzie
Rankiem słońca w zieleń szyb zawita
Płatkiem ciszy u okapu siądzie
Kluczem szczęścia w zamku chwil zazgrzyta
Dróżko, która wiedziesz w dal przydrożnym krzyżem
W górę rzeki pośród skał omszonych
Moc mi dajesz, piaskiem trawy liżesz
W górze - błękit, poprzez drzew korony
Jan Sabiniarz
WIOSNĄ ZAPACHNIAŁO
W powietrzu wiosną zapachniało
A przecież to tylko przedwiośnie
Oj, co się będzie w kwietniu działo
Drzewom otwieram drzwi na oścież
W szczelinie świerków słońca promień
Całują trawy mchy wilgotne
Cisza zamknięta w krople rosy
W trzcinach buszują ptaki błotne
Nad domem przelot dzikich gęsi
Martwię się o nie, że przedwcześnie
Gdy mróz powróci, ziąb rozwiesi
Zasypie śniegiem łąki leśne
Z ziemi wychodzą przebiśniegi
Zielone kiełki tulipanów
Chociaż od dawna nie ma śniegu
Gdy zima dała za wygraną
Pąki magnolii, bzów przy drodze
Spragnione, żeby wyjść z uścisku
Wśród wód rozlewisk czapla brodzi
Błękit w nich znalazł swoją przystań
Jan Sabiniarz
CISZA PRZEDWIOSENNYCH NOCY
Wsłuchany w ciszę przedwiosennych nocy
Już widzę kwiaty rozchylonych pąków
Coraz jaśniejsze w górze nieba stoki
Zakwili serce, jakby słowik kląskał
Za siódmą górą i za siódmą rzeką
Toczy się życie, pisze - jakie? - dzieje
Ale ja pragnę z głębi się uśmiechać
Cieszyć się słońcem, rankiem, który dnieje
Są sprawy, które chowam w swym milczeniu
W puszce Pandory kryją się zamknięte
Wiem, nie zostaje kamień na kamieniu
Gdy rzeczy tracą swą pierwotną świętość
Słowo naiwne niby małe dziecię
To ono wiedzie nas w ogrody wiosny
Przeszłość przyszłości dar cudowny niesie
Krynicznie czyste, swoim pięknem prostym
Wszystko już było, w księgach zapisane
W sercach pokoleń pragnie żyć od nowa
Rozjaśniać przestrzeń, burzyć błądzeń ściany
By źródło życia w pąkach chwil zachować
Jan Sabiniarz
TO JUŻ NIEDŁUGO
To już niedługo, wnet kaczeńce złote
Rozjaśnią łąki, niby małe słońca
Błękitne niebo, czułe bzy przy płocie
- Czekanie wiosny zda się nie mieć końca
Klangor żurawi, w dole mgły różowe
Świat ukwiecony niby gałąź sadu
Miłuję ciszę, która wznosi głowę
Dłonią poranka w serce pieśń swą kładzie
W pięknie Natury wieczne są ostoje
W rytmy pór roku zapisane
Miłuję obłok, co nad wodą stoi
I cień ukryty w tęskne lasu ściany
Czas, który płynie, niech nas rozpromienia
Dar najpiękniejszy spełnia się powoli
Natura scala, to co nas rozmienia
W ciemnym tunelu światłem swym nas woła
Wsłuchaj się także w koncert Beethovena
Od jego piękna lód na rzece taje
- Tyle w nim mocy, tyle pokrzepienia
Radości, która wiosną w nas się staje
Jan Sabiniarz
TO JUŻ MARZEC
To już marzec, pachnie powietrze
Coraz bliżej, miła, do wiosny
Ku błękitom otwiera w nas przestrzeń
Słów przyloty nam radość przyniosły
Choć zimowo śpią cienie nad rzeką
W zeschłych liściach się jawią przylaszczki
Słońce do nas się cieplej uśmiecha
Czas szczęśliwy, jak dawniej, nam nastał
Idźmy ścieżką - ku sobie nas wiedzie
Pejzaż ciszy nad łąką się snuje
Zeszłoroczny liść w sercu szeleści
Nowym pąkiem dłoń szczęścia całuje
Dąb sędziwy o chwilę nas prosi
By z miłością pod nim przystanąć
W swych ramionach pragnie nas gościć
Z ciemnej nocy prowadzić nas w ranek
Kochasz ziemię, każdy jej dotyk
Błękit nieba i zieleń nadziei
Noc pamięta, dzień także wie o tym
Że na drobne nas czas nie rozmieni
Jan Sabiniarz
LISTKAMI WIOSNY
Listkami wiosny obluszczona cisza
Po której myśli idą swoją drogą
Słuchaj, jak tkliwie dzwoni serca kryształ
W ten cudny ranek - dotyk ręki Boga
Sypią się kwiaty, błękit w górze świeci
Zielenią lata przemijają drzewa
Wśród których echo letnich snów się niesie
Wsłuchaj się w echo i dniom, proszę, przebacz
Cisza samotna czeka na peronie
Choć wie, że pociąg dawno już odjechał
Pląsa muzyka, we mgle serca tonie
Której dźwięk każdy wciąż nadzieję krzesze
Jan Sabiniarz
GAŁĄZKA JABŁONI
Zajrzysz do okna gałązką jabłoni
Zroszoną słońcem i poranka cudem
Powiewem wiatru rozpalona w dłoni
Rozświetlasz serca dnie i noce długie
Mrok cię nie zerwie. Chcę byś mi jaśniała
Na przekor wichrom, które niecą burze
Pozostań w oknie! Żebyś ty wiedziała
Jak czas bez ciebie w wieczność mi się dłuży
Za oknem marzec. Wciąż się zima sroży
Marzą się kwiatki białe i różowe
Pukają w szyby, choć ich jeszcze nie ma
By razem z sercem wiosny pieśń zaśpiewać
Jakżeś ty piękna, w błękit zaszeptana
Który w nas płonie, ponad lasem świeci
W polu żurawie brodzą dziś od rana
Żeby wieczorem wyżej nieba wzlecieć
Jan Sabiniarz
Znowu śpiew ptaków w Róż Dolinie
Wtulonych w ciszę starych drzew
Strumyk - jak płynął, tak wciąż płynie
Światłem poranka aż po zmierzch
Nocą, gdy perły gwiazd zapłoną
W trawach ucichnie wiatru szept
Znieruchomieją drzew korony
Które nie wiedzą, co to kres
Ranek obudzi brzask perłowy
Spłynie na czułych dłoni mchy
I my pójdziemy w głąb parowu
Za nami szarość, lęku mgły
Wraz z nami piękno, gór milczenie
Rozbłyski siklaw pośród skał
Ścieżką biegnącą wśród korzeni
Pójdziemy tak, jak pan Bóg dał
Niepomni bólu oddalenia
Radość rozpiera zieleń traw
Pod dębem słów siądziemy w cieniu
Zaklęci w siebie - twarzą w twarz
Za siódmą górą zło się dzieje
Lecz - my będziemy ponad to
Wyzbyty ducha świat topnieje
Na podobieństwo zeschłych łąk
Tu - nasza studnia ocalenia
Strzecha i czułej lipy cień
Czas się na drobne nie rozmienia
I spokój - pełen ciszy brzmień
Miodu i mleka nie zabraknie
Zaprzyjaźnionych z nami pszczół
Wonnego tak, że Bóg go łaknie
Dębowy nasz pod lipą stół
Będziemy sączyć po kropelce
Szkarłatne wino z bzu czarnego
Zaszyci w chwil zwyczajnych szczęście
- Niechaj je brzóz anioły strzegą
Możemy także was ugościć
Lecz się nie bójcie trudnych dróg
To one wiodą w to, co proste
Jeśli przekroczyć lęku próg
Jan Sabiniarz
W OGRODACH WIOSNA
W ogrodach wiosna już rozchyla listki ciszy
Dla Ziemi jeszcze jeden czas opamiętania
Coraz liczniejsze wstają ludzi głosy
Gdy milczy dobro - maskę zło odsłania
Wie o tym dąb sędziwy i oliwne drzewa
Ich twarze wciąż pokryte potem krwawym
Obudź się serce głosem ptasich śpiewów
Promieniem gwiazdy spójrz i polnej trawy
Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie rąk tych ślady
Które z miłością świat ten budowały
Niechaj jutrzenką wstaje obłok blady
I czas rozwija to, co godne jest i trwałe
Niedoczytane gasną kartki zapomnienia
Gdy ojciec z synem nie tą samą mową włada
Zmieniają rzeki bieg wśród gór niezrozumienia
Bolesna ciemność cień na duszy kładzie
Niech każdy wieczór będzie jak wieczerza
Ostatnia, zanim krzyż jej drogę znaczy
Pękniętą skałą ludziom Bóg się zwierza
By z zagubienia człowiek w dom zawracał
W ogrodach wiosna już rozchyla listki ciszy
Dla Ziemi jeszcze jeden czas opamiętania
Coraz liczniejsze wstają ludzi głosy
Gdy milczy dobro - maskę zło odsłania
Wie o tym dąb sędziwy i oliwne drzewa
Ich twarze wciąż pokryte potem krwawym
Obudź się serce głosem ptasich śpiewów
Promieniem gwiazdy spójrz i polnej trawy
Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie rąk tych ślady
Które z miłością świat ten budowały
Niechaj jutrzenką wstaje obłok blady
I czas rozwija to, co godne jest i trwałe
Niedoczytane gasną kartki zapomnienia
Gdy ojciec z synem nie tą samą mową włada
Zmieniają rzeki bieg wśród gór niezrozumienia
Bolesna ciemność cień na duszy kładzie
Niech każdy wieczór będzie jak wieczerza
Ostatnia, zanim krzyż jej drogę znaczy
Pękniętą skałą ludziom Bóg się zwierza
By z zagubienia człowiek w dom zawracał
Jan Sabiniarz
* * *
Wnet wstaną łąki umajone
I pola z klęczek się podniosą
Ku niebu wzbije się skowronek
A w lasach słodkie ptaków głosy
Koniki polne w trawie grają
Wśród ziół ukryty owad brzęczy
Nad lustrem stawu słońce staje
A w każdej kropli obraz tęczy
Pójdziemy ścieżką ku kapliczce
Tam jeszcze będzie można stanąć
Ogarnąć, wniknąć w to, co bliskie
Rozewrzeć jasne nieba ściany
By w oczach pełnych kropli wzruszeń
Przytulić wzrokiem ziemię całą
Spójrz, jabłoń pierwsze płatki prószy
Krzepi Natury doskonałość
- W niej ocalały reszki raju
Człowiek nie zdążył jej zmarnować
Widzę ją jeszcze, kiedy wstaję
By piękno jej utrwalać w słowach
Słowem tym wracam do początku
Wszak ono na początku było
Wierzę, że może odrzeć z klątwy
Je tylko wiara oraz miłość
Żeby błękitem wzdłuż strumyka
Stąpać, kaczeńcem się zanurzyć
Obłokiem chwili w dal przemykać
By - znowu cisza - jak po burzy
Jan Sabiniarz
GAŁĄZKO WIOSNY
Ty jesteś ciszy nieodkrytym drzewem
Swym własnym światem, nigdy zaś - w szeregu
Gwiaździstą nocą nieskończoność krzewisz
Jak rzeka, która występuje z brzegów
Roznosisz myśli w góry i doliny
Wzbijasz ku górze tęsknym śpiewem ptaka
Kroplą żywicy w korze nie przemijasz
Białym obłokiem nieba czyniąc znaki
Są takie serca, niby głaz przy drodze
Zielone mchami i wyryte słowem
Leśne jeziora w czerwonościach zorzy
Lilie natchnione niewidzialnym Bogiem
Przydrożnym głazem pozostają w miejscu
Zmierzchy i świty wiernie przy nich stoją
Same - samotne, innym życzą szczęścia
Chociaż ich serce w róży kwiat się kroi
Wczoraj, nad rzeką - przelot zimorodka
Nagle zaiskrzył niby okruch tęczy
Zdał się radosny - może ciebie spotkał
Trzcina trącona jeszcze po nim dźwięczy
Jan Sabiniarz
GITARO MA
Tak lubię twoje ciemne tony
I twoich brązów cudne lśnienie
Twoje sekrety, po kryjomu
W miłości świata zakorzeniam
Tyle czułości w twoich brzmieniach
Dźwięk każdy skrzydłem jest anioła
Jakże miłuję strun promienie -
Każda z nich ku mnie pięknem woła
A kiedy przyjdzie, nie przepadnie
Nie zginie niby krąg na wodzie -
Nieskazitelną Perłą na dnie
Rzeki, co wiedzie w szczęścia progi
W dłoniach raduje się, zapłacze
Choć zadrapania ma i blizny
Wie, co naprawdę w życiu znaczy
Nie utknie statkiem na mieliźnie
Gitara - serca przedłużeniem
Pieśnią zakwitłą w Róż Dolinie
Spełniona, wierna jest jak domek
Na jawie i o snów godzinie
Jan Sabiniarz
DO GAŁĄZKI JABŁONI
Jakże miłuję spokój twojej twarzy
Której nie widzę, bo jej nie znam wcale
Iskierki szczęścia w twych kącikach drzemią
W których, co wieczór, aniołowie grają
Wkrótce wiosennym kwieciem cię okryje
Ten ogród, który w duszy twej pięknieje
Pragnie wyśpiewać sobą imię czyjeś
Którym po czubki cichych drzew goreje
Ty wiesz, co znaczą w trawie krople rosy
Kto je upuścił i dlaczego świecą
Dróżkami słowa idę za twym głosem
Nade mną obłok, myśli ptak przeleci
Krużganku boski - ciszą rozchylony
Strumyku leśny, co się perlisz w cieniu
Z każdego miejsca blisko jest do domu
Na każdym wzgórku wznosi się w marzeniach
Gałązka wiosny nie zna samotności
Jedna do drugiej drzewem się uśmiecha
Są z pnia jednego - żeby było prościej
Przez to w nich nie ma ani krztyny grzechu
Jan Sabiniarz
Jakże miłuję spokój twojej twarzy
Której nie widzę, bo jej nie znam wcale
Iskierki szczęścia w twych kącikach drzemią
W których, co wieczór, aniołowie grają
Wkrótce wiosennym kwieciem cię okryje
Ten ogród, który w duszy twej pięknieje
Pragnie wyśpiewać sobą imię czyjeś
Którym po czubki cichych drzew goreje
Ty wiesz, co znaczą w trawie krople rosy
Kto je upuścił i dlaczego świecą
Dróżkami słowa idę za twym głosem
Nade mną obłok, myśli ptak przeleci
Krużganku boski - ciszą rozchylony
Strumyku leśny, co się perlisz w cieniu
Z każdego miejsca blisko jest do domu
Na każdym wzgórku wznosi się w marzeniach
Gałązka wiosny nie zna samotności
Jedna do drugiej drzewem się uśmiecha
Są z pnia jednego - żeby było prościej
Przez to w nich nie ma ani krztyny grzechu
Jan Sabiniarz
WIOSENNE DRZEWA
Patrzę z zachwytem na wiosenne drzewa
Na kwiaty jabłoni i pni doskonałość
Słucham słowika, co w snach się podziewa
I śpiewa pieśni miłości dojrzałej
Na kwiaty jabłoni i pni doskonałość
Słucham słowika, co w snach się podziewa
I śpiewa pieśni miłości dojrzałej
W pobliskim stawie odzywają się żaby
Rechotem słodkim jak lukier piernika
Wiatr opowiada te same banały
Aż dziw, że kolejny raz mogę je słuchać
Krzew róży, jak niegdyś, rani boleśnie
Znikł kwiat zeszłoroczny, w liść zeschły się zawinął
Z magnolii wygląda pąk – jeszcze za wcześnie
I ścieżka przed siebie chodzić zaczyna
Pod stopą zaskrzypi radośnie dni piasek
Zielona jaszczurka, co listek udaje
Na muszkę, bez ruchu, czyha i patrzy
Jak z miedzi wykuta, rzeźbą się staje
Lecz siebie samego rozpoznać nie mogę
Niezmienne jest tylko to nagłe ukłucie
Gdy czas swój w ogrodzie zostawiam, przed progiem
Gdzie serce jak pisklę w klatce się tłucze
Jan Sabiniarz
W KWIATUSZKACH WIOSNY
Każdy dzień wiosny nową jest nadzieją
Ciepłym błękitem ponad wodą staje
W cienistych drzewach ptakiem pieśń zaśpiewa
Żeby obudzić w nas kwitnące gaje
Nie martw się tymi, którzy dziś odeszli
Każda pieśń idzie swoją własną drogą
Łąka zielona po nich trawą westchnie
Nikt nie wie dokąd ich poniosą nogi
Promienie słońca rozchylają pąki
Ze snu zbudzona ziemia śle ukłony
Od marca płyną klucze dzikich gęsi
Myśl trąca słowo, kroplą rosy dzwoni
Są już za nami różne życia ścieżki
Pobrzmiewające jeszcze echem złudy
Czas wciąż dopala ich niknącą przestrzeń
Olśnienia odkryć oraz błądzeń trudy
Jabłoń nad głową rozpościera kwiaty
A każdy z nich jest niby małe słońce
W sadzie tak samo jest - tak jak przed laty
W kwiatuszkach wiosny przyszły owoc pląsa
Jan Sabiniarz
PIĘKNIEJĄ SADY
Pięknieją sady, kiedy kwitną drzewa
Pięknieją sady, kiedy kwitną drzewa
Wiśnie i śliwy, grusze i jabłonie
Kasztan rozpala kwiatów swych kandelabr
Z każdej łodyżki szczęście wiosny wionie
Iść, gdzieś, przed siebie, w cichość traw się zaszyć
Wznieść się w błękity, to strumykiem płynąć
Topnieje serce, żadna myśl nie straszy
Jakżeś ty piękna, cudnych chwil godzino!-
Na lustrze wody ważka cicho stąpa
Lekko, jak Chrystus, który szedł po wodzie
W krainie łozy nocą słowik kląska
Dąb się zieleni, pełen listków młodych
Tak lubię patrzeć w oczy twe szczęśliwe
Gdzie mieszka anioł w cichym domku myśli
Tak tylko może uszczęśliwiać miłość
Gdy nieobecna, w sercu niech się przyśni
Ślę tobie kwiaty, białe i różowe
Szkatuły płatków pręgowane w cętki
Tak lubię, kiedy świt podnosi głowę
Zło nie istnieje, nic nie wstrząsa pięknem
Kasztan rozpala kwiatów swych kandelabr
Z każdej łodyżki szczęście wiosny wionie
Iść, gdzieś, przed siebie, w cichość traw się zaszyć
Wznieść się w błękity, to strumykiem płynąć
Topnieje serce, żadna myśl nie straszy
Jakżeś ty piękna, cudnych chwil godzino!-
Na lustrze wody ważka cicho stąpa
Lekko, jak Chrystus, który szedł po wodzie
W krainie łozy nocą słowik kląska
Dąb się zieleni, pełen listków młodych
Tak lubię patrzeć w oczy twe szczęśliwe
Gdzie mieszka anioł w cichym domku myśli
Tak tylko może uszczęśliwiać miłość
Gdy nieobecna, w sercu niech się przyśni
Ślę tobie kwiaty, białe i różowe
Szkatuły płatków pręgowane w cętki
Tak lubię, kiedy świt podnosi głowę
Zło nie istnieje, nic nie wstrząsa pięknem
Jan Sabiniarz
W OGRODACH WIOSNY
W ogrodach wiosny wielobarwne pawie
I dzikie gęsi - szare, przy nich bose
Jabłoń kwitnąca snuje sny na jawie
Które nie mogły się dopełnić nocą
W gałęziach brzasku gasną cienie dolin
Radości życia ludziom nie ubyło
Oczarowani nad wodami stoją
Jak kwiaty z pąków krzeszą z serc swych miłość
Listek gałązce szepcze coś do ucha
Słodkie zaklęcia, czułych słów wyznania
Rozdarty konar w zamyślenia słucha
Nad którym błękit wzbija się bez granic
Gałąź kwitnąca ciemną moc oddala
Znowu się staje to, co zawsze było
Wiosna nas z kleszczy mroku chce wyzwalać
Która się z pąków ludzkich serc rozwija
Słowo w milczeniu ocalenia szuka
Które jak nigdy dotąd, potaniało
Ciemność gęstnieje niby skrzydło kruka
Obłoki myśli strąca wiatr że skały
Pochyl się, ciszo, pieśnią ku naturze
Rozpal płomienie nad żeliwną płytą
W okienko szczęścia wieczór się zanurza
Noc go kołysać będzie aż do świtu
Jan Sabiniarz
W PROMIENIACH WIOSNY
Bezlistne drzewa, błoto po kolana
Bezlistne drzewa, błoto po kolana
Już nie nadejdą, już są poza nami
Nocami świeci srebrna gwiazd ulewa
I za dnia słońce wschodzi nad polami
Furtka ogrodu nie zazgrzyta chłodem
Patrzy przed siebie w dal szczęśliwym wzrokiem
W drzewach wstają kwiaty i pisklęta młode
Serce ulatuje wyżej niż obłoki
W twoich oczach kwitną łąki i stokrotki
I perełki rosy niby łzy rozsiane
Świerk, który stał dotąd cichy i samotny
Tuli się z miłością do brzóz białych ściany
Brzask nadpływa łódką, wiosłem mgły rozgarnia
Na niebieskiej tafli kępka trzciny stąpa
Słońce coraz wyżej świeci jak latarnia
Noc zasypia cicho w modrych drzew koronkach
W gnieździe, na stodole zaklekocze bocian
Marzą mu się żaby oraz polne myszy
Skrzydła swe podrywa, by wysokim lotem
Płynąć ku błękitom, wielbiąc bezmiar ciszy
Każda ścieżka w polu, każda leśna dróżka
Pragnie iść przed siebie, gdzie ją wzrok poniesie
Pośród brzóz przemyka jej świetlista postać
Nad nią polna grusza iskry brzasku krzesze
Kwiat magnolii szepcze, że nic się nie stało
Kiedy czas przeminie, będzie tak jak dawniej
Spójrz, na tle sitowia łabędź świeci biało
Ciepły wietrzyk bawi, kręci się na stawie
Jan Sabiniarz
GDZIEKOLWIEK SPOJRZEĆ
Gdziekolwiek spojrzeć - ukwiecone ścieżki
Jabłoń kwitnąca wznosi wzrok ku niebu
U dołu - strumyk, jego toń niebieska
W której baranek biały się zagrzebał
Idźmy przed siebie, nie ma innej drogi
Bierzmy z ufnością to, co jest nam dane
Przed nami góry, w których dolin progi
Łąki kwitnące i skaliste ściany
O nic się nie martw, jeśli to być musi
Pięknie się dzieje to, co jest: pomiędzy
Z niebios ku ziemi słońce złoto prószy
Ale nie takie, które jest z pieniędzy
Bóg nie pozwoli, żeby człowiek zniszczył
To sanktuarium, co z miłością stworzył
Gdzie słowik szary jest muzyki mistrzem
Gdy się pochylić - wszędzie zamysł boży
Przejdą, przeminą chwile utrapienia
Cisza nastanie po najsroższej burzy
I dąb nad rzeką spocznie w własnym cieniu
To nic, że czasem błękit się zachmurzy
Zapatrz się w pejzaż, niechaj kroków szelest
W dom cię prowadzi, w którym szczęście mieszka
Gdzie w noc gwiaździstą cisza sny swe ściele
Światło księżyca na miłości rzęsach
Uspokój serce, przytul do poduszki
Niech dłoń anioła spocznie na twej twarzy
Zaprawdę - nie ma, nie ma takiej pustki
W której nic nie ma i niczym nie darzy
Jan Sabiniarz
Gdziekolwiek spojrzeć - ukwiecone ścieżki
Jabłoń kwitnąca wznosi wzrok ku niebu
U dołu - strumyk, jego toń niebieska
W której baranek biały się zagrzebał
Idźmy przed siebie, nie ma innej drogi
Bierzmy z ufnością to, co jest nam dane
Przed nami góry, w których dolin progi
Łąki kwitnące i skaliste ściany
O nic się nie martw, jeśli to być musi
Pięknie się dzieje to, co jest: pomiędzy
Z niebios ku ziemi słońce złoto prószy
Ale nie takie, które jest z pieniędzy
Bóg nie pozwoli, żeby człowiek zniszczył
To sanktuarium, co z miłością stworzył
Gdzie słowik szary jest muzyki mistrzem
Gdy się pochylić - wszędzie zamysł boży
Przejdą, przeminą chwile utrapienia
Cisza nastanie po najsroższej burzy
I dąb nad rzeką spocznie w własnym cieniu
To nic, że czasem błękit się zachmurzy
Zapatrz się w pejzaż, niechaj kroków szelest
W dom cię prowadzi, w którym szczęście mieszka
Gdzie w noc gwiaździstą cisza sny swe ściele
Światło księżyca na miłości rzęsach
Uspokój serce, przytul do poduszki
Niech dłoń anioła spocznie na twej twarzy
Zaprawdę - nie ma, nie ma takiej pustki
W której nic nie ma i niczym nie darzy
Jan Sabiniarz
WIOSNĄ, W DOLINIE RÓŻ
Na polanie kwiat bieleje polnej gruszy
Przyjdzie zając, dzik z zarośli przykuśtyka
Drzewko szczęścia w trawę kwiatki wiosny prószy
Pełne światła - kiedy dzień - lub sierp księżyca
Tak natchniona, tak serdeczna jest i czysta
Jakby z nieba sfrunął anioł jasnowłosy
U jej stóp się świeci wody cudny kryształ
Z głębi lasu dobiegają ptaków głosy
Za wzgórzami trawą ściele się dolina
Mostek z drewna, przy nim pachnie krzew różany
Mały domek w błękit skrzydła swe rozwinął
W ogród wiosny promienieją jego ściany
Wartki strumyk gwiazdom zwierza się i słońcu
Polną gruszę, gdy tam płynął, zapamiętał
Za wzgórzami cicho szemrząc bieg swój kończy
Chce pozostać tu, gdzie świat - ostoją piękna
Polnej gruszy, każdą wiosną, kwiat go woła
W jego płatkach drzemie tyle pięknych wspomnień
W górze bielik toczy w błękit tęskne koła
Lśni w obręczach ciszy słońca złoty promień
Jan Sabiniarz
BOCIAN
Ty, któryś tęsknot naszych jest posłańcem
O białych skrzydłach i czerwonym dziobie
Prawdziwie polski, kiedyś jest na łące
Wśród pól - dla oczu, duszy - ku ozdobie
Bez ciebie nie ma rodzinnego domu
Dopełniasz błękit wdzięcznym swym klekotem
Choć rosną wichry, burze po kryjomu
Chronisz od złego, jak od drogi płotem
Te ciemne plamy, które światło strzępią
To nasze dzieje, których los nie skąpi
Przy tobie łatwiej znieść nam czasów piekło
Radować słońcem, kiedy deszcz nie siąpi
Póki w pejzażu trwa choć jedno gniazdo
Gdy wiosna cudem chwil otwiera wrota
Szczęśliwe oczy, które zajdą łzami
Żeby podążać w ślad za twoim lotem
Jan Sabiniarz
NIE JESTEŚMY WYGNANI Z RAJU
To nieprawda, że nie ma już raju
Nie jesteśmy z niego wygnani
Choć jesteśmy dziećmi Adama
Lecz, najbardziej Twoimi, Panie
Tyś nam wskazał, jak świat ten urządzać
Żeby rajem był, a nie piekłem
Każde drzewo jest żywą księgą
Ziarnko chwili zawiera wieczność
Żeby być, pochylić się trzeba
By z ciemności wyłuskać promienie
I wraz z nimi cień swój kolebać
Ruszać w drogę za swoim marzeniem
Słońce wiosną w konwalie się wtula
Sieją pyłek witki leszczyny
Wiatr oddaje ostatnią koszulę
Żeby miłość, jak szalem, owinąć
Nie jesteśmy wygnani z raju
On znajduje się obok, tak blisko
Jeśli tylko zło go nie splami
Raj jest w nas i w nas swoją ma przyszłość
Jan Sabiniarz
W WIOSENNY PORANEK
Ziemia niebu śle w błękit obłoki
Wśród gałęzi rozwija się liść
Ze mną trawy i drzewa wysokie
Śnieżnobiała lśni w słońcu bzu kiść
Mieć przed sobą horyzont bez końca
Tam, gdzie słońce zapada wśród pól
Piaskom łzy pozostawić piekące
Głaz przydrożny nakryty jak stół
Na nim obrus z muślinu mgieł szyty
I pajęczyn koronki dokoła
Pejzaż serca tchnie ciszą spowity
W którym ptak w błękity zawoła
Nie chcieć żadnej na świecie rzeczy
Chociaż znać z nich każdą z imienia
Balsamicznym spokojem myśl leczyć
By na drobne się nie rozmieniać
Wiosna bucha na krótko, przez mgnienie
Jak najwięcej chwil piękna uchwycić
Wpleść się w łąkę modrym drzew cieniem
Jak jaskółka radować się życiem
Jan Sabiniarz
BZÓW KWITNIENIE
Jakże miłuję bzów kwitnienie
- To najpiękniejsza wiosny pora
Rzepaki w błękit ślą promienie
Ujęte w złotolite pola
U stóp się cieszy boska trawą
Zieleń jej teraz taka czysta
Okryty liśćmi do połowy
Dąb wznosi głowę swą świetlistą
Nie ma na ziemi takiej rzeczy
Która by smutek przynieść mogła
Wiosna ma życie w swojej pieczy
Którego zima nie ukradła
Usiądźmy razem na ławeczce
W dał poszybujmy marzeń wzrokiem
Z nami konwalie pełne szczęścia
I pełen lśnienia staw głęboki
Ogród rozkwita ptaków śpiewem
Wilgi wołają nas i kosy
W puchu obłoków się zagrzebał
Drozd,
Co o kroplę wina prosi
Jan Sabiniarz
OGRÓD WARZYWNY
Czerwcowe słońce coraz wyżej
Nad borem się pochyla
Powietrze skwarne, jak ze spiżu
Deszczem swój czas umila
Przy domu - ogród, cały w pąsach
Rozbuchał się tej wiosny
W takt wiatru polny konik pląsa
Dotknął go szał miłosny
Czosnek zakochał się w cebuli
Ogórek w krągłej dyni
Nać marchwi się do groszku tuli
Kapustą się przymila
Warzywne szczęście raz do roku
Zdaje się władać światem
Szczypiorek marzy ze łzą w oku
Wpatrzony w liść sałaty
I ja na grządki zerkam czule
Miłosnych wyznań słucham
Koper ostatnią zdjął koszulę
By z ćwikłą czas rozbuchać
Na palcach przyjdę i odchodzę
Wszak nie chcę im przeszkadzać
Ścieżka w rumianku szuka rady
W piasek cień drzew się kładzie
Jan Sabiniarz
Czerwcowe słońce coraz wyżej
Nad borem się pochyla
Powietrze skwarne, jak ze spiżu
Deszczem swój czas umila
Przy domu - ogród, cały w pąsach
Rozbuchał się tej wiosny
W takt wiatru polny konik pląsa
Dotknął go szał miłosny
Czosnek zakochał się w cebuli
Ogórek w krągłej dyni
Nać marchwi się do groszku tuli
Kapustą się przymila
Warzywne szczęście raz do roku
Zdaje się władać światem
Szczypiorek marzy ze łzą w oku
Wpatrzony w liść sałaty
I ja na grządki zerkam czule
Miłosnych wyznań słucham
Koper ostatnią zdjął koszulę
By z ćwikłą czas rozbuchać
Na palcach przyjdę i odchodzę
Wszak nie chcę im przeszkadzać
Ścieżka w rumianku szuka rady
W piasek cień drzew się kładzie
Jan Sabiniarz
U PROGU LATA
Już wkrótce lipiec i zakwitną drzewa
Które okryją się lipowym kwieciem
Dojrzałym kłosem szemrzą łany chleba
Wśród polnych ścieżek zapach ziół się niesie
Jakże miłuję pól złociste łany
U skraju lasu zwiewnych brzóz anioły
Każdego ranka piękno w nas się staje
Bocian klekotem swym do domu woła
Czerwiec przemija, kłuje pierwszy smutek -
W każdym początku cicho coś się kończy
Śródpolne stawy ranków mgłą zasnute
I czyjeś oczy ciągle pełne słońca
W ziemi się spełnia niebem Boże Ciało -
Jakże raduje świętość każdej rzeczy
Skowronek śpiewał, że to tak być miało -
Który miał cały błękit w swojej pieczy
Wśród leśnych polan złocą się dziewanny
W polu przebrzmiały łubin i rzepaki
Noc Świętojańska - snów na wodzie wianki
I my radośni sobą - jak dwa ptaki
Jan Sabiniarz
LEŚNE JEZIORKO
Cisza wewnętrzna, jak łąka czerwcowa
Pachnąca wiewem wielobarwnych kwiatów
Tam leśne jeziorko, gdzie słońce się chowa
Gwiazdy kumkają nocą w tataraku
W zaroślach ukryte czółno zmurszałe
Którym księżyc wypływa na srebrne swe łowy
Tam sosny i brzozy - i cienie ich białe
I wilga zanuci, nim zaśnie wśród łozy
Rozkwita dziewanna, nad ścieżką się złoci
Wnet powój wieczoru ją mgłami owinie
W puch trawy wtulone posnęły stokrotki
I strumyk u skraju jak płynął, tak płynie
To leśne jeziorko wciąż we mnie się świeci
Lśni w głębię zaszyte. W dzień kryją je fale
Czas serca korzeniem ku niebu brzeg plecie
Zachodzę tam często, by w snach je utrwalić
Jan Sabiniarz
LEŚNE JEZIORKO
Lśnienie krystaliczne wśród kudłatych brzegów
Brzoza chce rozwikłać to, co jej zadane
Woli trwać samotnie, nigdy zaś w szeregu
Krzepią ją, wspierają ciemne boru ściany
Brzoza jest posłańcem leśnych snów ku niebu
Na jej białych kartkach liściem zapisanym
U jej stóp omszonych słońce blask przelewa
Jakże nim się cieszą ciemne boru ściany
Nocą przyjdzie księżyc, bladą twarz odsłoni
Jakże inne przy nim słońce złoto-krwiste
W zeszłorocznych wrzosach jeszcze życie dzwoni
Wietrzyk na zwierciadle odnajduje przystań
Ledwie wiać przestaje, a już cichnie woda
Chylą się ku sobie trzciny i sitowie
Czystość nieskalana - biała lilia wodna
Z głębi się wynurza, lśni u nieba powiek
Jan Sabiniarz
WIOSENNE DROGI
Niech cię prowadzą wiosny ścieżki
Ku kwiatom słońcem rozchylonym
Gdzie zieleń łąk i bór niebieski
Nad którym nocą gwiazdy płoną
Zostanie po nas list w butelce
I tęskny stopy ślad na piasku
I nieodkrytych lądów przestrzeń
I zmierzchu oczy pełne blasku
Wieczność się dzieje w każdej chwili
Zostaje po niej czas znikomy
Jej dotyk skrzydłem jest motylim
Jabłonią strojną w kwiat różowy
Tam, gdzie się ścieżka łukiem wije
Między dębami dzikie zioła
Jakże inaczej czas przemija
I głos nie milknie, który woła
Czy słyszysz, jak śpiewają drozdy
Gdzie zmierzchy toną w blasku jezior
Gdzie szept i bicie serca dotrze
I cisza zatrzymana w biegu
Na zwitku brzozy listy pisze
Kręgiem rozchodzi się na wodzie
I nieobecną dłoń kołysze
Która unosi wzrok ku Bogu
Jan Sabiniarz
Ku kwiatom słońcem rozchylonym
Gdzie zieleń łąk i bór niebieski
Nad którym nocą gwiazdy płoną
Zostanie po nas list w butelce
I tęskny stopy ślad na piasku
I nieodkrytych lądów przestrzeń
I zmierzchu oczy pełne blasku
Wieczność się dzieje w każdej chwili
Zostaje po niej czas znikomy
Jej dotyk skrzydłem jest motylim
Jabłonią strojną w kwiat różowy
Tam, gdzie się ścieżka łukiem wije
Między dębami dzikie zioła
Jakże inaczej czas przemija
I głos nie milknie, który woła
Czy słyszysz, jak śpiewają drozdy
Gdzie zmierzchy toną w blasku jezior
Gdzie szept i bicie serca dotrze
I cisza zatrzymana w biegu
Na zwitku brzozy listy pisze
Kręgiem rozchodzi się na wodzie
I nieobecną dłoń kołysze
Która unosi wzrok ku Bogu
Jan Sabiniarz
BOŻE CIAŁO
Łzy, to - ostatnie lądy sprawiedliwych
W zranione serca wnoszą pokój
Nie złamią nas daremne zrywy
Jakkolwiek się potoczą losy
Niech w nas się spełnia Boże Ciało
Choć - udręczone, cierniem wite
Wśród zgiełku czasów lśni chorałem
Opoką w nas i skałą litą
Tak wiele błądzeń jest za nami
I tyle samo wciąż przed nami?
Każdego dnia sobą się staję
Lub w księdze czasu - białą plamą
Niechaj w nas „łąki umajone”
Spełnione dni, świetliste noce
Światłem, co bije z każdej strony
Blaskiem księżyca, gwiazd migotem
Aniołki dziewcząt sypią kwiatki
- To nimi Bóg ukwieca drogi
I, my, co serca mamy w kratki
Przez nie święcimy łączność z Bogiem
Nie złamią nas daremne zrywy
Jakkolwiek się potoczą losy
Niech w nas się spełnia Boże Ciało
Choć - udręczone, cierniem wite
Wśród zgiełku czasów lśni chorałem
Opoką w nas i skałą litą
Tak wiele błądzeń jest za nami
I tyle samo wciąż przed nami?
Każdego dnia sobą się staję
Lub w księdze czasu - białą plamą
Niechaj w nas „łąki umajone”
Spełnione dni, świetliste noce
Światłem, co bije z każdej strony
Blaskiem księżyca, gwiazd migotem
Aniołki dziewcząt sypią kwiatki
- To nimi Bóg ukwieca drogi
I, my, co serca mamy w kratki
Przez nie święcimy łączność z Bogiem
Jan Sabiniarz
POLSKIE ZIOŁA
Jakże mi bliskie polskie zioła
Osty, pokrzywy i łopiany
To nimi miłość zda się wołać
Oplata nimi serca szaniec
Miłuję włoskie, skalne ścieżki
Bliższe mi nasze, w piasku wite
Obłok zaszyty w staw niebieski
W szuwarach dzikie kaczki skryte
U dróg rozstajów „Boża męka”
Gdzie w niszy Chrystus frasobliwy
W pejzażu krzyż - prostota piękna
I rzędy sztyg, gdy przyjdą żniwa
W polu, gdy już nie zabrzmią kosy
W ich miejsce - dziś zadźwięczą świerszcze
Sójka, co drze się wniebogłosy
I w gaj zaszyte ptaki mniejsze
Ziemio skowronków i aniołów
Lat tyle miłość ci wyznaję
Gdy się oddalę, ty mnie wołasz
Wśród zgiełku świata cię poznaję
Jan Sabiniarz
WIECZÓR CZERWCOWY
Różowe kępy macierzanki
I złote łany rozchodnika
I ptasie trele nad polanką
I kos, co w trawie jak cień znika
Wciąż chcę od nowa się odnaleźć
W tym pięknie, które aż przytłacza
Słodko jak ptak w sercu zakwili
Ale nie smutkiem drogę znaczy
W tęskne unosi mnie rewiry
Promieniujące barwną ciszą
Zachód brzóz głowy jasne chyli
Gdzie paproć wikła się ze wrzosem
Jeszcze nie kwitnie miodna lipa
Dojrzewa agrest i porzeczki
Jabłoń rumieńcem chwil zachwyca
Leśnych dzwoneczków kwiat niebieski
W powietrzu krążąc huczą bąki
Wnet między nimi nietoperze
- Duchy dzieciństwa ciemne grzeszki
Każdy z nich smaczny kęs wybierze
Gdzieś, z głębi serca woła echo
Lecz, rzeki kijem nie zawrócę
I tak jak dawniej się uśmiecham
Gdy świerszcz swą dzwonną pieśń zanuci
Jan Sabiniarz
WŚRÓD KĄKOLI ŻYTA
Tęsknię do ptaków
lilii Chrystusowych
Jakże jest mi obcy
dzisiaj przemysł wiary
- Ten, który wciąż dzieli
świat na dwie połowy
nie uznając przy tym
cichej - boskiej miary.
lilii Chrystusowych
Jakże jest mi obcy
dzisiaj przemysł wiary
- Ten, który wciąż dzieli
świat na dwie połowy
nie uznając przy tym
cichej - boskiej miary.
Przecież jedna jabłoń
lśni w ogrodzie świata
kiedy przyjdzie wiosna
i odemknie wrota.
To z jednego gniazda
wzlata duch skrzydlaty
żeby ludziom w Bogu
umiał naraz sprostać.
kwili Jedno Dziecię
wbite w drewno krzyża -
wierne swej godzinie.
Niechaj po wsze czasy
o Nim pieśń się niesie
wśród kąkoli żyta
i tabliczek z gliny.
- Jan Sabiniarz
ŻYTO
Dojrzewa w słońcu złotym kłosem
Falując na pagórku nieba
Waży w Swym ziarnie losy świata
Nadzieją pachnie chleba
Przez skwar wędruję polną ścieżka
Przez skwar wędruję polną ścieżka
Wraz ze mną chabry i kąkole
Maki czerwienią przy mnie świecą
Przybrane w bujnych traw kolory
Kładę w swej dłoni kłos wąsaty
Kładę w swej dłoni kłos wąsaty
Podziwiam jego proste piękno
Jego symetrię i porządek
Ziarno harmonii skuwką spięte
Zając w nim znajdzie swe schronienie
Zając w nim znajdzie swe schronienie
Skowronek wdzięczny pieśń zanuci
Motyl odpocznie w jego cieniu
I mnie dzieciństwa czar przywróci
To jest zaiste boże pole
To jest zaiste boże pole
Kosami świerszczy padnie zżęte
Choć koniec swój znajdzie w stodole
W mym sercu szemrze łanem świętym
Jan Sabiniarz
PEJZAŻ NIEUTRACONY
Łany zbóż miłuję, ciche polne dróżki
Chabry i kąkole, krwiste maki w życie
Ulęgałki w trawie u stóp polnej gruszy
Drzewa senne zmierzchem i promienne świtem
Stoję na pagórku, sam, pośrodku świata
W dole płynie rzeka, gaj zaczarowany
Obok ugór dziki z łąką się przeplata
Ciepły podmuch lata, w dali lasu ściany
Z nieba spłynął anioł, ukląkł przy kapliczce
Zajaśniały pięknem śnieżnobiałe szaty
Nic nie mąci ciszy, tylko rzeka z pluskiem
- Wszystko jest tak samo tutaj, jak przed laty
Gdy jaworem przyjdziesz, zerwę ci poziomki -
Pocałunkiem czerwca pełne są słodyczy
Bocian spaceruje po zielonej łące
Powracają słowa, które sercem słyszę
Kiedy noc się ściemni, w sen zapadnie pejzaż
Gwiazdy wzejdą w trawie, tęskno ptak zakrzyczy
Tutaj nawet ciemność zdaje się uśmiechać
Księżyc jasną nocą chmur baranki liczy
Jan Sabiniarz
MODLITWA DZIĘKCZYNNA
Dziękuję ci, Boże, za słońce
Za rzekę, jezioro i wiatr
Za trawę i siano na łące
Za deszczu na rzęsach ślad
Dziękuję tobie za chmury
Za błękit przejrzysty jak szkło
Za drogę ciągle nierówną
Za dziury w moście, że są
Dziękuję tobie za wszystko
Za każdy przeżyty dzień
Za noc i samotność księżyca
Za radość i za jej cień
Dziękuję za wszystko, raz jeszcze
Stwórcy w dalekim niebie
Za miłość wielką jak życie
Za to, że stworzył - siebie
Jan Sabiniarz
TY, KTÓRYŚ ROZLAŁ
W POLU MAKÓW MORZE
Ty, któryś rozlał w polu maków morze
Ozdobił ścieżki chabrem i kąkolem
Ty, któryś mrówkę i chrabąszcza stworzył
I nadał ptakom wszystkich tęcz kolory
Usiądź i spocznij przy mnie, pod łopianem
Zobacz, jak pięknie czerwiec w nas przemija
Jak się zanoszą śpiewem lasu ściany
Gdzie nawet piasek własnym życiem żyje
Sosny i brzozy słońcem prześwietlone
I zakręt drogi, tam gdzie wierzba dzika
Wciąż jeszcze cisza chwil oddechem płonie
Odżywa pamięć, kiedy wzrok przymyka
Gdzie obłok światła w rzece się przegląda
Tam każdy dotyk szczęściem się uśmiecha
To nic, że słowik dziś tam już nie kląska
I łąka zżęta wonnym sianem czeka
Cisza balsamem lasu leczy rany
Promień twych oczu patrzy w głąb ukojnie
Wszystko tu drogie, bliskie i kochane
Przytul swą głowę do mych rąk spokojnie
Proszę, nic nie mów, słowo - niepotrzebne
Czy pieśń tę słyszysz, którą serce śpiewa
Jak dusza Bogu pragnie być pokrewna
By z ziarnka nocy wstało brzasku drzewo
Jan Sabiniarz
IDĘ KU TOBIE
Idę ku tobie głosem śpiewnych dolin
Na naszej drodze - wiosny i jesienie
Dobrze nam z sobą przy niebieskim stole
Spowitym lipy czarnoleskiej cieniem
Lipa ta rośnie z niepamiętnych czasów
Na pnia jej korze Amor rzeźbi strzałki
Od których nocą nawet jest tak jasno
Pierwsze uczucia jeszcze w nich nie zgasły
Wnet kwiat osypie świętej lipy drzewo
Wiatr rozszeleści strofy późnej wiosny
Głosami ptaków blisko stąd do nieba
W ogródku marchew i szczypiorek rośnie
Choć bzy przy płocie kwieciem już przebrzmiały
Krzew polnej róży przejął od nich piękno
W trawie poziomki - manną pospadały
Ranek lipcowy nimi się uśmiechnął
Dzień każdy inny, wzrasta z innej nocy
Gdy spojrzy w okno - snów już nie pamięta
Wybiega myślą - gdzie cel dnia majaczy
Chleb na śniadanie i herbata z mięty
Ogarnia wzrokiem dom i ogród cały
Zroszone trawy i wysokie drzewa
Dwa, wśród gałęzi, ptaki się spotkały
Wzajemnie darzą się miłości śpiewem
Jan Sabiniarz
W BLASKU LIPCOWEGO ŚWITU
Jak dobrze być wędrowcem światła
Bujnych ogrodów serca
Rozpalać płomień, co nie gaśnie
W zwyczajnym szukać piękna
Lipcowym rankiem wschodzi słońce
W ogrodach szczęściem brzasku
Który się zdaje nie mieć końca
Cudowny ciszy nastrój
Piękni są ludzie i ogrody
I łany zbóż o świcie
Twoje odbicie w lustrze wody
Ptaki wśród drzew ukryte
Wnet się rozdzwoni leśna cisza
Dzień sięga coraz wyżej
Lubię twych oczu jasny kryształ
I słońca dzwon ze spiżu
Miodowym kwieciem pachnie lipa
I złoty miód na stole
Gdzie cień oznacza - światła przystań
Głosem kukułki woła
Jak dobrze usiąść w lipy cieniu
Zasłuchać się w tę ciszę
Która śle jeszcze gwiazd promienie
I szelest nocy niesie
Przed nami ranek i południe
I ścieżki skos przez pole
Lubię twych oczu gwiezdne studnie
I siana woń w stodole
Dzieciństwo spełnia się jak żyto
Jak w dłoniach kłos dojrzały
Pachnący chlebem w świetle świtu
Blask pieśni nieprzebrzmiałej
Jan Sabiniarz
W ŚRODKU LATA
Wichry jesieni w środku lata
Za nami wiosny sny różowe
Pejzaż zimowy w myśl się wplata
Wśród polan kwiat podnosi głowę
W zagięciu trawy owad siądzie
Czyści skrzydełka przed odlotem
Dobrze nam na zielonej łące
Gdzie dzikiej róży krzew przy płocie
Przed nami tyle wiernych ścieżek
Każdą możemy iść ku sobie
Każda z nich wieńczy się przymierzem
Zaświeci serca skrą u powiek
We mchu drzew starych pnie spróchniałe
W których się jawią młode pędy
Koniki polne im śpiewają
Echo powtarza je bezbłędnie
Ciągle się kończy coś, zaczyna
I tak do końca już zostanie
Ty tylko we mnie nie przemijasz
Na lustrze stawu - liści taniec
Jan Sabiniarz
Pejzaż zimowy w myśl się wplata
Wśród polan kwiat podnosi głowę
W zagięciu trawy owad siądzie
Czyści skrzydełka przed odlotem
Dobrze nam na zielonej łące
Gdzie dzikiej róży krzew przy płocie
Przed nami tyle wiernych ścieżek
Każdą możemy iść ku sobie
Każda z nich wieńczy się przymierzem
Zaświeci serca skrą u powiek
We mchu drzew starych pnie spróchniałe
W których się jawią młode pędy
Koniki polne im śpiewają
Echo powtarza je bezbłędnie
Ciągle się kończy coś, zaczyna
I tak do końca już zostanie
Ty tylko we mnie nie przemijasz
Na lustrze stawu - liści taniec
Jan Sabiniarz
DOJRZEWANIE LATA
Na rżyskach słońca tęskno brodzą ptaki
Srebrzą się ranki, mgłą skoszone pola
Błękitne chabry i przydrożne maki
Przejęty zmierzchem lasu cień zawoła
Na zeschłej trawie leżą ulęgałki
Za dnia się grzeją, przemarznięte nocą
Tnąc lustro stawu owad kreśli strzałki
Noc je roztrąca cichych gwiazd migotem
Wśród wzgórz wyniosłych, pracowitych dolin
Snuje się szczęście, mieszka tuż za progiem
Lecz dom zamknięty na żelazny skobel
Więc z bezimiennym, los swój łączy, stogiem
Na lutni brzasku, na fujarce z wierzby
Cisza w ogrodzie do rąk skrzypce bierze
Pękate dynie i kapusty rzędy
Zanim je zetną, szepczą swe pacierze
Soczysta marchew, wonnych malin słodycz
Zwiastuje radość, mdlejąc od rozkoszy
Której nie zgasi cierpkich głogów gorycz
I kolce róży - jeszcze pełne wiosny
Jan Sabiniarz
WARZYWNIK GRZESZNY
W ogródku lata koper włoski
Obok rabarbar i marchewka
Słonecznik - wysokiego lotu
Który w błękicie woli mieszkać
Jest taki impresjonistyczny
Jakby wyjęty z ram Van Gogha
A jego uśmiech - słońce śliczne
Jakby spod powiek patrzył - Boga
Pękata dynia dniem i nocą
Szczęśliwa chwilą - trwa w rozpuście
Szczypior jej w oczy patrzy prosto
Marzy z cebulą o kapuście
Kapusta ramion liść rozchyla
Unika rozmów z czułym czosnkiem
Co siwą głową się przymila
Groszek mu nie chce liczyć wiosen
Ach, ten warzywnik - pełen życia
Czyich on myśli jest odbiciem?-
Domyślam się, lecz nie chcę pytać
Szanuję jego myśli skryte
Jan Sabiniarz
DOJRZEWANIE LATA
Są w nas wewnętrzne - serca, duszy kraje
Dobro i prawda, piękno tam zachodzi
Ogród zakwita chwil zielonych majem
Jezioro ciszy światłem brzasku wschodzi
Ptaki i drzewa żyją w komitywie
Jak dźwięk i cisza - które wątkiem pieśni
Gdzie jedno drugie głębią swą ożywia
I wiatr z daleka liściem zaszeleści
Zachodzi z drogi czas - by siąść pod drzewem
W szept się zasłuchać tej dębowej ciszy
Gdzie myśl się barwi tknięta kredką nieba
Z dala od zgiełku sama siebie słyszy
Drewniana ławka pełna jest tej mocy
Nad którą konar starej wierzby czuwa
I pole wschodzi złotym żyta kłosem
Gdzie mak żarliwie czułą dłoń zanurza
Gdy maj przechodzi, z wolna, w czas czerwcowy
I bez przy płocie pierwszym smutkiem wionie
Wstaje dziewanna, chyli pąków głowy
Piękna i smukła pośród polan płonie
Czas się otwiera, niesie wonne chwile
Promieniem słońca czerwiec mrok rozprasza
Łąkami kwiatów cieszą się motyle
W leśnych pejzażach pełnych jezior blasku
Czerwiec otwiera w nas cudowną księgę
Nad miodną lipą w głos zaklaszcze bocian
W sadach jabłuszka wśród gałęzi krągłe
To w nich się kryje to, co w nas jest boskie
Jan Sabiniarz
W PROMIENIACH LATA
Słoneczne łany i cieniste gaje
Ścieżki dzieciństwa ciepłym piaskiem wite
Twarz twoją widzę, gdy nad wodą staję
I czytam myśli, które w niej ukryte
Ciągle mi bliskie tamtych tęsknot zorze
Zapach sitowia i trzcin kołysanie
Światło księżyca do snu dzień ułoży
I cisza, której żadna myśl nie plami
W pustkowiach świata franciszkańskie szlaki
Wszak miłość życia w duszy ma korzenie
W nas umierają - w złotych klatkach ptaki
Na nic się zdają lśniące ich promienie
Miłuję wodę, wielobarwną ciszę
W której milczeniu wszystko jest zawarte
Głos, który - we mnie, zda się, że w niej słyszę
I nie uchylam drzwi - dawno otwartych
Półmrok tajemnic, zapach starych książek
Niezapomniany, gdy rozgarniam kartki
Spełnionych marzeń i cierpliwych dążeń
By rzeka życia toczyła się wartko
Dom ów pamiętam z drewna i kamieni
Niewielkie okna, ale pełne słońca
Światło księżyca wciąż się w studni mieni
Która w pamięci zda się nie mieć końca
Tuż, przy okapie rozłożysta lipa -
Z niej na świat cały widok się rozciągał
Choć dziś jej nie ma, serca głąb przenika
Przez wszystkie pory niby słowik kląska
Jan Sabiniarz
PEJZAŻE NIEZAPOMNIANE
Czy znasz tę chatkę całą w kwiatach
W której tak rześko ranek wstaje
Wciąż taka sama jest po latach
Liściem jesieni, zwiewna majem
Prowadzi do niej tyle ścieżek
A każda ziołem dzikim wita
Z błękitu nieba kolor bierze
Jarzy okienka blaskiem świtu
Na piasku ślady czyjejś stopy
Czyja je nóżka zostawiła
Rajskiej jabłoni róż nad płotem
Jak gdyby tędy biegła miłość
Wystarczy furtki kwiat rozchylić
Żeby się znaleźć w innym świecie
Szczęście tu nie trwa tylko chwilę
Zima odprawia sny o lecie
Na palenisku ogień płonie
Rozmawia czule z czystą wodą
Na kubku kawy czyjeś dłonie
Ptaszęta snują wieczną młodość
Krzew róży do rąk skrzypce bierze
Mak jej wtóruje na klarnecie
Słońce w glinianej miesza dzieży
Schyla się, w piecu ciasto piecze
Wciąż taka sama jest po latach
Liściem jesieni, zwiewna majem
Prowadzi do niej tyle ścieżek
A każda ziołem dzikim wita
Z błękitu nieba kolor bierze
Jarzy okienka blaskiem świtu
Na piasku ślady czyjejś stopy
Czyja je nóżka zostawiła
Rajskiej jabłoni róż nad płotem
Jak gdyby tędy biegła miłość
Wystarczy furtki kwiat rozchylić
Żeby się znaleźć w innym świecie
Szczęście tu nie trwa tylko chwilę
Zima odprawia sny o lecie
Na palenisku ogień płonie
Rozmawia czule z czystą wodą
Na kubku kawy czyjeś dłonie
Ptaszęta snują wieczną młodość
Krzew róży do rąk skrzypce bierze
Mak jej wtóruje na klarnecie
Słońce w glinianej miesza dzieży
Schyla się, w piecu ciasto piecze
Nie, to nie muszki, miodne pszczoły
Dwoją się, troją nektar piją
I bocian klaszcze na stodole
Gdzie wszystko z sobą w zgodzie żyje
Jan Sabiniarz
CZAS ŁASKAWY
Jest taki ogród, dziko zapuszczony
Wśród wzgórz wyniosłych, porośniętych gryką
Nad którym nieba błękit pochylony
I czas nie rani, gdy wśród drzew przemyka
Ruiny domu w głąb zarosły chaszczem
Łopian zastawia w myślach swe talerze
Przy których - oset, wciąż się trzyma prosto
Dzielna pokrzywa z nich swój spokój bierze
Dąb tu - od wieków, ciągle jest przy życiu
W bezchmurne noce gwiazdom opowiada
Które słuchają go, nim dzień zaświta
I promień słońca w cieniu się ukaże
Po drzwiach się znalazł zawias zardzewiały
Spróchniałe skrzydło pod belkami ciszy
Po oknie w murze nic nie pozostało
Czas wyjął ramy, gdy po swoje przyszedł
Lecz tu nie czuję smutku, ni nostalgii
Nie śmierć lecz życie tak dyktuje prawa
Szczęście - jak buty, co się w drodze zdarły
Wszystkim się dzieli z nami czas łaskawy
Jan Sabiniarz
MODLITWA
DOJRZAŁEGO LATA
Już jarzębina się czerwieni
Na pierwszych rżyskach, nocą - gwiazdy
Pośród dojrzałej brzóz zieleni -
Wzdłuż łąki cienie swe pokładły
W torfowym stawie srebrna cisza
Snuje się mgłami wśród korzeni
Sitowie ciepły wiatr kołysze
Kroplą żywicy bór się mieni
Zdrowe powietrze tchnie spełnieniem
Sad ucieleśnia zamysł boży
Jabłoń i grusza śle promienie -
Owoc jesieni drzwi otworzył
Jednak na jesień jest za wcześnie
Gdy pejzaż grzeje pełnia lata
W słoikach wdzięczą się czereśnie
Parami wciąż radują ptaki
Na głazach mchy się ścielą tkliwie
Dobrze im z sobą w wszystkie pory
Do szyszek tuli się igliwie
Zmienia się ostrość i kolory
W każdej gałęzi, w każdym listku
Twoją obecność czuję, Panie
Nieodgadnioną pisze przyszłość
Czas, którym darzysz nas bez granic
Przyjmij ode mnie mą modlitwę
Tak pełno ciebie w każdym słowie
Powierzam tobie serca ciszę
Światło, co spływa z nocy powiek
Jan Sabiniarz
Na pierwszych rżyskach, nocą - gwiazdy
Pośród dojrzałej brzóz zieleni -
Wzdłuż łąki cienie swe pokładły
W torfowym stawie srebrna cisza
Snuje się mgłami wśród korzeni
Sitowie ciepły wiatr kołysze
Kroplą żywicy bór się mieni
Zdrowe powietrze tchnie spełnieniem
Sad ucieleśnia zamysł boży
Jabłoń i grusza śle promienie -
Owoc jesieni drzwi otworzył
Jednak na jesień jest za wcześnie
Gdy pejzaż grzeje pełnia lata
W słoikach wdzięczą się czereśnie
Parami wciąż radują ptaki
Na głazach mchy się ścielą tkliwie
Dobrze im z sobą w wszystkie pory
Do szyszek tuli się igliwie
Zmienia się ostrość i kolory
W każdej gałęzi, w każdym listku
Twoją obecność czuję, Panie
Nieodgadnioną pisze przyszłość
Czas, którym darzysz nas bez granic
Przyjmij ode mnie mą modlitwę
Tak pełno ciebie w każdym słowie
Powierzam tobie serca ciszę
Światło, co spływa z nocy powiek
Jan Sabiniarz
KOLIAMI JARZĘBIN
Koliami jarzębin lato się czerwieni
Powierzam tobie moje sny różowe
Utkane z jezior i lasów zieleni
Z ciszy błękitu i łąk kolorowych
Ścieżkami lipca dąb chodzi samotnie
Rżyskami rosy, noc serce otwiera
Z nim krzew polnej róży, spogląda z miłością
Spójrz, niebo w gałęziach, brzask ranek przeciera
Przed nami horyzont i szlak nieprzetarty
Nikt tędy nie chodził, nie ma śladu stopy
W dal płyną obłoki i szepczą, że warto
Jaśnieją nadzieją wśród dolin głębokich
To tam odnajdują - co ,kiedyś, się zdarło
Z pękniętej skały nowe źródło bije
Cudownie jest czyste, toruje wśród darni -
Blask oczu nieznanych - w rzęs cieniu się kryje
Jan Sabiniarz
PRZEŁOMEM SIERPNIA
Już jarzębina się czerwieni
I chłodną rosą wstają rżyska
Promień przebłyska wśród zieleni
Przełomem sierpnia serce ściska
Nad łąką srebrne mgły się snują
Świerki znajdują w nich posłanie
Nad lustrem wody cicho stoją
Kryjącą w głębi świat bez granic
W skos, na płyciźnie słońce błyska
Przejęty brzaskiem żuraw brodzi
Cienie śpią jeszcze w drzew kołyskach
I płynie wiatr w świetlistej łodzi
Z trzcin i sitowia weź tę ciszę
Niech tobie cały dzień prześwieca
Gwiazdy w niej jeszcze się kołyszą
Niech noc - twój dzień ma w swojej pieczy
Ostatni, lipca ptak zaśpiewa
W listkach się błyszczą łzy pożegnań
Czeka jesieni ich ulewa
W błękicie snów znajdują przystań
W wykrotach serca, w ciszy mszarach
Promień poranka się kołacze
W górze - łabędzi białych para
I żuraw odlatuje z płaczem
Jan Sabiniarz
W PROMIENIACH
SIERPNIOWEGO SŁOŃCA
Sierpniowy świt. Ptak słońca zatrzepocze
Odchodzi noc a z nią ostatnie gwiazdy
Kryształki chwil zaiskrzą wśród wykrotów
Drzewo i cień się w sobie odnalazły
Pejzaże snów wtulone w ciepłe zbocza
Żurawi krzyk przerywa mleczną ciszę
Maki i chabry i jasnych wód obłoki
Promieniem słońca na korze list wiatr pisze
Przeczytasz go, gdy przyjdziesz ścieżką w życie
To nic, że kręta, że piasek i kamienie
Wśród sielskich pól - tak wiele prawd ukrytych
Wie o tym wiatr wpleciony w kłosów drżenie
Gdy przyjdziesz tam, gdzie błękit głowę chyli
Ku rzece, gdzie ścigają się okonie
Różany krzew wyznaje sercu miłość
Od której las i cały pejzaż płonie
Jan Sabiniarz
RÓŻY KWIAT
Tyś - róży kwiat, zasnuty w listków zieleń
Nie patrz przez mgłę, co pejzaż chwil spowija
A każda z nich ma tyle różnych wcieleń -
Drzewo i ptak, błękitne imię czyjeś -
Stając u drzwi serdeczna myśl ukłuje
W cieniu okapu biała firanka błyśnie
Nad strzechą - sosny zielonym stoją murem
Gwiaździsta noc wyznacza ciszy przyjście
Mosiężna klamka od dawna lśni zziębnięta
Miniony sen - gdy zmierzcha - świt ocali
Jej nagi kształt rys każdy zapamiętał
Zatraca się w ciernistej chmur oddali
Odpływa rzeka, w meandrach się rozmywa
Nad którą olchy i tęcza zimorodka
Doliny wzgórz niczemu się nie dziwią
I róży kwiat i miejsce czułych spotkań
Jan Sabiniarz
OSTATNIA RÓŻA LATA
Ostatnia róża lata
Szkarłatna, mi się śni
I ogród cały w kwiatach
I pełne słońca dni
I dzika skalna ścieżka
I niebo u jej stóp
Tęsknotą w sercu mieszka
Gdzie mgieł w dolinie chłód
Ogród, którego nie ma
Chroni kamienny mur
I ciche, wielkie drzewa
Tak małe w cieniu gór
Ostatnia róża lata
Do dzisiaj stoi tam
Nieznana, pełna światła
Brzask czeka u jej bram
Jesień i zima minie
I nowej wiosny cud
I ptaków śpiew w dolinie
I serce pełne snów
Gdzie zwiędłej róży płatki
Jaśnieje nowy pąk
I ogród pełen światła
Nieznana wiatru dłoń
Poranek nie pamięta
Co - jawą a co - snem
Czy w sercu pełnym piękna
Szczęśliwy wstanie dzień?
Jan Sabiniarz
MODLITWA U SCHYŁKU LATA
Miłość mi dałeś, życia wielkość
Horyzont ciszy, noc bez granic
Rozwijasz w głębi duszy piękno
Bez której wszystko zda się na nic
Wśród dróg pokrętnych tego świata
Przy których rosnę sam jak drzewo
W czerwcu - jak łąka pełna kwiatów
Lata, nie zimy, się spodziewam
Ty, co rozwijasz krzew różany
Którymi ścielesz serca ścieżki
Wtulone w dotyk rąk kochanych
Rozwijasz w błękit czas bez przeszkód
Tobą rozkwita krzew różany
A ty, ukryty w płatki kwiatu
Niebieskim światłem nieba prószysz
Wznosisz świątynny duszy nastrój
Za dnia odpływasz babim latem
Gorejesz kiścią jarzębiny
Wznosisz swe dłonie ponad światem
Tyś - jego światłem i przyczyną
Jan Sabiniarz
BALLADA O KWIECIE
Kwiat ten się rodził pomalutku
Aura nie była mu przyjazna
Wyrastał z liści tkniętych smutkiem
Zostawiał w sercu ślad wyraźny
Matką mu była wielka cisza
A jego ojcem blask serdeczny
Wiatr, który wiosną się zachwycał
Sen, który szczepił w chwili wieczność
Wyrastał piękny, na kształt katedr
A jego płatki jak sklepienie
I ciche nawy, w nich - witraże
Przyobleczone w chórów pienie
Rankiem się zwierzał kropli rosy
Miłował blask wieczornej zorzy
Łodyżką piął się w niebo, prosto
Z obłokiem życie chciał ułożyć
Lecz szczęście mu nie było dane
W ogrodzie, który - jego domem
Był nagle ścięty i wyrwany
By krótko zdobić chwilę komuś
Ale go ogród nie zapomniał
Pamięta o nim każdą wiosną
Jabłoń zaszyta w cień jej skromny
I jej odbicie w myśli oknach
NA KLIFIE
Stoję na klifie, w dole huczy morze
Cierniste wichry rozszarpują fale
Tak tylko wściekłość czynić może
Słońce w różowej kryje się oddali
Gdy noc zapada i rozbłyska ciemność
Fala u skały szuka przebaczenia
W chwilę spoczynku snem zapada ziemia
Kryształki rosy świecą w drzew korzeniach
Nad klifem nocy granatowa przestrzeń
Wtem cudna postać w lśniących szat swych bieli
Rzuciła się w przepastną otchłań
Wśród skał zniknęła, w groźnej fal kipieli
Dzisiaj w tym miejscu rosną żółto kwiatki
Co tu się stało, mało kto pamięta
Wścieka się morze, nic nie powie gładkie
Na zboczu pasterz liczy swe koźlęta
Jan Sabiniarz
PRZED KRESKĄ HORYZONTU
Czyny w wieczności będą szły za nami
Tak nierozłączne - niby ciało z cieniem
To, co w nas godne oraz ciemne plamy
Będą płonęły zmiennym w nas płomieniem
Wina u Stwórcy przebaczenia szuka -
Kroplą światłości w morzu ocalenia
To, co w nas małe, w piasek niech się skruszy
By martwą skałę zmienić w cud kwitnienia
W błękit szybują drzew zaranne ptaki
Liściem sierpniowym oddychają gwiazdy
W ostojach piękna nic nie jest jednakie
W bezmiarze mroku siebie odnalazły
Morze - nie sobą lecz powietrzem śpiewa
Przybój rozbija kreskę horyzontu
W ziarenku piasku - lśni zaułek nieba
I otchłań, która rzuca niebu klątwę
Słowo ze słowem w drodze się rozmija
Przydrożne głazy czasem gubią znaki
Słońce z łodyżek krople brzasku spija
Wzlatują drzewa przemienione w ptaki
Jan Sabiniarz
PRZYPŁYWY MORZA
Będę powracał ciągle, tak jak morze
Które się tłucze o przybrzeżne skały
Ty jak kwiat róży, która kwitnie biało
Przed ziarnkiem piasku fala się ukorzy
Jest jeszcze głębia - mroczna i świetlista
Lecz wierzchnia fala rzeźbi otoczaki
Kroplą na dłoni niby kryształ czystą
W niej odbijają się wędrowne ptaki
Widnokrąg zamknięty w muszli oceanu
Światło zaszyte w zieleń wodorostów
Wokół błękitne nieboskłonu ściany
Szczęście wybiera to, co jest najprostsze
W głębinach ryby, które są bez głosu
W cichym atolu barwnych słów korale
To im, nie sobie, dotrzymuję kroku
By się zapuszczać w chwil złociste dale
Kruszą się skały, rafy koralowe
Głębie rozmyte poprzez wściekłe wichry
Zaszyj się w błękit, skłoń ku słońcu głowę
Opatrz obłokiem rany serca przykryj
Idźmy przed siebie, nadzy i wtopieni
W bezkres wewnętrzny, który łączy wieki
Jesteś jedyna, jedna na tej ziemi
W którą wpisany blask i mrok człowieczy
Jan Sabiniarz
SĄ JESZCZE WYSPY
NIEODKRYTE
NIEODKRYTE
Są jeszcze wyspy nieodkryte
Lądy nietknięte ludzką stopą
Zmierzch przekomarza się ze świtem
Lecz noc je zgasi gwiazd migotem
Są jeszcze wyspy nieodkryte
Nie znają swego przeznaczenia
Leśne jeziora blaskiem wite
Drzewa zaszyte w własne cienie
Wśród gąszczu ścieżek, dróg, bezdroży
Drzemią pustkowia mgłą spowite
Skromność je chroni, zamysł boży
Kamienie głosem ptaków ryte
Te wyspy drzemią w sercach ciszy
Która tak wiele ma kolorów
Kto się pochyli, ten je słyszy
Stubarwne kwieciem każdej pory
Są one lądem ocalenia
Tych, co tułają się po morzu
Tych, których sztorm w rozbitków zmienia
Nim swoje kości w piasku złożą
W huku przyboju głosy syren
Lecz boski śpiew trwa tylko chwilę
W szczelinie klifu błyśnie miłość
W strofach milczenia oczy czyjeś
Są jeszcze lądy nieodkryte
Jedne zapadną się w nieznane
Inne się staną serca błyskiem
Które do siebie je przygarnie
Na piasku ślady szczęścia stopy
Które tu, kiedyś, się zdarzyło
Błękit ich strzeże i obłoki
Dopóki fale ich nie zmyją
Jan Sabiniarz
IDŹMY PRZED SIEBIE
Pozostań we mnie głębią oceanu
Skałą przybrzeżną, która się w błękit wspina
W otchłań wieczoru zapada jasny ranek
Nim przyjdzie burza - już szarpie żagle, liny
Nad lustrem ciszy ciernista wstaje zieleń
Lśnienie księżyca w ogrody czas nawleka
Gdy noc się staje - tak wielu różnych wcieleń
Ciemność gwiazdami na plaży się uśmiecha
Idźmy przed siebie - tu nic z nas nie zostaje
Fale przyboju rozmyją wszelkie ślady
Na muszlach światła skrzy sól i resztki piany
To, co umyka, w cienistą dal się kładzie
Wśród cichych zatok śpią rafy koralowe
Snują się ryby na podobieństwo tęczy
Gdy przyjdzie pora, w sen słońce schyli głowę
Przejrzysta ciemność na pustej strunie dźwięczy
Podniebne ścieżki wiją się nad przepaścią
Poszum przyboju ich tutaj nie dosięgnie
Fale na piasek rzucają dawne miasta
Bujne ogrody natchnieniem duszy piękne
Jan Sabiniarz
MODLITWA
W PROMIENIACH PORANKA
Życie się w - piękna pieśń - układa
Gdy dobro z prawdą idą jedną drogą
Nad sercem świata miłość włada
Ta, która dlań jest tchnieniem Boga
Jakże wyraźnie słyszę ciebie w ciszy
Kiedy pokoju mego nikt i nic nie mąci
Kolejne wersy światło duszy pisze
Jak gdyby anioł rosą ranka stąpał
Gdy cień mój staje w oknie do ogrodu
Pośród zieleni - pierwsze złote liście
Goreje słońce, jarzy się wśród chłodu
Jakże miłuję głosu twego przyjście
Jesteś jedyny, który mówisz ciszą
Cudowną ciszą, w której - wszystkie brzmienia
Jam - liść na wodzie, który wiew kołysze
A także - drzewo, co się w skale zakorzenia
Przyjmij ode mnie me dziękczynne słowa
Panie błękitu, skryty wśród obłoków
O nic nie proszę, wiary chcę dochować
Panie wszechświata oraz mego losu
Jan Sabiniarz
LATO PRZEMIJA
Wiem, że nie możesz, przyjdź chociaż na chwilę
Siądziemy na ganku drewnianym wśród nocy
W tobie i we mnie, w nas - lato przemija
Na polu zżęte już maki i kłosy
Wzdłuż dróg i ścieżek kwitną jeszcze zioła
Cudownie polskie - takich nie ma w świecie
Czy słyszysz głos ten, który z głębi woła
I wilga nuci piosneczki o lecie
Choć furtka zamknięta i brama na zamek
Tu każda gwiazda z nieba się przeciśnie
Gdy światło księżyca, nocą, w oknie staje
I ptakiem zakwili, w kątku oka błyśnie
Jaszczurkom na piasku zwierzą się kamienie
Że lato ucieka - lecz nic nie ubywa
Strażniczko miłości, zwiąż liści promieniem
Ten las, który we mnie od wiatru się kiwa
Jan Sabiniarz
MODLITWA SIERPNIOWA
Już pierwsze liście pociągnięte złotem
Sierpień, jak rzeka, wolno w nas przemija
Ptaki się ważą, w górze, przed odlotem
Obłok w błękicie pisze imię czyjeś
U skraju lasu żagiew jarzębiny
Pali się w słońcu, bucha żar kolorów
Na mokrym piasku świeże koleiny
Choć jeszcze sierpień - a już wrzesień woła
Miłość twarz topi w zasłuchanych dłoniach
Gdziekolwiek spojrzy, wszystko dla niej - czyste
Jakże się srebrzy pięknie włos u skroni
W kosmykach światła ciemnych oczu kryształ
Przyjmij ofiarę jej cudowną, Panie
Tę, która nigdy o nic cię nie prosi
Gwiazdą przydrożną w mroku niech się staje
Wierna i pewna - idąc serca głosem
Jan Sabiniarz
DROGA PRZEZ LAS
Idąc, z miłością w las popatrzeć
Pogłaskać kamień, sosny korzeń
Wejrzeć w błękitną twarz przylaszczki
Wybrać bez lęku ciemną drogę
Wsłuchać się w miły piasku szelest
W nabrzmiałych liści wiolonczele
Rozmawiać z tym, co dawno nie jest
Modlitwą w wielkich drzew kościele
Czasem się zjawi ślad na drodze
Kształtem błękitnym pośród wrzosów
Światłem księżyca czaplą brodzi
Sennym obrazem dal bez głosu
U szczytów nieba turkot jakiś
Wóz pełen gwiazd wśród brzóz się toczy
Ciemna dłoń wiatru włosy głaszcze
Cień czyjś na chwilę z drogi zboczył
Słowa w ciemności są promienne
Światło z nich niewypowiedziane
W tajemną głębię są brzemienne
Nieprzeniknione lasu ściany
Idąc, z miłością w las popatrzeć
Pogłaskać kamień, sosny korzeń
Wejrzeć w błękitną twarz przylaszczki
Wybrać bez lęku ciemną drogę
Wsłuchać się w miły piasku szelest
W nabrzmiałych liści wiolonczele
Rozmawiać z tym, co dawno nie jest
Modlitwą w wielkich drzew kościele
Czasem się zjawi ślad na drodze
Kształtem błękitnym pośród wrzosów
Światłem księżyca czaplą brodzi
Sennym obrazem dal bez głosu
U szczytów nieba turkot jakiś
Wóz pełen gwiazd wśród brzóz się toczy
Ciemna dłoń wiatru włosy głaszcze
Cień czyjś na chwilę z drogi zboczył
Słowa w ciemności są promienne
Światło z nich niewypowiedziane
W tajemną głębię są brzemienne
Nieprzeniknione lasu ściany
Jan Sabiniarz
MODLITWA POLNA
To już się dzieje, nie ma innej drogi
Błękit przykryły ciemne chmury
Gdy człowiek traci wszelką łączność z Bogiem
I pustka tylko patrzy na nas z góry
Gdy uwikłani w tysiąc zbędnych rzeczy
Niepomni tego, co fundamentalne
Skłócony z życiem człowiek sobie przeczy
Wzbić się nie może ponad własną małość
Ponad dmuchawce i skrzydlate ptaki
Promień wewnętrzny wznieść nas tylko może
Wyżej niż w życie purpurowe maki
Pieśnią skowronka kwitnie światło boże
Pamiętam o tym, kiedy ścieżką w polu
Wędruję w ranki i wieczorne zorze
Patrząc ku górom, śpiewam głosem dolin
Pieśni, co w słońcu orłem ciszy krążą
Patrzysz z miłością na me przewinienia
Tego, co dobre szukasz w mojej duszy
Odradzasz serce zbawczym drzewa cieniem
By kwiaty wiosny jęły w niebo prószyć
Jan Sabiniarz
CZAS PRZEDJESIENNY
Światło księżyca błyszczy w czerni nocy
Wiatr przedjesienny strąca liście z drzew
Ziemia okrąża słońce wielokrotnie
Lśni gorejący, pełen rosy, krzew
Dokąd mnie wiedzie w gęstej trawie ścieżka
Za mną ruiny wypalonych skał
Pode mną piasek, w którym morze mieszka
Pustka się ściele tam, gdzie zamek stał
Omszone ciszą cegły i kamienie
Świetlisty jeleń i przerwany trop
W dzień słońce bawi się swym własnym cieniem
Z wolna wykluwa się z konarów noc
Tyle się dzieje w druidycznej ciszy
Zbutwiałe piękno ścieka w rzeki toń
W meandrach mroku nurt jej słodko pluszcze
Rozchyla liście czuła wiatru dłoń
Jej jasny dotyk na policzku czuję
Woń tataraku i sitowia włos
Z wolna oplata i przenika mnie
Mur przemieniony w krwawy ognia stos
Czas nie odrodzi tego, co już było
Swą własną ścieżką bieży każdy kształt
Serc nie połączy raz pęknięta miłość
Trawa się świeci, tam, gdzie zamek stał
Jan Sabiniarz
ZA SIÓDMĄ RZEKĄ
Hen, za siódmą rzeką świeci Róż Dolina
Anioł ją błękitnym skrzydłem swym otuli
Bóg tam zajrzy czasem, zwykle bez przyczyny
Góry otaczają ją wysokim murem
Za dnia - pełna słońca, nocą - pod gwiazdami
Wiatr znieruchomieje, żeby siąść pod drzewem
Rankiem brzask się snuje ciszą między nami
Zanim ptaki wstaną, by dzień witać śpiewem
Wszystko tam jest proste i na swoim miejscu
Pachnie kwiat różany, widok oknem wnika
Nikt tam nie zapyta, co to znaczy szczęście
Wśród lip - dom jak z bajki, jakby był z piernika
Łódki cień na wodzie drzemie wśród sitowia
Lustro zafaluje pod dotykiem słońca
Nie ma takiej rzeczy, co sen spędza z powiek
To, co jest poczęte, dzieje się do końca
Wierny dąb nad dachem liść odgarnie z czoła
Czas maluje piękno - w głębi ma korzenie
W górze ptak zatacza chwil świetliste koła
To ku łące spływa, by odpocząć w cieniu
Słuchasz ze zdziwieniem, że ten świat istnieje
Wśród odwiecznych rozdarć, udręczonej ciszy
Myśl i serce snuje z siebie nowe dzieje
Jeśli w prawdzie rzeczy - dobro, piękno słyszy
Jan Sabiniarz
OSTOJE
Gdy przymknę oczy, łabędź świeci złoty
Cisza wtulona w ciepły blask jeziora
Widok ten grzeje, wraca wielokrotnie
Choć w oknie - jesień i nie kwiatów pora
Cisza wtulona w ciepły blask jeziora
Widok ten grzeje, wraca wielokrotnie
Choć w oknie - jesień i nie kwiatów pora
Nocą przychodzą zmierzchy i poranki
Gałąź rozchyla wonne pąki chwili
Miłość u skroni wije wianki dłoni
Przelotem szczęścia niby ptak zakwili
Półmrok spoczywa wzrokiem przy kominku
Spokój rozlany ma na swojej twarzy
W oknie otwartym na ogrodu piękno
Bezlistne drzewa - ciągle pełne marzeń
Nie zdmuchnie szczęścia świat za siódmą rzeką
Tutaj się toczą prawe życia dzieje
Odwieczne kwiaty pełne są uśmiechu
Nic ich nie zgasi, zetnie po kolei
Nizane światłem skrzą diamenty rosy
Pająk gwiazdeczki wśród pajęczyn wiesza
Za siódmą rzeką - nawet pieśń bez głosu
Ta, która tutaj myśl i serce leczy
Jan Sabiniarz
Gałąź rozchyla wonne pąki chwili
Miłość u skroni wije wianki dłoni
Przelotem szczęścia niby ptak zakwili
Półmrok spoczywa wzrokiem przy kominku
Spokój rozlany ma na swojej twarzy
W oknie otwartym na ogrodu piękno
Bezlistne drzewa - ciągle pełne marzeń
Nie zdmuchnie szczęścia świat za siódmą rzeką
Tutaj się toczą prawe życia dzieje
Odwieczne kwiaty pełne są uśmiechu
Nic ich nie zgasi, zetnie po kolei
Nizane światłem skrzą diamenty rosy
Pająk gwiazdeczki wśród pajęczyn wiesza
Za siódmą rzeką - nawet pieśń bez głosu
Ta, która tutaj myśl i serce leczy
Jan Sabiniarz
KWIAT
Wśród ruin świątyń słońce błyska
W cień się układa, w chłód kamieni
W ziarenkach piasku - jego przystań
Ma całą Ziemię w swych promieniach
Kropla jak kryształowa kula
Mieni się tęczą, światłem gwiazd
Światełka rosy porozwieszał
W girlandach liści ciemny las
Cisza się kładzie wśród korzeni
Z której wyrasta płonący ciszą kwiat
Swe płatki w piórka pozamieniał
By wzlecieć nocą, hen, do gwiazd
Wędrowny księżyc go przygarnął
Wtulił go w jasną, szklistą noc
Błysnęły oczy, jak latarnie
Odzyskał swą pierwotną moc
Lecz pragnął znów na Ziemię wrócić
Zatęsknił do znajomych miejsc
Do czułych rąk i oczu ludzi
Tam, gdzie początek jest i kres
Odeszła wiosna, zetliły się bzy rdzawe
Nie spotkam nigdy więcej go
Zapłacze po nim żaba w stawie
Na chwilę wiatr utraci głos
Nikt nie zagrzebie go w mogiłce
On całym światem stanie się
Zachował swą dziecinną czystość
Zostanie po nim chwili pieśń
Jan Sabiniarz
PROMIEŃ NOCY
Noc ma - niejedna - wędrówką jest ku tobie
W jestestwo świata, owiane tajemnicą
Niewiele widzi, tak mało może człowiek
Podążam drogą miłości i zachwytu
Cóż za paradoks - najjaśniej ciemność świeci
Księżyc i gwiazdy przydrożnym są kamieniem
Gdziekolwiek spojrzę, wszystko to - twoje dzieci
Żyją swym życiem, nie - twego życia cieniem
Stempelków swoich nie stawiasz, gdzie popadnie
Żeby zabiegać o poklask dla swej chwały
To, co jest wielkie, spoczywa w głębi, na dnie
Wierzchem najczęściej bryluje to, co małe
Jesteś, a jakby nikogo tu nie było
Nawet twe światło skryte w ciemności szaty
Niedotykalna, święta jest twoja miłość
To twoim blaskiem świeci w nas duch skrzydlaty
Wers każdy drogą, wędrówką jest ku tobie
Zawiera w sobie coś z drzewa i katedry
Tak wiele pytań, ale ty nie odpowiesz
Żeby promienie twe w nas się nie rozbiegły
Jan Sabiniarz
SŁOWIK
W chaszczach wieczoru szary słowik
O kolce zmierzchu pierś rozdzierał
Nad żabim stawem księżyc wschodził
Coraz boleśniej słowik śpiewał
Iskrzyły w ciemnych liściach krople
Spływały świecąc w chłodną trawę
Trącały wodę, łódki wiosła
Zapada noc nad żabim stawem
Dokoła coraz gęstsza cisza
Słowa zasnęły na kamieniu
Coraz ciemniejszy nieba kryształ
I coraz bledszy pęk promieni
Gdy mrok mocuje się ze światłem
Słowika głos się niesie w drzewach
Spadają z nieba gwiazdy zgasłe
Już nie usłyszą jego śpiewu
Jan Sabiniarz
MOTYL UWIĘZIONY
W sieć pajęczyny uwięziony motyl
Miota się, z sideł wyrwać się nie może
Nigdy nie będzie latał już nad łąką
I spijał z kwiatów blask wieczornej zorzy
Ciągle się zmieniał w swoim krótkim życiu
Był gąsienicą stając się poczwarką
Na krótko tylko w kokon był ukryty
Dalej czas jego już się toczył wartko
Śmierć go dosięgła, kiedy był w rozkwicie
Piękny jak kwiaty, których spijał nektar
Pamiętał o tym, że ma jedno życie
Gdy to się skończy - inne nań nie czeka
Miota się, z sideł wyrwać się nie może
Nigdy nie będzie latał już nad łąką
I spijał z kwiatów blask wieczornej zorzy
Ciągle się zmieniał w swoim krótkim życiu
Był gąsienicą stając się poczwarką
Na krótko tylko w kokon był ukryty
Dalej czas jego już się toczył wartko
Śmierć go dosięgła, kiedy był w rozkwicie
Piękny jak kwiaty, których spijał nektar
Pamiętał o tym, że ma jedno życie
Gdy to się skończy - inne nań nie czeka
Jan Sabiniarz
SIERPIEŃ SIĘ SPEŁNIA
Słońce rozbłyska w kiściach jarzębiny
Błękit układa jasnych dni korale
Nic się nie dzieje w sercu bez przyczyny
Jawią się w duszy chwil świetlistych dale
U dołu łąka, szemrząc płynie strumień
Nad którym witraż kolorowej tęczy
Idę ku tobie i już cię nie zgubię
Poprzez doliny, cichych gór przełęcze
Złocisty piasek szemrze leśnym wrzosem
Spójrz wokół, Miła, to już prawie jesień
W cień swój się chylą zeschłych traw pokosy
Żuraw ku górze tęsknym krzykiem rwie się
Ciszę rozchyla obłok pajęczyny
Kropelki rosy lśnią na twojej twarzy
Słońcem ku niebu sierpień w nas przemija
Utkany z światła i błękitnych marzeń
Wzdłuż śpiewnych gajów - dzwonów głos się niesie
Urzeka barwą żagiew jarzębiny
Spójrz wokół, Miła, to już idzie jesień
Lecz wiosny tchnieniem kwitnie w sercu miłość
Jan Sabiniarz
WCZESNY WRZESIEŃ
Rozpłakały się lata oczy
Motyl brzasku przysiadł na szybie
Wczesny wrzesień mgłami się toczy
Łzy rzeźbione w gałęziach kolebie
Wkrótce w drzewach świt się podniesie
Łąka krzyknie resztkami słońca
Listek wiatru drzewom się wymknie
Poszybuje w przestrzeń bez końca
Tylko mgły pozostaną samotne
Zanim słońce ich oczy wypije
Chcą się zaszyć i w snach ustokrotnić
Nim się w pustkę zamienią - niczyje
Jan Sabiniarz
SKRZYDŁEM DOLIN
Prowadzisz jasną oraz prawą drogą
Poza nią - ciemne i zdradliwe chaszcze
Wolni ku sobie oraz wierni Bogu
Który, nie z góry, z nas pomiędzy patrzy
Niechaj ku życiu wiedzie uczuć siła
Czystością źródeł oraz skrzydłem dolin
Budowla świata wciąż się nie skończyła
Wczoraj i dzisiaj wznosi je - pospołu
Odrzućmy klatki i spętane skrzydła
Wszak naszym domem - błękit przeźroczysty
W którym raz w roku Gwiazda Święta miga
Pod którą zorze oraz serce czyste
Nad drzew wierzchołki wznoszą nas marzenia
Słowa kryniczne wiekuistej ciszy
Które są światłem, Bóg je rozpromienia
W duszy je sieje, by je człowiek słyszał
Życie się dzieje w pięknie polnej róży
To dla niej ścieżki i kwitnące pola
Gdzie kłosy makom oraz chabrom służą
I wiatr obłokiem ponad wodą stoi
Jan Sabiniarz
DROGI ŻYCIA
Życie płonną jest wędrówką
Lecz nieznane są jej drogi
Wciąż przed siebie, nigdy w kółko
Rzeką światła topiąc lody
Choć horyzont się oddala
Choć horyzont się oddala
Nad nim cichych gwiazd milczenie
Trzeba piękno to ocalać
W którym Stwórcy lśnią promienie
Przez pustkowia i zakręty
Przez pustkowia i zakręty
Poprzez piaski i kamienie
Zachowywać to, co święte
Co nie dławi nas swym cieniem
W błękit wznoszą się skowronki
W błękit wznoszą się skowronki
Wiosną kwitnie gaj dębowy
Ciszy serca nic nie mąci
Trzciny dumnie wznoszą głowy
Więc usiądźmy na kamieniu
Więc usiądźmy na kamieniu
W którym drzemie ciepło lata
Sobą, wzajem, przemienieni
Idźmy, choćby na skraj świata
Poprzez oczu twych zwierciadła
Poprzez oczu twych zwierciadła
Poprzez ptaków chwil kwilenie
Białą różą na mokradłach
Noc się w brzasku zakorzenia
Niechaj mrok księżycem świeci
Niechaj mrok księżycem świeci
Który się z uśmiechem skrada
A dzień - jaki - ty wiesz przecież
Myślą w sercu szuka rady
Jan Sabiniarz
Jan Sabiniarz
WRZESIEŃ W DOLINIE RÓŻ
„Nie chcę nic więcej, tylko wielkiej ciszy”
Żeby tak była, jak jesienne drzewa
Albo jak obłok, który błękit pisze
W jego spokoju czas mój się zagrzebał
W gałęziach nieba gwiazdy i planety
A u stóp naszych niespokojne zdroje
Niech czas, któremu nikt i nic nie przeczy
Ku Róż Dolinie wiedzie serce twoje
Słońce rozświetla tam wrześniowe trawy
Perlą się rosą na źdźbła nanizaną
Szczęście przenika wszystkie nasze sprawy
Którego chronią skalne nieba ściany
Kiedy do okna promień ranka puka
Ze snu obudzi jasnych chwil migotem
W źrenice oczu twoich się zasłucha
Żeby się wzbijać z nich wysokim lotem
Czas tam różany i różane dłonie
Pachnące głogi, płomień jarzębiny
O wczesnym ranku cienie we mgle toną
Żeby w toń wody smugą światła wpłynąć
Jan Sabiniarz
RZEKA PERŁOWYCH WÓD
Jesteś mi rzeką wielobarwnej ciszy
Jest w tobie wszystko: głębia i promienie
Ty, która z wdziękiem, wśród olch się poruszasz
Całując nurtem stopy ich - korzenie
Wędrowcze świata, ty modlitwo moja
Twojej pielgrzymki nikt nie widział końca
Ostojo marzeń, szczęścia i spokoju
Wiatr leśny plecie warkocz twój ze słońca
Pełna muzyki, chociaż cię nie słychać
I zwierzeń pełna, jak na dnie kamienie
Słowo po słowie wyłuskujesz z ciszy
By w kropli zmierzchu niebo rozpłomieniać
Nie wie, co traci ten, kto obojętny
Nie znajdzie siebie, kto nie rzuci zgiełku
Obdarza wszystkich równo twoje piękno
Porusza serce skromność twa i wielkość
Kocham cię, rzeko, która w głębi płyniesz
Gdzie dróżki serca wśród zielonej ciszy
Jestem szczęśliwy z tobą, w tej godzinie
Kiedy ja ciebie oraz ty mnie słyszysz
Jan Sabiniarz
W JESIENNYM LESIE
O nic się nie martw, myśli powierz ptakom
Niechaj w poranka błękit je uniosą
Niech cię nie boli, to, co mało znaczy
Przypatrz się lasom i wrześniowym wrzosom
Dzwonią dzwoneczki białe i różowe
Jesień zdejmuje z nieba pierwsze liście
Łabędź na wodzie w biel swą wtula głowę
Anioł jesieni swe oznajmia przyjście
Tak wiele piękna wygląda mu z oczu
Emanujących blaskiem miłosierdzia
Świerk, co miłością, z własnej drogi zboczył
By brzozie białej życie swe powierzyć
Na pniu zmurszałym ważka odpoczywa
Chyli się nad nią mięta i sitowie
Mgła się promieni pełna zjaw i dziwów
Słońcem na twarzy nie opuszcza powiek
Dzwonią dzwoneczki srebrno-listnej ciszy
Wrzesień przemyka jary i wąwozy
Wewnętrznej ciszy - czy ją także słyszysz?
Tę pieśń błękitu, którą Bóg ułożył
Jan Sabiniarz
WAŻKO BŁĘKITNA
Ważko błękitna, listku śpiewający
Prowadź mnie w jesień,
przytul leśnym wrzosem
Jesteś tak blisko, cień twój śpi na łące
Ściele się w ciszy zżętych traw pokosem
Ważko błękitna, listku śpiewający
Prowadź mnie w jesień,
przytul leśnym wrzosem
Jesteś tak blisko, cień twój śpi na łące
Ściele się w ciszy zżętych traw pokosem
W oddali brzozy bielą się i złocą
Czekają zmierzchu, na księżyca przyjście
Siana wonnego skryją nas obłoki
Zapłoną w oczach gwiazd dojrzałe kiście
Połóż mi głowę swoją na kolanach
Odgarnij z czoła włos porankiem złoty
Domek nasz z marzeń wznosi swe bierwiona
I powój słowa pnie milczenia płotem
A nasze sprawy - bochny napoczęte
Pachną jesienią, uśmiechają latem
Ważko błękitna, która sercem patrzysz
W źrenicy nocy jesteś dla mnie światłem
Spadają listki z drzewa po kolei
Każdy mi - drogi, lecz ich nikt nie liczy
Dobrze mi z tobą w dzikiej uczuć kniei
Gdzie drozd lub sójka, albo wiatr zakrzyczy
Jan Sabiniarz
CZAS
ROZTACZA
CHWIL PIĘKNO
Już się liście na stawie wdzięczą niby okręty
Bury wiatr je popycha ku nieznanych dni brzegom
Wokół sierpień się ściele, popatrz, jaki jest piękny
Żółknie trawa lecz ścieżki nabierają w nas biegu
Chcą przed zimą się schronić i okryć się wrzosem
Ciepły mech w rąk klepsydrze liczy chwil każde ziarnko
Czapla brodzi w płyciźnie nie przejęta swym losem
I strumyczek śródleśny szepcze drzewom, że warto
Terkot ważki nad głową nie zakłóca tej ciszy
Która w pola i lasy, w kwietne łąki wpisana
Jak to dobrze, że cień twój przysiadł do mnie, gdy przyszedł
Żeby ze mną pozostać snem obecny do rana
Tyle życia się toczy w każdej chwili oddechu
Szczęście spływa z błękitu, w srebrze jezior nie tonie
Idźmy wolno przez łąki, tutaj nie ma pośpiechu
Czas roztacza chwil piękno słońcem w dębu koronie
Jan Sabiniarz
W JESIEŃ ZAPLĄTANI
Tam, za tym lasem, gwiazdą jutrznia błyska
W polu zaskomlał pies z kulawą nogą
Na babim lecie waży się nam przyszłość
To, co już było, idzie nową drogą
Obłok zawrócić pragnie kijem rzekę
Ale nic z tego jemu nie wychodzi
Na krzaku róży - róża się uśmiecha
Mgła mleczno-biała trawie czoło chłodzi
W zbutwiałej dziupli lęgnie się już jesień
Słońce maluje zieleń oziminy
Zeschniętym liściem ściele się nam wrzesień
O łąkach lata dawno słuch zaginął
Pękaty gąsior w kuchni pełen wina
Jarzy się w świetle, bajki opowiada
Nad paleniskiem cisza ciepło płynie
Lnianym obrusem na stół nam się kładzie
Talerz ze szczęścia głaszcze się po brzuchu
Gdy go dobiega zapach jajecznicy
I pomidory na oliwie z pieprzem
I chleb poranny, z kubkiem kawy - przy tym
W sennym ogrodzie tyle jest spokoju
To nic, że trochę osowiałe drzewa
Słońce chmur ostrzem błękit nieba kroi
W stawie mu strzyka, lecz się dobrze miewa
Siądźmy na ganku. Która to już jesień?-
Nęci grzybami, wabi główką czosnku
Dzień i noc każda wciąż się tęgo trzyma
Pragnie żyć pięknie, do kolejnej wiosny
Jan Sabiniarz
PERŁA
Ty jesteś perłą, głosem mórz dalekich
Które tak blisko w sercu mym się ścielą
Ty, która w piękno jesień przyoblekasz
Tobą tak cicho we mnie jak w kościele
Pod kolumienką łączą się promienie
Czułych dotyków, gwiazd i słońc migoty
Jakże nam lekko, nic nie jest brzemieniem
Jak krzesać szczęście - ty pamiętasz o tym
Jesień rozpala naszych słów żurawie
Klangor ich tęskny w sercach się rozlega
Radość i smutek we śnie i na jawie
W których listowiu - cały błękit nieba
Jesień przemyka jary i wąwozy
Lis rudą kitą pośród brzóz przemyka
Ty jesteś ptakiem, który we mnie krąży
Gdy chcę cię widzieć, oczy swe przymykam
Przed nami - zima, szarość idzie drogą
Wiem - jej nie lubisz, jesteś dzieckiem słońca
Perło najczystsza, która okruch lodu
Topisz, by wiosna, w nas nie miała końca
Idąc ku tobie, kiedy cię zobaczę?-
W sadach jabłonie i złociste grusze
I babie lato, w którym słońce płacze
Jesień ku trawie liście wiosny prószy
Jan Sabiniarz
W DOLINIE RÓŻ
Tak lubię trawy, które wiatr porusza
Dęby i buki w niemym zachwyceniu
Promienie nocy, które świecą w duszy
Ławeczkę ciszy skrytą w drzewa cieniu
Tak lubię sosny - i żywicy krople
Świecące w korze niby małe słońca
Paproć nie zdoła łez z ich oczu zetrzeć
Ani dziewanna rankiem jeszcze śpiąca
W szepcie pajęczyn lubię brzasku granie
Tę smugę światła, która błękit chyli
To tutaj żyje szczęście chwil bez granic
Piękno wysnute, które nie przemija
Jeśli tam zajdziesz - pozdrów je ode mnie
Obejmij sercem i ucałuj wzrokiem
I rozpal zorzę na wieczornym niebie
By grzał nas płomień spełnień - aż do nocy
Jan Sabiniarz
PEJZAŻ JESIENI
Chronią swą ciszę - jej blask - jesienne drzewa
Świerki i brzozy wskroś słońcem rozświetlone
Czerwień lśni i złoto, nocą gwiazd ulewa
Porą swą jabłeczną sad w koszyku płonie
Jakże są szczęśliwe dzisiaj leśne ścieżki
Spragnione, rowerem chcą błądzić przed siebie
W górze klangor żurawi, w dole staw niebieski
Przelot dzikich gęsi zszywa nieba przestrzeń
Trawa się zieleni, by lec w mchu objęciach
Pośród leśnych polan rozdzwonionych wrzosem
Żuczek wśród paproci szuka swego miejsca
Ważka urzeczona mu nie liczy wiosen
Jeden przez drugiego, w krąg, się śmieją grzyby
Rydze i maślaki, sowy i prawdziwki
Ostrzem horyzontu obłok łąkę strzyże
Strumyk pniem zmurszałym nurt swój wartki przykrył
Gdy do domu pora wrócić z leśnej głuszy
Dębom pozostawić śmieszne ich żołędzie
Nad kuchenną płytą dary boru suszyć
Pająk babie lato na swą drogę przędzie
Jan Sabiniarz
ŚCIEŻKAMI JESIENI
Zapachniało grzybami i lasem
Sosna słońcem żywicy się śmieje
Jeszcze w trawach zioła i kwiaty
I kasztany pełne nadziei
Idę ścieżką wśród zeschłych badyli
W których wczoraj skowronków pisklęta
Ku jeziorom błękitu się schylam
Które świecą w rosy oczętach
W moim sercu tak tkliwie, tak śpiewnie
Jakbym księgę nocy rozchylał
Zanim w puch się półmroku zagrzebię
W którym światło księżyca się kryje
Idę ścieżką tak bezszelestnie
W dal mnie niesie łan oziminy
Tam, gdzie nie ma zakrętów, ni przecznic
I wiadome są myślom godziny
Nic nie woła, nie muszę się śpieszyć
Błękit z złotem brzóz się przeciera
Pejzaż wnika w wewnętrzną mą przestrzeń
Z której głębi wzrok świtu spoziera
Jan Sabiniarz
IDĄC
JESIENI
SZELESZCZĄCĄ DROGĄ
Tak lubię pierwszy wiatr jesieni
Żółknące brzozy, dzwonki wrzosów
Nad drogą klony się czerwienią
To nic, że ptaki już bez głosu
Wśród plan grzeją się prawdziwki
Dla siebie wzajem tak dorodne
Tulą się, puchem mchu ukryte
Zapachniał nimi cały młodnik
Zając przystanął w zadziwieniu
Zastrzygł uszami z niepokojem
Jeż pokuśtykał wśród korzeni
W miejscu, gdzie dąb - jak stał, tak stoi
Przetrwał wśród gwiazd niejedną burzę
Trwa pełen wiary i nadziei
Chociaż las z sosen się wykruszał
I świerki giną po kolei
Wtóruje jemu głaz przydrożny -
Towarzysz wierny, pełen ciszy
I gwiazdy, które rankiem bledną
I wierzb piszczałki w rękach mistrza
W półcieniu świeci biała szatka
Jednak to nie jest pajęczyna
Przed chwilą anioł ją zawiesił
Żeby na drugi brzeg popłynąć
Tej rzeki, która świat rozdziela
Na równoległe dwie krainy
Ostoją szczęścia i wesela -
Ten, który nie zna swej godziny
Jan Sabiniarz
JESIENI
SZELESZCZĄCĄ DROGĄ
Tak lubię pierwszy wiatr jesieni
Żółknące brzozy, dzwonki wrzosów
Nad drogą klony się czerwienią
To nic, że ptaki już bez głosu
Wśród plan grzeją się prawdziwki
Dla siebie wzajem tak dorodne
Tulą się, puchem mchu ukryte
Zapachniał nimi cały młodnik
Zając przystanął w zadziwieniu
Zastrzygł uszami z niepokojem
Jeż pokuśtykał wśród korzeni
W miejscu, gdzie dąb - jak stał, tak stoi
Przetrwał wśród gwiazd niejedną burzę
Trwa pełen wiary i nadziei
Chociaż las z sosen się wykruszał
I świerki giną po kolei
Wtóruje jemu głaz przydrożny -
Towarzysz wierny, pełen ciszy
I gwiazdy, które rankiem bledną
I wierzb piszczałki w rękach mistrza
W półcieniu świeci biała szatka
Jednak to nie jest pajęczyna
Przed chwilą anioł ją zawiesił
Żeby na drugi brzeg popłynąć
Tej rzeki, która świat rozdziela
Na równoległe dwie krainy
Ostoją szczęścia i wesela -
Ten, który nie zna swej godziny
Jan Sabiniarz
DZIKIE GĘSI
Nocne przeloty dzikich gęsi
Powracających na południe
- To nie latawce na uwięzi
Na niebie ciasnym niby studnia
W ich tęsknym krzyku jest wołanie
O radość ciszy, piękno świata
O szczodrość ziemi, wód bez granic
By człowiek życiem nie pomiatał
W gęsi zmienione listki drzewa
Któremu - wszechświat jest na imię
Światła galaktyk, gwiazd ulewa
Noc, która czuwa wiecznie przy mnie
Ich lotów cyrklem nikt nie mierzy
Trafiają lotem w samo sedno -
Gdzie ich nadziei skrawek leży
Z którym więź czują, moc i jedność
Dopóki nocą dzikie gęsi
Ślą ku nam z góry swe wołanie
Jeszcze nie ginie świata piękno
- One są słowem twoim, Panie
Jan Sabiniarz
Nocne przeloty dzikich gęsi
Powracających na południe
- To nie latawce na uwięzi
Na niebie ciasnym niby studnia
W ich tęsknym krzyku jest wołanie
O radość ciszy, piękno świata
O szczodrość ziemi, wód bez granic
By człowiek życiem nie pomiatał
W gęsi zmienione listki drzewa
Któremu - wszechświat jest na imię
Światła galaktyk, gwiazd ulewa
Noc, która czuwa wiecznie przy mnie
Ich lotów cyrklem nikt nie mierzy
Trafiają lotem w samo sedno -
Gdzie ich nadziei skrawek leży
Z którym więź czują, moc i jedność
Dopóki nocą dzikie gęsi
Ślą ku nam z góry swe wołanie
Jeszcze nie ginie świata piękno
- One są słowem twoim, Panie
Jan Sabiniarz
JESIENNE DROGI
Pójdę sobie znanymi drogami
W górze dęby i buki czerwone
W dole jesień snuje się mgłami
Wiatr porusza zziębnięte korony
Idę tak, rozsupłując ciszę
Lecz jej nie chcę na drobne rozmieniać
Cień gałązki na korze list pisze
Zeschłe liście na słowa przemienia
Polna róża drzemie przy płocie
Ma za sobą wiosnę i lato
Pogodzona ze sobą i losem
I swym życiem w piękno bogatym
Kolie rosy w gałęziach rozwiesza
Skryta w sercu sieć pajęczyny
Nie żałuje słońcu uśmiechu
Choć tak krótkie są jej godziny
W jarze grzeją się słodkie jeżyny
Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz
Znów wróciłem z tamtej krainy
W której cisza czysta i święta
Jan Sabiniarz
WRZEŚNIOWE NOSTALGIE
Dzwoneczki wrzosów drżą na wietrze
Słońce się pławi w liściach brzozy
Horyzont czule do mnie szepcze
Bym w jego dłoniach głowę złożył
Melancholijny września spokój
Wśród drzew przemyka się z szelestem
Cudowny błękit w nieba oku
Z którym się łączy duszy przestrzeń
Zasnąć na puchu leśnej ciszy
Na chwilę tylko się obudzić
Dróg skołatanych puls wciąż słyszeć
Szczęśliwym być wśród szczęsnych ludzi
O tym, co złe, już zapomniałem
Dobre chcę tylko zapamiętać
W sercu ta sama ciągle trawa
Choć może trochę bardziej zmięta
W lesie, i w kuchni zapach grzybów
I ognia blask na palenisku
Nad polem ptaki odlatują
Te, które wiosną do nas przyszły
Jan Sabiniarz
CISZA WRZEŚNIOWA
Jakże miłuję tę wrześniową ciszę
Krzyk dzikich gęsi niebios drzwi otwiera
Z koszem jesieni promień słońca przyszedł
Okiem błękitu we mgle staw spoziera
Wędrówką klonów droga się czerwieni
Kasztan na piasku zostawia swe ślady
Dąb na zakręcie trzyma się zieleni
Wstaje poranek jeszcze zmierzchem blady
Serce uwodzi płochość jarzębiny
Roztacza piękno miłujących dłoni
Krzyk dzikich gęsi w srebrną dal przemija
Nim słońce zgaśnie po zachodniej stronie
Spokój wieczoru siądzie przy kominku
Pełne czułości w nas zaszepczą ściany
I noc odsłoni chwil dojrzałych piękno
Półmrok zaszepcze swym promieniem bladym
W objęciach nocy niepotrzebne słowa
Bardziej wymowne od nich jest milczenie
Czas nie roztrwoni, bezkres je zachowa
Ten, który w sercu i w duszy się mieni
Jan Sabiniarz
Jakże miłuję tę wrześniową ciszę
Krzyk dzikich gęsi niebios drzwi otwiera
Z koszem jesieni promień słońca przyszedł
Okiem błękitu we mgle staw spoziera
Wędrówką klonów droga się czerwieni
Kasztan na piasku zostawia swe ślady
Dąb na zakręcie trzyma się zieleni
Wstaje poranek jeszcze zmierzchem blady
Serce uwodzi płochość jarzębiny
Roztacza piękno miłujących dłoni
Krzyk dzikich gęsi w srebrną dal przemija
Nim słońce zgaśnie po zachodniej stronie
Spokój wieczoru siądzie przy kominku
Pełne czułości w nas zaszepczą ściany
I noc odsłoni chwil dojrzałych piękno
Półmrok zaszepcze swym promieniem bladym
W objęciach nocy niepotrzebne słowa
Bardziej wymowne od nich jest milczenie
Czas nie roztrwoni, bezkres je zachowa
Ten, który w sercu i w duszy się mieni
Jan Sabiniarz
PIERWSZY PRZYMROZEK
Na samochodzie pierwszy przymrozek
Wtargnął na szyby, zmatowił kryształ
Czyhaniem zimy ranek zatrwożył
W bezlistnym drzewie odnalazł przystań
Ożyły skryte w dachach kominy
Jak stada ptaków wzlatując dymem
Mgliste powietrze trawy przykryło
Srebrnym oparem zastygło w trzcinach
Opadły w piasek liście znużone
Zmarznięta cisza błękit rozchyla
Słońcem poranka błyszczą korony
Brzóz, w których jesień z wolna przemija
Lecz wiosna mieszka wciąż w Róż Dolinie
Jaśnieją kwieciem wonnym jabłonie
Wesołym ogniem płonie kominek
Roznieca iskry, ogrzewa dłonie
Połóż mi głowę swoją na kolanach
By w sercach wzeszła cisza niepojęta
Cętkami ognia lśnią miłości ściany
Które ostoją życia są i piękna
Jan Sabiniarz
PERŁOWY PEJZAŻ
W Dolinie Róż - perłowy pejzaż
Perłowe drzewa oraz ptaki
W perłowym domu cisza śpiewa
Perłowe szczęście czyni znaki
W perłowej studni czysta woda
Która ku niebu wznosi głowę
I staw perłowej jest urody
W nim - gwiazd perłowych wieczna młodość
Na klawiaturze dłoń perłowa
Dobywa z gór perłowe dźwięki -
Ich migotliwość Bóg zachował
Żeby wnosiły w serce piękno
Perłowy jawor, mostek, rzeka
Aksamit skóry, blask perłowy
Pereł dotykiem się uśmiecha
Patrząc przed siebie, rzadko - z góry
Na stole świeci obrus biały
Z pereł miłości jest wyszyty
Chwyta za serce doskonałość
Cudownie łączy zmierzch ze świtem
Na palenisku gwarzy woda
I miód się z mlekiem przekomarza
Owsiane płatki talerz dodał
Kukurydziane - pełne marzeń
Skłon traw jesiennych, krople rosy
Cudowna postać grabi liście
Myśli się wznoszą ku niebiosom
Wewnętrznie piękne, źródłem czyste
Początkiem świata tam - śniadanie
Skorupkę z jajka dłoń obiera
Szczęście tam nie ma żadnych granic
Z miłością na nie Bóg spoziera
Miłuję nocy blask perłowy
Perłowe światło na pościeli
Mistycyzm gór i szepty morza
I spełnień anioł - cały w bieli
Wiosennym słońcem sad dojrzewa
Chociaż - październik, wnet - listopad
Wewnętrznym słońcem wzrok ogrzewa
Którego - pełno w serca oczach
Kiedy tam zajdziesz, w zadziwieniu
Że jeszcze takie są ostoje
Gdzie wszystko z wszystkim - po imieniu
Perłowy dom miłością stoi
Jan Sabiniarz
Dolinę Róż dziś nawiedzają wichry
I tylko góry trwają niewzruszone
Mech zapomnienia ściany domku przykrył
Ostatnie liście prószą drzew korony
Poniżej mostku drętwo płynie strumyk
Ścieżka zarasta, wolno niknie z oczu
Smutkiem napawa traw zmierzwionych runo
Jakże inaczej - pusto czas się toczy
Gdy zmierzch zapada, ciemność w oknach straszy
W błękit nie snuje się już dym z komina
Chrystus w kapliczce zórz przydrożnych płacze
Orzeł do lotu skrzydeł nie przypina
Gdziekolwiek spojrzeć - ślady opuszczenia
I tylko wróble sobą są szczęśliwe
Jesienne serce w cień swój się przemienia
Już tylko kamień wchodzi z nim w zażyłość
Anioł błękitu nad nim krąg zatoczy
Lśnią w jego oczach niezagasłe chwile
Strumyk w szuwarach, szemrząc, wody toczy
Nic się nie dzieje - wszystko tu przemija
Jan Sabiniarz
WŚRÓD OGRODÓW JESIENI
Błękit wśród liści słodko pląsa
Słońce rozbłyska w kwiatach róży
To nic, że trochę już przywiędłych
Jeszcze w ich żyłach krew się burzy
Wśród kopców ciszy mgła się mleczy
Jeszcze w ich żyłach krew się burzy
Wśród kopców ciszy mgła się mleczy
Snują się sennych łąk pejzaże
Paprocie mają je w swej pieczy
Wśród wrzosów anioł się ukazał
Światło zamknięte w kropli rosy
Światło zamknięte w kropli rosy
Błyska, w pajęczyn sieć złapane
Mchy dłoń o dotyk myśli proszą
Przejęte smutkiem serc złamanych
Rajskie jabłuszka już dojrzałe
Mchy dłoń o dotyk myśli proszą
Przejęte smutkiem serc złamanych
Rajskie jabłuszka już dojrzałe
Spełnione latem i szczęśliwe
To dla nich głogi czerwień grają
Tu, nic nie dzieje się - na niby
Staw dzisiaj urok ma perłowy
To dla nich głogi czerwień grają
Tu, nic nie dzieje się - na niby
Staw dzisiaj urok ma perłowy
Prostotą chwili się zachwyca
W zwierciadło ciszy tuli głowę
Zorzą wieczoru barwi lica
Może umówił się na randkę
W zwierciadło ciszy tuli głowę
Zorzą wieczoru barwi lica
Może umówił się na randkę
Z rzeką, co za dnia go omija
Pora nacisnąć chłodu klamkę
Żeby ożyło serce czyjeś
Pora nacisnąć chłodu klamkę
Żeby ożyło serce czyjeś
W WIKLINOWYM KOSZYKU
Łódeczką szczęścia płynę w wód błękity
Gdzie wstaje słońce i zmierzch spać się kładzie
Czas tu nie przemija, już wiem, co - to życie
Świecą się jabłuszka w bezszelestnym sadzie
Czasem wiatr się zerwie, zmąci mgielną ciszę
Jabłka do koszyku traw zziębniętych wkłada
Jabłoń zwiędłym liściem list ostatni pisze
W górze się zbierają chmur jesienne stada
Serc jabłuszka płoną w wiklinowym koszu
Obok - cierpki owoc przy kamiennym murze
Kiedy dzień ustanie, cierpkość zniknie nocą -
Jedna z takich nocy, która się nie dłuży
Jan Sabiniarz
WARZYWNIK PAŹDZIERNIKOWY
Warzywnik dzisiaj słońce rozpromienia
Gdy opuściły go wczorajsze deszcze
Z brzuchem do góry śpi pękata dynia
Przy niej ogórek - pochrapałby jeszcze
Jest taki jurny, szczęście mu się marzy
Nabrzmiały latem, zdrowy i soczysty
Leży wśród liści, uśmiech ma na twarzy
Czuje, że nocą jego sen się ziści
Marchew i burak zeszły do podziemia
Tam jest im dobrze - cicho i bezpiecznie
Strąk z kalarepą myśli swe wymienia
Słonecznik własną rozszerzyłby przestrzeń
Cebula z czosnkiem życie swe układa -
Poszła na całość, ostro na zakręcie
Groch u fasoli szuka dobrej rady
Szczypior z pietruszką gwarzą w jednym rzędzie
Wiosnę wspomina rzodkiew i pomidor -
Za dużo wypił - i ma twarz czerwoną
Z czasem utracił swój wewnętrzny wigor
Którym od ranka do wieczoru płonął
Głupio się czują przypadkowe chwasty
Wiedzą, że miejsce to im nie jest dane
Drażnią i psują chwil pogodny nastrój
Rabarbar myli liście swe z łopianem
Wystarczy zajść tam, przysiąść na ławeczce
Posłuchać o czym lud warzywny prawi
Słońce daruje kilka dni mu jeszcze
Gdy przyjdzie pora, nic już go nie zbawi -
Jan Sabiniarz
W JESIENNYM OGRODZIE
Usiądziemy w jesiennym ogrodzie
W sercu cisza i klangor żurawi
Obok rzeka toczy swe wody
Listek słońca świeci na stawie
Ganek ciepłem nas domu otula
Purpurowe na stole jabłuszka
Dzikie wino pnie się na murze
Wiatr przydrożny z nadzieją je muska
Nasze ścieżki szelestem zasłane
Nie zaskrzypi brama, ni furtka
Róża lata oparta o ścianę
W chwiejnych czasach - wzniosła i prosta
Wznieśmy w górę wino w pucharze
Czerwień liści radość prześwieca
Poszybujmy na skrzydłach marzeń
Niech w dorosłych odezwą się dzieci
Piękne nawet po deszczu kałuże
Nie - kałuże, to nieba lusterka
Nic nie szkodzi, że czasem się chmurzy
Gdy z miłością ku ziemi zerka
Jan Sabiniarz
Niechaj w gałęziach listek złoty
Na znak, że ciągle jeszcze jesień
Ławka ukryta w drzew ogrodzie
I dzikie wino gankiem pnie się
Pełna spokoju więdnie trawa
Pełna spokoju więdnie trawa
Krótko przy ziemi przystrzyżona
Rozmigotana rosą szklaną
Dąb nad nią chyli swe ramiona
Krótko trwa radość na tym świecie
Rozmigotana rosą szklaną
Dąb nad nią chyli swe ramiona
Krótko trwa radość na tym świecie
U progu czeka mroźna zima
Noc długą, krótki dzień przyniesie
Żeby w chwil pędzie czas zatrzymać
Słońce ramieniem swym przygarnie
Noc długą, krótki dzień przyniesie
Żeby w chwil pędzie czas zatrzymać
Słońce ramieniem swym przygarnie
Ciepłym oddechem nas rozczuli
By wkrótce zniknąć poza lasem
W puch przedwieczornych mgieł się wtulić
Wejdźmy do domu, nic tu po nas
By wkrótce zniknąć poza lasem
W puch przedwieczornych mgieł się wtulić
Wejdźmy do domu, nic tu po nas
Zwinięte w kłębek śpi powietrze
Gdy ogień na kominku płonie
Czego do szczęścia trzeba jeszcze
Skupienie ciszę rozpogodzi
Gdy ogień na kominku płonie
Czego do szczęścia trzeba jeszcze
Skupienie ciszę rozpogodzi
Serdecznych iskier radość krzesze
Blask ognia tańczy na podłodze
Nocą, ze sobą nas zabierze
Blask ognia tańczy na podłodze
Nocą, ze sobą nas zabierze
JESIEŃ SZCZEROZŁOTA
Jesień cudowna , szczerozłota
Drzewa nią płoną i kamienie
Gdzie dzika róża lśni przy płocie
Do rąk się tuli płatków drżeniem
Nie ma już dziś kwitnących sadów
Lecz kwitnie szczęściem serce czyjeś
Ciepłym promieniem wzdłuż się kładzie
Drogi, na której czas nie mija
Nad nami klon już się czerwieni
W pucharze ganka dzikie wino
Skrzy się miłością, w oczach mieni
Po smutku ślad i słuch zaginął
Wietrzyk przewiewa drzew warkocze
Płomienno-rude, sny dziewczęce
To dla nich wersy swe ułożył
Gałązką brzozy wniebowzięty
Jan Sabiniarz
JESIENNE ŻYCIA
Jesienne życia
W deszczu skąpane
W ogrodach serca
Miłość bez granic
Jesienne życia
Bezlistne drzewa
Czekają wiosnę
Przez zimy śniegi
Jesienne życia
Serdeczne ciszą
Zaszyte w spokój
Wzajem się słyszą
Jesienne życia
Odchodzą drogą
Przeszytą chłodem
Przy własnym progu
Jedne odchodzą
Inne zostają
Wyzbyte trwogi
W snach powracają
Jesienne życia
Już pogodzone
Zmierzają cicho
W błękitu stronę
Zanim odejdą
Całują dłonie
Duszą pokrewną
Do końca płoną
Zaśpiewa po nich
Cień ich na ścianie
I miejsce w domu
Umiłowane
Gdy zniknę z oczu
A ty zostaniesz
Ja nie odejdę
Będę, kochanie
Jan Sabiniarz
W DESZCZOWEJ CISZY
Wiatr dzwoni w listki tej deszczowej ciszy
Którą rozpina wieczór w serc ogrodach
I chociaż milczę, wiem, że ty mnie słyszysz
Nim grudzień ogień zmieni w sople lodu
Dokoła szelest padających liści
Zmierzch dłonią wiatru w trawie wiersze pisze
A w każdym wierszu płonie światła kryształ
Las chroni echo w drzew zielonej niszy
Ścieżki księżycem chodzą zachwycone
Idą przed siebie, to pod dębem stają
Gdzie, świerk, przed rokiem, brzozę wziął za żonę
I odtąd wrzesień nawet zda się majem
Jan Sabiniarz
Pod skrzydłami klonów jesień idzie drogą
Ptaki odleciały, w polu wróble siedzą
Ku cienistej ciszy płynie pieśń bez trwogi
W trawie resztki słońca - błąka się na miedzy
Drzewo, pusta ławka, na niej liść zwiędnięty
To, co było - zgasło, dzieje się już - potem
Kropla chwili świeci wierzbą na zakręcie
Ptaki upuściły ją przed swym odlotem
Liście wiatr poruszy, rozkołysze trzciny
Nie zagrzeje miejsca. Jego miejsce - w dali
To nie my, to jesień z wolna w nas przemija
W twojej twarzy widzę zieleń oziminy
Dzwonią dzwonki wrzosów, ku kapliczce biegną
Żeby się pomodlić o ślimaków zdrowie
To nic, że jesienią kwiaty lata więdną
Myśl, że wiosna przyjdzie, sny im spędza z powiek
MUZYKA CISZY
W ogrodzie cisza, wiew gałęzie trąca
Na polach spokój, szaro i srebrzyście
I mgła nad wodą - jeszcze nocą śpiąca
Brzoza ostatnie w trawę roni liście
Las wznosi w górę skrzydło fortepianu
Fruwają dźwięki niebem - niby ptaki
Jakże - cudowne pięknem w nich utkanym
Snujące z głębi tęskną suitę Bacha
Nic się nie stało, wszystko ma swą porę
Dąb sypie w glebę mocy swej żołędzie
Powróci światło a wraz z nim kolory
Muzyka ciszy w głąb się toczyć będzie
Jan Sabiniarz
W JESIENNYM SŁOŃCU
Tak lubię w jesiennym słońcu
W wieczornym siedzieć ogrodzie
Słuchać jak szepczą trawy
Jak trzciny szemrzą na wodzie
Tak lubię w jesiennym słońcu
Ciepłe na twarzy promienie
Słuchać, jak cisza gwarzy
Jak mądrze milczą kamienie
Tak lubię, choćby najmniejszy
Na niebie dzwoneczek błękitu
Tę złoto-srebrną melodię
Co snuje ją pająk świtu
Lubię południe i wieczór
Krzyk gęsi, klangor żurawi
Siedzę do późnej nocy
Żal mi to wszystko zostawić
Jan Sabiniarz
PEJZAŻ POLSKI
Pragniesz radości, światła i koloru
I by w ogrodzie ptaki o poranku
Drzewa i kwiaty - nie ma dla nich pory
Zamarzłe rzeki - tutaj bez ustanku
Nocą, czasami śni księżyca lśnienie
Który na szybie promień ciszy kładzie
Lampa milczenia w swym ukryta cieniu
Popiół kominka i gasnących marzeń
Więdną nadzieje. To nie tak być miało
Prawda struchlała, ze spuszczoną głową
Złowrogi obraz przed oczami staje
Zwątpienia świątyń, coraz mniej w nich Boga
Szczęście bezbronne nie ma gdzie się wtulić
Ślepe i nieme mu pisane czasy
I dąb ojczysty marznie w chwil koszuli
Samotny w polu, sercem chce do lasu
Zmarszczone czoło, ręka czegoś szuka
Ostrze w kieszeni samo się otwiera
Głos pełen grozy, mało kto go słucha
Gdzie każda liczba łka w objęciach zera
Nie miej mi za złe, że się czasem smucę
Że zadumaną trzymam w dłoniach głowę
Myśl ma wędrowna wraz z ptakami wróci
Na łąkach kwiaty wzejdą kolorowe -
Jan Sabiniarz
WBREW ZMARZNIĘTEJ GRUDZIE
Tak lubię jesień w jej wieczornej ciszy
Drzew kandelabry złotem liści świecą
Chłód w traw łodyżkach iskry gwiazd rozwiesza
I półmrok, który nas ma w swojej pieczy
Siądźmy na ganku, w dali psów szczekanie
Nic się nie dzieje, oddech boru słychać
Nad nami gore liść dzikiego wina
Nim się rozpali modrej nocy kryształ
Niechaj myśl żadna ciszy tej nie mąci
Popatrzmy dalej, poza dzienne sprawy
Światło księżyca lampkę wina trąca
Zza siódmej rzeki dąb śle list łaskawy
Czas - po spirali, wszystko to już było
Musi się zmienić - to nie kwestia złudzeń
Promień tej nocy wznieca w sercach miłość
Kiełkuje życie - wbrew zmarzniętej grudzie
Jan Sabiniarz
OWOC NADZIEI
Za oknem się snuje listopad
Wnet grudzień otworzy podwoje
Dlaczego smutek masz w oczach?
- Mrok czyha, światła się boi
Tu wszystko tak samo się dzieje
Nie widać krzty dobrej zmiany
Cel gubi się w gęstwie kolein
Bez dachu rosną w nas ściany
W kołysce śpi marzeń dziecina
Kołderką miłości okryta
Świt w zmierzchu szuka przyczyny
Słońce się z błotem boryka
Lecz są jeszcze dęby przy drodze
Moc bije z nich i nadzieja
Horyzont bez żalu i trwogi
Poranka ciszą się mieni
Nad lasem Gwiazdka już świeci
Wnet szarość w biel się przywdzieje
Tak dzieje się tu od stuleci
- Dojrzewa w niej owoc nadziei
Jan Sabiniarz
ADAGIO ZIMOWE
Zima odsłania białe swe ramiona
Iskierki słońca wśród przerębli świecą
Cisza pejzażu w twoich oczach płonie
Na płachcie śniegu ptaka cień przeleci
Drogi i ścieżki suną w dal zaspami
Nad nimi szronem pochylone drzewa
Gdy noc gwiaździsta błyśnie między nami
Wstąpi w nas spokój zimowego nieba
Adagio Bacha w sopli klawiaturze
Światło księżyca zagra ze wzruszeniem
To, które chwili i wieczności służy
Ze źródła serca bierze tęsknot brzmienie
Świętości ciszy żaden dźwięk nie spłoszy
W las bezszelestnie suną w śniegu sanie
Niebo i ziemia, drzewa są bez głosu
Nim promień ranka z łóżka nocy wstanie
Jan Sabiniarz
Zima odsłania białe swe ramiona
Iskierki słońca wśród przerębli świecą
Cisza pejzażu w twoich oczach płonie
Na płachcie śniegu ptaka cień przeleci
Drogi i ścieżki suną w dal zaspami
Nad nimi szronem pochylone drzewa
Gdy noc gwiaździsta błyśnie między nami
Wstąpi w nas spokój zimowego nieba
Adagio Bacha w sopli klawiaturze
Światło księżyca zagra ze wzruszeniem
To, które chwili i wieczności służy
Ze źródła serca bierze tęsknot brzmienie
Świętości ciszy żaden dźwięk nie spłoszy
W las bezszelestnie suną w śniegu sanie
Niebo i ziemia, drzewa są bez głosu
Nim promień ranka z łóżka nocy wstanie
Jan Sabiniarz
MARZENIE ZIMOWE
Leśne ścieżki śpią przykryte ciszą śniegu
Białej płachty nie zamącił zwierz, ni ptak
Pełne mroku w borze świerki, sosny
Mroźne słońce pod okapem znaczy sopli ślad
Żal jesieni pędem dni przeminął
Szarość, błoto – o tym któż pamięta dziś
Smutek liści niepotrzebnych
Jak płaszcz stary zmiętych
Szron nadziei po nich
W krąg, w gałęziach skrzy
Wierne słońce zbudzi nas co rano
W oknie nieba pozłocistym światłem zórz
A gdy gwiazdy nad drzewami staną
I nam dobrze w ciszy śniegów znów
W ciepłej izbie, przy kominku
W dłoniach spokój,
W oczach ciepły ognia blask
Czerwonego wina na dnie odrobinka
Jak żagiew się jarzy,
Rozpłomienia twarz
Cętki ognia skaczą na podłodze
Wśród milczących się weseląc ścian
Słodko drzemie pies przy nodze
I ja wzrokiem ruszam z ogniem w tan
Jan Sabiniarz
WIATR I DRZEWO
Ty jesteś wiatrem a ja jestem drzewem
Czuję twój powiew każdym moim liściem
Spełniasz się we mnie twojej duszy śpiewem
Pragnę marzenia twe najskrytsze ziścić
Rosnę powoli. Chociaż w miejscu stoję
Promieniem nocy ku tobie się wzbijam
Miłuję ciebie ciszą i spokojem
Rozmigotana tobą serca przystań
Chociaż gałęzie me pokryte szronem
Pień i korzenie śniegiem zasypane
Rosnę ku słońcu. Tobą serce płonie
Tobą me niebo całe jest wezbrane
Ty będziesz ze mną, nawet, gdy ustaniesz
W tobie znalazłem duszy mej spełnienie
Nocą zimową w śniegu po kolana
Jakże miłuję twoich słów skupienie
Rosnę w głąb ciebie, w nie odkryte drogi
Które ku tobie w noc i dzień prowadzą
Miłością wiosny co rozkwita słowem
Któremu upływ czasu nie przeszkadza
Każde twe słowo w sercu zamieszkało
Roztacza światło w ciemny okrąg duszy
Jakże od niego czysto jest i biało
Kiedy gałązki powiew twój porusza
Wietrze najmilszy, zdejmij ze mnie cienie
Cierń usuń z światła, który tak uwiera
Bandażem rzeki owiń chwil korzenie
By puls ten odżył - co od lat umiera
Chociaż przeminę, już cię nie opuszczę
Zostanę z tobą po tej życia stronie
Na której miłość nie zaznaje pustki
Bo Betlejemskiej Nocy światłem płonie
Jan Sabiniarz
Ty jesteś wiatrem a ja jestem drzewem
Czuję twój powiew każdym moim liściem
Spełniasz się we mnie twojej duszy śpiewem
Pragnę marzenia twe najskrytsze ziścić
Rosnę powoli. Chociaż w miejscu stoję
Promieniem nocy ku tobie się wzbijam
Miłuję ciebie ciszą i spokojem
Rozmigotana tobą serca przystań
Chociaż gałęzie me pokryte szronem
Pień i korzenie śniegiem zasypane
Rosnę ku słońcu. Tobą serce płonie
Tobą me niebo całe jest wezbrane
Ty będziesz ze mną, nawet, gdy ustaniesz
W tobie znalazłem duszy mej spełnienie
Nocą zimową w śniegu po kolana
Jakże miłuję twoich słów skupienie
Rosnę w głąb ciebie, w nie odkryte drogi
Które ku tobie w noc i dzień prowadzą
Miłością wiosny co rozkwita słowem
Któremu upływ czasu nie przeszkadza
Każde twe słowo w sercu zamieszkało
Roztacza światło w ciemny okrąg duszy
Jakże od niego czysto jest i biało
Kiedy gałązki powiew twój porusza
Wietrze najmilszy, zdejmij ze mnie cienie
Cierń usuń z światła, który tak uwiera
Bandażem rzeki owiń chwil korzenie
By puls ten odżył - co od lat umiera
Chociaż przeminę, już cię nie opuszczę
Zostanę z tobą po tej życia stronie
Na której miłość nie zaznaje pustki
Bo Betlejemskiej Nocy światłem płonie
Jan Sabiniarz
DUCH SIĘ WCIĄŻ ODRADZA
Nad borem łuna, czerwienieje zorza
Pola i drogi śnią zasnute śniegiem
Na mrozie ptaki w drzew bezlistnej loży
Niebo gwiazdami daje ziemi znaki
Cudowna cisza skrzy w opłatkach śniegu
Dawno nie było wśród nas takiej bieli
Gdzie cień kościółka i choinek zieleń
Spokój wieczoru w serc kołyskach ściele
Za siódmą górą - rzeki ostrzą lody
Na drogach zaspy, by uwięzić słowa
Rozpętać piekło w czułych serc ogrodach
To, co już było, ma się dziać od nowa -
Nic nie wskórają. Duch się wciąż odradza
Czas go nie zhańbi, nie ma takiej mocy
Pozornie kruchy, Bóg ma go w swej władzy
Jaśnieje światłem betlejemskiej nocy
Jan Sabiniarz
Pola i drogi śnią zasnute śniegiem
Na mrozie ptaki w drzew bezlistnej loży
Niebo gwiazdami daje ziemi znaki
Cudowna cisza skrzy w opłatkach śniegu
Dawno nie było wśród nas takiej bieli
Gdzie cień kościółka i choinek zieleń
Spokój wieczoru w serc kołyskach ściele
Za siódmą górą - rzeki ostrzą lody
Na drogach zaspy, by uwięzić słowa
Rozpętać piekło w czułych serc ogrodach
To, co już było, ma się dziać od nowa -
Nic nie wskórają. Duch się wciąż odradza
Czas go nie zhańbi, nie ma takiej mocy
Pozornie kruchy, Bóg ma go w swej władzy
Jaśnieje światłem betlejemskiej nocy
Jan Sabiniarz
WŚRÓD SKLEPIEŃ DUSZY
Świerki tej nocy lśnią przykryte śniegiem
Pełne zachwytu dziecię przed choinką
Gwiaździste rzeki dolinami biegną
Sopli u dachu kryształowe piękno
Przez zaspy sypkie konie ciągną sanie
Z wieży kościółka dźwięki dzwonnej ciszy
Trąbki na chórze - to aniołów granie
Wśród sklepień duszy światło wieczność pisze
Drewnianej chatki ciepły cień na śniegu
Otwarta brama z oblodzonej drogi
Bocianie gniazdo na stodoły brzegu
I w głąb otwarte świętej nocy progi
Wszystko to było, jeszcze nie raz będzie
Życiem pisane - w obraz się układa
Osobnym dźwiękiem każdej struny trąci
W którym znajduje tylko dobre rady
Jan Sabiniarz
ŚNIEG
Posłańcu nieba i zimowej ciszy
Gdziekolwiek spojrzeć - tobą jest tak biało
W blasku księżyca serca twego kryształ
Kryje tej Nocy Świętej doskonałość
W stajence nocy jasny śnieg się rodzi
Wyciąga rączki ciepłe jak dziecina
Których dotykiem topi wszelkie lody
W mroźnym powietrzu płaszcze gwiazd rozpina
Pozostań z nami, ty wędrowcze biały
Niech twojej ciszy nie zadepczą drogi
Drzewa i domy tobie się kłaniają
Zapukaj w okno i zawitaj w progi
Jan Sabiniarz
NAJŚWIĘTSZĄ NOCĄ
Jest taka ciemność, która Gwiazdę kryje
Która nocą wstaje sercu na spotkanie
Imię jej jest wieczne, ludzie zwą ją - miłość
Chociaż czasem milknie, lecz jak lód nie taje
Lasy ją śpiewają, rzeki purpurowe
Które wschodem słońca w światłość nas unoszą
Krzepią ciszą pieśni, rzeźbią wiary słowem
Które nie umarło, trwa, chociaż bez głosu
Patrzę w głąb, za siebie, widzę szopkę z desek
Prosta jest jak cisza, garnie się do ludzi
Życia ból wyraża, koi swym uśmiechem
Mrok kołyskę z drewna Gwiazdą nocy budzi
Ucisz się, ach, ucisz rozbiegane serce
W złoty śnieg i myśli zakutane chwilą
Idą dzieci, idą, zima do nich szepcze
Raz do roku wstaje, to, co się zdarzyło
Bóg roztacza świętość, słońce w twarz odwraca
By zziębniętym ludziom ciepło się darzyło
Mróz w maleńkim oknie kwiaty piękna znaczy
Szum anielskich skrzydeł - w błękit się ukryły
Lot ich nigdy nie jest dla nas przypadkowy
Księżyc czyta głośno jasne ich przesłanie
W puch Najświętszej Nocy Dziecię tuli głowę
Tylko ty wiesz, Ojcze, co się potem stanie
Jan Sabiniarz
Uwolnij się
Miłość jest życiem,
Życie jest miłością
I tak świat się kręci
Bądź sobą,
Bądź wierny życiu
I miłość nadejdzie
Jak dzień następuje po nocy
NIEBO NAD NAMI
Niebo nad nami całe jest z błękitu
Przeszłość unosi swoje sny ceglane
Po długiej nocy - dzień, z zalążkiem świtu
Olśnione słońcem wstają świątyń ściany
To, co jest wielkie, ma początek w ciszy
Niebo i Ziemia runie pośród zgiełku
Gałązką światła list do nieba pisze
Ten, który oddał swojej duszy piękno
Jaśnieją w murach barwnych lśnień witraże
Kryształ sklepienia w nawach się przeciąga
Szopką najświętszą prawdę Bóg ukazał
Żeby się człowiek w pustce nie zabłąkał
W wszechświat wpisane Boże Narodzenie
W znikomość planet oraz gwiazd miriady -
Jedyne światło, co nie rzuca cienia
Mrok go nie zmąci, ani obłok blady
Są z nami drzewa, ptaki i zwierzęta
Tak było, będzie - od początku świata
Góry, doliny, oceanów piękno
I miłość, która w niebo sercem wzlata
Niech rozmawiają z sobą ludzkim głosem
Biorąc łagodnie na kolana pieska
Wszystko, co żyje - dąży własnym losem
Gdzie słońce wstaje, trwa u wód niebieskich
Gdy noc ustąpi, dzień przywdziewa szaty
Prostotą miłe, niby dotyk dłoni
Odkąd pamiętam - tak było przed laty
Siankiem dzieciństwa miłość życia płonie
Jan Sabiniarz
BŁYSNĘŁO SŁOŃCE
Błysnęło słońce poprzez szarość
Bezlistne drzewa, ołowiane chmury
Dzieje się to, co stać się miało
To, co wiadome było z góry
Do drzwi łomoczą zaplątane życia
Przebrzmiałe echa tłuką się po lasach
Przy drodze dąb nic nie ma do ukrycia
I dzień dla nocy coraz mniej ma czasu
Przed nami zima, wkrótce - Gwiazdki pora
I chwila sianka na serduszka niebie
Gdzie białe śniegi ciszy są kolorów
Miłość w Stajence Świata się zagrzebie
Lśni małe ciałko w skrzynce zbitej z desek
W której czytelny widać kontur krzyża
Wśród gwiazd tak cicho, nikła pieśń się niesie
Natchniony promień z góry w dół się zbliża
Błysnęło słońce poprzez szarość
Bezlistne drzewa, ołowiane chmury
Dzieje się to, co stać się miało
To, co wiadome było z góry
Do drzwi łomoczą zaplątane życia
Przebrzmiałe echa tłuką się po lasach
Przy drodze dąb nic nie ma do ukrycia
I dzień dla nocy coraz mniej ma czasu
Przed nami zima, wkrótce - Gwiazdki pora
I chwila sianka na serduszka niebie
Gdzie białe śniegi ciszy są kolorów
Miłość w Stajence Świata się zagrzebie
Lśni małe ciałko w skrzynce zbitej z desek
W której czytelny widać kontur krzyża
Wśród gwiazd tak cicho, nikła pieśń się niesie
Natchniony promień z góry w dół się zbliża
To z niego piękno całe w nas się bierze
Wiedzą to morza, zagubione lądy
Gdzie każde słowo światła jest pacierzem
I myślą, która w pustkę nie zabłądzi
W iskierce śniegu światłość zatrzepocze
Na twarzy uśmiech, w sercu radość życia
Rok jeszcze jeden dla nas krąg zatoczy
Pełen nadziei, wiary i zachwytu
Jan Sabiniarz
Wiedzą to morza, zagubione lądy
Gdzie każde słowo światła jest pacierzem
I myślą, która w pustkę nie zabłądzi
W iskierce śniegu światłość zatrzepocze
Na twarzy uśmiech, w sercu radość życia
Rok jeszcze jeden dla nas krąg zatoczy
Pełen nadziei, wiary i zachwytu
Jan Sabiniarz
ŚWIATŁO NOCY
Muzyka Bacha stąpa na paluszkach
Żeby dzieciny śpiącej nie obudzić
Nad którą Marii pochylona postać
I obok - Józef - żadnych innych ludzi
Wół i osiołek zziębłe siano mielą
Zanim przemówią nocą ludzkim głosem
Przyjdą pasterze, Gwiazda drogę ściele
Skrzydła aniołów ich do żłóbka niosą
Ta noc niebieska przeniknięta ciszą
Ziarno Betlejem krzesze w innym kraju
W gałązkach szronu gwiazd promyki wiszą
Od których lody rzek i ludzi tają
Muzyka ciszy i opłatek biały
Spragnione serca - lgną ku sobie dłonie
Niech tak zostanie i trwa przez rok cały
Leśny kościółek światłem nocy płonie
Jan Sabiniarz
Żeby dzieciny śpiącej nie obudzić
Nad którą Marii pochylona postać
I obok - Józef - żadnych innych ludzi
Wół i osiołek zziębłe siano mielą
Zanim przemówią nocą ludzkim głosem
Przyjdą pasterze, Gwiazda drogę ściele
Skrzydła aniołów ich do żłóbka niosą
Ta noc niebieska przeniknięta ciszą
Ziarno Betlejem krzesze w innym kraju
W gałązkach szronu gwiazd promyki wiszą
Od których lody rzek i ludzi tają
Muzyka ciszy i opłatek biały
Spragnione serca - lgną ku sobie dłonie
Niech tak zostanie i trwa przez rok cały
Leśny kościółek światłem nocy płonie
Jan Sabiniarz
NIKT NIE ODBIERZE
NAM WIGILII
Nikt nie odbierze nam Wigilii
Twego Świętego Narodzenia
Nie po toś tutaj do nas przyszedł
By na błyskotki cię zamieniać
Twego Świętego Narodzenia
Nie po toś tutaj do nas przyszedł
By na błyskotki cię zamieniać
Nie wyjałowią z dusz lewacy
Ani ograbi lud żmijowy
Bóg Betlejemską Gwiazdą patrzy
Świątyń i domów strzeże progów
To nic, że czasem się wymyka
Lecz gdy nadejdzie próby czas
Zło, które chyłkiem tu przemyka
Niech nas nie uśpi, Ojcze Nasz
Niechaj wzrok czysty jak śnieg z nieba
W sercach otwartych światło gwiazd
Wiary, miłości nam potrzeba
Żeby nadziei nadszedł czas
Przed nami ciągle długa droga
Pełna zasadzek, gróźb i zasp
Osamotnieni, lecz bez trwogi
Nie wyrzekajmy się dziś nas
Jak nigdy dotąd - na rozdrożu
Najtrudniej jest do siebie dojść
Coraz trudniejszy lot ma orzeł
W górze się waży jego los
Bóg Betlejemską Gwiazdą patrzy
Świątyń i domów strzeże progów
To nic, że czasem się wymyka
Lecz gdy nadejdzie próby czas
Zło, które chyłkiem tu przemyka
Niech nas nie uśpi, Ojcze Nasz
Niechaj wzrok czysty jak śnieg z nieba
W sercach otwartych światło gwiazd
Wiary, miłości nam potrzeba
Żeby nadziei nadszedł czas
Przed nami ciągle długa droga
Pełna zasadzek, gróźb i zasp
Osamotnieni, lecz bez trwogi
Nie wyrzekajmy się dziś nas
Jak nigdy dotąd - na rozdrożu
Najtrudniej jest do siebie dojść
Coraz trudniejszy lot ma orzeł
W górze się waży jego los
Jan Sabiniarz
W BLASKU CHOINKI
Nie ma już dzisiaj tamtych, wolnych ludzi
Odeszli nocą, są w krainie cieni
Poranne słońce ich już nie obudzi
Ni dąb nad rzeką, który barwy zmienia
Zielona trwa, która brzeg porasta
Ani splątane cichych olch korzenie
Nie zatrzymają biegu łódki wiosła
Na który niebo swoje śle promienie
Gdy przymknę oczy, widzę starodrzewia
Drewniane domy w cieniu ich ukryte
Dziś po nich listek śpiewa nutą rzewną
Pieśni wieczoru, które gasną świtem
Inne w nich lśniło Boże Narodzenie
Inaczej w mroku tam płonęły gwiazdy
I Dziecię słało w ciemność swe marzenia
Które w zakątku serca się znalazły
Ważne są drogi, które dokądś wiodą
Wołanie dolin ku niebieskim szczytom
Gdzie ptak i drzewo strzegą szczęścia progów
Gdzie wierne słowo i w nim myśl ukryta
Patrzę dokoła, co się porobiło
To samo sianko i ten sam opłatek
W blasku choinki coś się ulotniło
Zapadły w ludzi niewidzialne kraty
Jan Sabiniarz
CUD BOŻEGO NARODZENIA
Czym - cud Bożego Narodzenia?-
Zmieniony w karpia, barszcz z uszkami
A w miejsce wiary - siedem potraw
Opłatek pustki między nami
Tu nawet mróz jest wylękniony
I śnieg się wzbrania, żeby padać
Już tylko gwiazdy nocą płoną
Zdradzonym światłem mrok się wkrada
W zwierzętach jeszcze promień ciszy
Czy będzie tak do końca świata?-
Coraz mniej człowiek widzi, słyszy
W serce i myśli zgiełk swój wplata
Nie Bóg - a gwiazdor z siwą brodą
Renifer w sanie zaprzęgnięty
Złotka i bombki kolorowe
I piernik lukrem wniebowzięty
Zawiane drogi do Stajenki
Nad którą Betlejemska Gwiazda
Z której się rodzi ducha piękno
Które Dziecięciem Bóg ukazał
Nie ma już sań, koników rżenia
Wiozących ludzi na Pasterkę
Człowiek swym własnym stał się cieniem
Kiedy odrzuca to, co wielkie
Na naszych oczach plan szatański
Do dołu z wapnem miłość strąca
Dwoi się, troi Anioł Pański
Lecz coraz chłodniej świeci słońce
To, które wstaje z głębi duszy
Której wymiarem - nieskończoność
A z niej najświętsze słowo prószy
Rozjaśniające spraw złożoność
Wszystko poddane bożej pieczy
To w niej ostatnia jest nadzieja
Która rozcina słowa mieczem
To, co nas więzi po kolei
Jan Sabiniarz
DZIECI WIELKIEJ CISZY
Jesteśmy dziećmi Wielkiej Ciszy
Obumieramy w zgiełku spraw
Niezdolni wzajem siebie słyszeć
Z jakim spokojem szumi las -
Nad nim księżyca lśnią promienie
U dołu rzeka, pierwszy śnieg
Który krajobraz w biel przemienia
W dali kościółka dzwonny śpiew
To już się dzieje, już się staje
Niebieska światłość w śniegu skrzy
Chwila wieczności wstrząśnie krajem
Jest coraz bliżej, liczy dni
Złączy opłatkiem i kolędą
Jakby osobne światy dwa
Nie pozbawione ludzkich błędów
W najmniejszym to, co wielkie, trwa
Chwila, gdy Ziemia ma coś z Nieba
Wiedzie do niego tyle dróg
Którego Wielka Cisza strzeże
W jej blasku Dziecię ześle Bóg
Jan Sabiniarz
ZGIEŁK USTĘPUJE
Jeszcze się drzewa nie pokryły śniegiem
Bóg patrzy z nieba, tęskno mu do ludzi
Lecz rzeka światła już nabrała biegu
Nie gasną noce po codziennym trudzie
Zgiełk ustępuje, w sercu znów tak cicho
Pachną podłogi, dłoń firanki pierze
I szyby w oknie czyste, lśnią jak kryształ
Miłość odprawia świętych słów pacierze
Wszystko to przecież tyle razy było
Lecz nic dwa razy nam się nie powtarza
Rok każdy szopką spełnia sprawy czyjeś
Pełne dorosłych i dziecinnych marzeń
To nic, że drogi zamarznięte w grudzie
Wiadomo, dokąd każda z nich prowadzi
By wskrzeszać ducha a nie serca studzić
Cudownym blaskiem światło w nas się kładzie
Las pachnie zimą, świerkiem zasłuchanym
Znów wół i osioł szepnie, poruszony
Słowa te, które burzą wszelkie ściany
By było jaśniej w ciemnej duszy stronie
Jan Sabiniarz
Jeszcze się drzewa nie pokryły śniegiem
Bóg patrzy z nieba, tęskno mu do ludzi
Lecz rzeka światła już nabrała biegu
Nie gasną noce po codziennym trudzie
Zgiełk ustępuje, w sercu znów tak cicho
Pachną podłogi, dłoń firanki pierze
I szyby w oknie czyste, lśnią jak kryształ
Miłość odprawia świętych słów pacierze
Wszystko to przecież tyle razy było
Lecz nic dwa razy nam się nie powtarza
Rok każdy szopką spełnia sprawy czyjeś
Pełne dorosłych i dziecinnych marzeń
To nic, że drogi zamarznięte w grudzie
Wiadomo, dokąd każda z nich prowadzi
By wskrzeszać ducha a nie serca studzić
Cudownym blaskiem światło w nas się kładzie
Las pachnie zimą, świerkiem zasłuchanym
Znów wół i osioł szepnie, poruszony
Słowa te, które burzą wszelkie ściany
By było jaśniej w ciemnej duszy stronie
Jan Sabiniarz
MARZENIE WIGILIJNE
Żeby drzewa, choć nagie
uginały się od śniegu,
który tak pięknie skrzypi i skrzy
w słońcu i pod gwiazdami
Żeby na drogach
podążających za głosem dzwonów
na Pasterkę do wiejskiego kościółka
przytulonego do oszronionych drzew
wesoło dzwoniły dzwoneczki u sań
a ponad buchającymi parą końmi
żeby świeciły jasno uśmiechnięte
rumiane od mrozu i od radości twarze
Żeby głosy wiernych
w nawach kościoła i na chórze
brzmiały jak jeden i
żeby biła z nich siła
pomagająca przetrwać i przerwać
niekończące się lata zniewolenia
Żeby uścisk ręki
prosty i czysty
jak chorał gregoriański
bratał z sercem serce
Żeby Wigilia
z opłatkiem Miłości, Wiary, Nadziei
opromieniona była przez Betlejem
a nie przez atomowe elektrownie
Żeby w domach panowała
Wielka Cisza pełna muzyki
śpiewów radosnych, łagodnych, kojących
Żeby piece nie drżały z zimna,
ni z obaw o węgiel
hojnie rozdając ludziom ciepło
Żeby na wszystkich stołach
choć skromne lecz smaczne potrawy
Żeby w szafach starości i dzieciństwa
porządne ubrania i pachnąca świeżością bielizna
poukładana miłującymi dłońmi
a w oknach pelargonie i mirt wiecznie zielony
W izbach przytulnych na co dzień
żeby pachniało świątecznością
i, żeby ludzie pamiętali
że Bóg rodzi i objawia się
w ciszy i skromności serca
Żeby drzewa, choć nagie
uginały się od śniegu,
który tak pięknie skrzypi i skrzy
w słońcu i pod gwiazdami
Żeby na drogach
podążających za głosem dzwonów
na Pasterkę do wiejskiego kościółka
przytulonego do oszronionych drzew
wesoło dzwoniły dzwoneczki u sań
a ponad buchającymi parą końmi
żeby świeciły jasno uśmiechnięte
rumiane od mrozu i od radości twarze
Żeby głosy wiernych
w nawach kościoła i na chórze
brzmiały jak jeden i
żeby biła z nich siła
pomagająca przetrwać i przerwać
niekończące się lata zniewolenia
Żeby uścisk ręki
prosty i czysty
jak chorał gregoriański
bratał z sercem serce
Żeby Wigilia
z opłatkiem Miłości, Wiary, Nadziei
opromieniona była przez Betlejem
a nie przez atomowe elektrownie
Żeby w domach panowała
Wielka Cisza pełna muzyki
śpiewów radosnych, łagodnych, kojących
Żeby piece nie drżały z zimna,
ni z obaw o węgiel
hojnie rozdając ludziom ciepło
Żeby na wszystkich stołach
choć skromne lecz smaczne potrawy
Żeby w szafach starości i dzieciństwa
porządne ubrania i pachnąca świeżością bielizna
poukładana miłującymi dłońmi
a w oknach pelargonie i mirt wiecznie zielony
W izbach przytulnych na co dzień
żeby pachniało świątecznością
i, żeby ludzie pamiętali
że Bóg rodzi i objawia się
w ciszy i skromności serca
Jan Sabiniarz
W WIGILIĘ BOŻEGO NARODZENIA
W jakim Dzieciątku znów się zjawisz
Gdy ciemność serca skuje lodem
Może u stóp tatrzańskich grani
Gdzie Twoje góry ulubione
Wirują w ciszy płatki śniegu
Skrzą się radośnie na policzkach
Dzwonią dzwoneczki, pędzą sanie
By się zatrzymać przy kapliczce
Cała gwiazdami zasypana
Szron świeci na gałęziach sosen
Wznosi ramiona świerków ściana
Prószy się w dal anielskim włosem
Ty nie odszedłeś, jesteś z nami
Przy białym jak opłatek stole
W domach radosnych kolędami
Rozbrzmiewa niebo, bór i pole
Jasno też świecą okna w blokach
Każde dziś urok ma baśniowy
Jakim Dzieciątkiem znów się zjawisz
By smutkom świata kres położyć
Choć radość krótko będzie trwała
Jednak na darmo nie przeminie
Znów coś dobrego w nas się stało
Chorałem gwiazd ku ziemi płynie
Jan Sabiniarz
NA SIANKU CHWILI
Dzwonią dzwoneczki srebrnym głosem
I skrzą się marzeń szklane kule
Bór kolędami się zanosi
Do swego serca chce przytulić
Cisza zagląda do stajenki
Gdzie wół, osiołek z władcą świata
Który, co roku w nas się rodzi
Żeby od nowa nas poskładać
Wyciąga swoje małe rączki
W których nadziemska drzemie siła
Przywraca wzrok duchowym pięknem
Żeby w nas wiecznie kwitła miłość
Na sianku chwili Bóg się rodzi
By zostać z nami po wsze czasy
Nawzajem z sobą nas pogodzić
Przywrócić niebu prawo głosu
Jan Sabiniarz
BÓG JEST MIŁOŚCIĄ
Ty nie masz kształtu, ani twarzy
Czasem cię widzą z siwą brodą
Lecz, jakim słowem cię ukazać
Przed jakim ciebie spotkać progiem
Gdzie wół, osiołek z władcą świata
Który, co roku w nas się rodzi
Żeby od nowa nas poskładać
Wyciąga swoje małe rączki
W których nadziemska drzemie siła
Przywraca wzrok duchowym pięknem
Żeby w nas wiecznie kwitła miłość
Na sianku chwili Bóg się rodzi
By zostać z nami po wsze czasy
Nawzajem z sobą nas pogodzić
Przywrócić niebu prawo głosu
Jan Sabiniarz
BÓG JEST MIŁOŚCIĄ
Ty nie masz kształtu, ani twarzy
Czasem cię widzą z siwą brodą
Lecz, jakim słowem cię ukazać
Przed jakim ciebie spotkać progiem
Ty jesteś wszędzie, wiem to przecież
Tak jak obecna twoja miłość
Jeśli w nas żyją małe dzieci
W cudnej prostocie ich się kryjesz
Czekam na ciebie ze wzruszeniem
W świątyni lasu, w drzew ogrodzie
Znajduję ciebie w nocy cieniu
I w dnia przeręblu skutym lodem
Ucieleśniony gwiazd promieniem
Rodzisz się w wątłym sianku chwili
By pomóc światu znieść brzemienie
Które się dotąd nie skończyło
Lecz wnosisz sobą tę nadzieję
Która nam przetrwać w tobie daje
Ta noc nie kończy się, choć dnieje
Wciąż się odradza w serca kraju
Jan Sabiniarz
NARODZINY
Nie chcę byś tylko był laurką
Kartką świąteczną, chwil opłatkiem
Pragnę wyśpiewać cię kolędą
Wewnętrznym światłem, co nie gaśnie
Twe narodziny, jak śnieg białe
Są prostą drogą a nie zaspą
W tym świecie do cna pomieszanym
Mrok rozjaśniają pełnią blasku
Kiedy w skupieniu przymknę oczy
Cel widzę jasny, jak na dłoni
Nie chcę by - obok - świat się toczył
Lecz, żeby we mnie, czynem płonął
Co znaczy życie me maleńkie
Wszak z cegieł wznosi się katedry
Z chwil drobnych także tka się szczęście
I z sekund czas, co w wieczność biegnie
Osioł i wół na równi z mędrcem
I szopka z desek jest jak pałac
Ta sama je przenika świętość
Raduje ciszę gwiazd chorałem
Tak jak obecna twoja miłość
Jeśli w nas żyją małe dzieci
W cudnej prostocie ich się kryjesz
Czekam na ciebie ze wzruszeniem
W świątyni lasu, w drzew ogrodzie
Znajduję ciebie w nocy cieniu
I w dnia przeręblu skutym lodem
Ucieleśniony gwiazd promieniem
Rodzisz się w wątłym sianku chwili
By pomóc światu znieść brzemienie
Które się dotąd nie skończyło
Lecz wnosisz sobą tę nadzieję
Która nam przetrwać w tobie daje
Ta noc nie kończy się, choć dnieje
Wciąż się odradza w serca kraju
Jan Sabiniarz
NARODZINY
Nie chcę byś tylko był laurką
Kartką świąteczną, chwil opłatkiem
Pragnę wyśpiewać cię kolędą
Wewnętrznym światłem, co nie gaśnie
Twe narodziny, jak śnieg białe
Są prostą drogą a nie zaspą
W tym świecie do cna pomieszanym
Mrok rozjaśniają pełnią blasku
Kiedy w skupieniu przymknę oczy
Cel widzę jasny, jak na dłoni
Nie chcę by - obok - świat się toczył
Lecz, żeby we mnie, czynem płonął
Co znaczy życie me maleńkie
Wszak z cegieł wznosi się katedry
Z chwil drobnych także tka się szczęście
I z sekund czas, co w wieczność biegnie
Osioł i wół na równi z mędrcem
I szopka z desek jest jak pałac
Ta sama je przenika świętość
Raduje ciszę gwiazd chorałem
Jan Sabiniarz
DUCHOWA PIĘKNOŚĆ WIGILIJNEJ NOCY
Jakbym po nitce szedł do kłębka
Lub brzegiem rzeki szedł do źródła
Tak myśl podąża do Stajenki
Gdzie Dziecię w cichym sianku serca
Wyciąga swoje małe rączki
Żeby przytulić ziemię całą
Jaki z nich bije światła pokój!
Jaka z nich czystość, jaka białość!
Czemu twe oczy zatroskane?
Czemu skulone twe ramiona?
Kruszą się wokół pustki ściany
Nad nami wieczna gwiazd korona
Nagle się wszystko staje proste
Ustąpił pośpiech, lęk i zamęt
Trzeba przekroczyć próg ubóstwa
Żeby dom znowu stał się domem!
By poczuć w sercu tętno nieba
I światło, które w duszy wstaje
Nic nie jest w stanie go zagłuszyć
Woła, gdy tylko iść przestaję
Jan Sabiniarz
Widzę Cię poprzez pryzmat krzyża
Czasem, nad przyjściem Twym zapłaczę
Z śniegów ciemności noc się zbliża
Promień światłości ślad Twój znaczy
Jesteś wpisany w ciszę serca
Tam Cię znajduję wciąż od nowa
Ty jesteś kluczem do drzwi piękna
Dróżką do źródlanego Słowa
Ty nie ukrywasz się wśród mroku
Świętością Twoje narodzenie
Widzę Cię mojej duszy wzrokiem
Jej radość wiedzie przez cierpienie
Ty jesteś perłą nieskalaną
Przybitą gwoździem w nieba skłonie
Żeby Twe Słowo w nas się stało
Ocalał statek, który tonie
Niebo całuje Tobą Ziemię
Życie wpisane w bezkres mroku
Wiara, nadzieją w Tobie drzemie
Miłość ukryta w serca oku
Jan Sabiniarz
MOWA CISZY
Nie mam już nic do powiedzenia
Resztę powierzam mowie ciszy
Światłem wypływa z nocy cienia
Gdzie ten i ów ją jeszcze słyszy
Zwierzęta przejmą ludzką mowę
I ryby, które są bez głosu
Drzewa wznoszące w niebo głowę
Rzeki świadome swego losu
Mądrość podąża do Stajenki
Nie poprzez księgi kute w złocie
Żeby odzyskać proste piękno
Świętość ukrytą w gwiazd migocie
Ocalić Ziemię - cud planety
I nieprzetarte ducha drogi
Miłość mężczyzny i kobiety
Ponad pałace - dom ubogi
Dość mamy blichtru oraz pychy -
Lat dwa tysiące rządzą światem
To przez nie dla nas świat ten lichy
Trudno się przebić przez zła kraty
Nie mam już nic do powiedzenia
Resztę opłatek niech wypowie
W którym najskrytsze serc marzenia
Lśniące kryształem słów u powiek
Jan Sabiniarz
NOC ŚWIATŁA
W całym wszechświecie tylko Ziemia
Przez Stwórcę życiem jest natchniona
Drzewa i ptaki, ludzkie plemię
I słońce, które w oknie płonie
Nieprzeliczonych form obfitość
Trawy i piasku - więź z kamieniem
Najcudowniejsza serc dwóch bliskość
W zwierciadłach jezior gwiazd promienie
Rodzi się Ziemia z prawd i mitów
Z błądzeń i lotów ku bezkresom
Miłuję piękno w niej ukryte
Gałązką wiosny się uśmiecham
Jej czas się wspina po spirali
Ciąży jej krótkowzroczność ludzi
Może ją tylko duch ocalić
Czyny, w codziennym, zwykłym trudzie
Światło się rodzi w garści słomy
I z ciszy zbitej z kilku desek
Z pustkowi mroku blask ogrodów
Prawdę i kłamstwo słowo niesie
Z dnia na dzień czas nam się układa
Wciąż trzeba chronić go, budować
Kiedy po trzykroć kur zapieje
Ty mnie - w dzień - Świętą Nocą prowadź
* * *
Ta Ziemia zimna jest jak sopel lodu
Który z wszechświata dachu zwisa
To człowiek trwoni, dławi jej urodę
Który spod bożej ręki bestią przyszedł
Radość Wigilii krótko będzie trwała
Wnet czas pochwycą znów szaleństwa tryby
Nie po to Słowo ciałem w nas się stało
By, to co żyje, działo się na niby
Trwoży się chwila nad zabitym karpiem
W ubojniach krzyki mordowanych zwierząt
Po trupach ciszy czas wesela nastał
W Stajence - Człowiek-Bóg z osiołkiem przeżył
Lat dwa tysiące a nic się nie zmienia
W tym barbarzyństwie pomylonych pojęć
Chcę przez rok cały szukać w Słowie pokrzepienia
- Niechaj rozkwita wigilijnym stołem
Nie miej mi za złe, że się nad tym chylę
Gdy ze światłości głuchy mrok przebija
Krynicznych wcieleń pragnie Świata Miłość
Która fałszywą drogą w nas przemija
Jan Sabiniarz
PRZEZ ŻŁÓBEK
DO ZIARNA KRZYŻA
Tak wiele dróg do ciebie wiedzie
Tak wiele znaków i pustkowi
Jesteś jedynym, co powiedział
Jak się do świata przysposobić
Zasiałeś w duszy ziarno krzyża
Lecz nie pozbawiasz nas wolności
Żeby ku sobie nas przybliżać
Nie ostrzem miecza lecz miłością
Widzisz, co robią z tą planetą
Która jedynym naszym domem
Świętość mężczyzny i kobiety
Mieszają z błotem po kryjomu
Niszczą nas w imię tolerancji
I politycznej poprawności
Pod szyldem chorej demokracji
Nie ma jej - gdy brak informacji
Lansują „mowę nienawiści”
By czynić biernym i bezbronnym
I nas pozbawić praw najprostszych
Ślepych i głuchych, krzywd niepomnych
Pod butem politycznej dziczy
Stada baranów chylą głowy
Tu, gdzie struchlała cisza krzyczy
Serce oddziela się od głowy
Jan Sabiniarz
MIĘDZY BETLEJEM A GOLGOTĄ
Między Betlejem a Golgotą
Jest tylko osiem kilometrów
To, co zdarzyło się pomiędzy
Lat dwa tysiące wstrząsa światem
Tam-drogi nadal Tobą chodzą
Wyryte w skałach i błękicie
Dla tych, co wątpią - są zwyczajne
Światłem w tunelu jest ich życie
Ale wystarczy jedna chwila
Promień, co w ziarnko piasku wpada
By czas odsłonił to - co było
I Bóg się zaczął w całość składać
Myśli poraża Wielka Jednia
Która początku, końca nie ma
Gdzie- śmiercią- życia dar się spełnia
W cieniu elizejskiego drzewa
Chwila wieczności się nie Łęka
Lecz ją z miłością wypatruję
Miłością żywą, i nią piękna
Kto zgubił ją - tam odnajduje
Jan Sabiniarz
W OGRODZIE OLIWNYM
II.
Ból kropli potu
kropli krwi.
Przerażająca
wokół cisza.
U stóp Ogrodu
miasto śpi.
Piotra i innych
oddech słychać.
Sen ich spokojny
jak u dzieci.
Jeszcze nie wiedzą
co się stanie.
Odległe kroki
czyjeś słychać.
Wiatr ustał
a z nim
psów szczekanie.
Ta noc tak sama jest
jak inne.
Jednak do cna
przejęta lękiem
grozą, zwyczajnym
ludzkim strachem.
Zda się -
oliwkom
serce pęka.
Zbliża się to
co już się staje.
Czas mój
dobiega dopełnienia.
Krwawi nim
miłość ma
bez granic
Ta, która w błękit
mrok przemienia.
Wiem, że wycofać się
nie mogę.
Żyć dalej -
innym będzie dane.
Serce me dławią
cierni ściany
ludzi i świat
umiłowany.
Nie wiem
jak zniosę okrucieństwo.
Mym przeznaczeniem -
skrzydła krzyża.
Żeby podnosił się
z upadku
świat, co miłuje
i poniża.
25 marca 2021
Jan Sabiniarz
DROGA
O twoje szaty grają w kości
Lękam, że los twój przesądzony
Gdzieniegdzie resztki tlą miłości
Znów - bez odzienia i korony
Wokół panują słowa szumne
I przyrzeczenia wiatrem szyte
Spuszczone głowy, niegdyś - dumne
I noc, która się boi świtu
Rozrasta się w nas Wieża Babel
Lecz nawet ona runie wkrótce
Czas smętnie gra na Złotym Rogu
Na placach coraz bardziej pusto
Chciałbym weselić się, nie smucić
Lecz - jakże bolą białe plamy
Tak trudno z drogi tej zawrócić
Co dręczy myśli, serce rani
Sam siebie nie poznaję w lustrze
Które na dwoje pęka krwawo
Ciągle potrzeba kopie kruszyć
Żeby dziedzictwem przyszłość zbawić
Najwięksi z nas zamordowani
Co dzień po trzykroć kogut pieje
Umiera Syn Umiłowany
Tak Naród traci swoje dzieje
Jan Sabiniarz
DROGA KU GOLGOCIE
Tyś, od początku wiedział
co się stanie.
Gdy na osiołku
w nieświadomym tłumie.
Ogród Oliwny -
pokój i cierpienie.
Niebo i piekło -
w cichym drewnie krzyża.
Krzyż pozostanie
w nas
do końca świata -
Kiedy nastąpi?-
Może już się dzieje?-
Człowiek występki
wszystkich dziejów wplata
w mrok coraz gęstszy -
choć za oknem dnieje.
Tak trudno objąć
słowem
to, co czułeś.
Myśl każda cierniem
światła się wbijała.
Wśród niemych tłumów
czas do krwi się dłużył.
Bezmiar miłości
oraz czynów małość.
Nie milknie droga.
Słychać stukot kroków.
Trzeba w skupieniu
tylko przymknąć oczy
Na białą szatę
krew się sączy z boku.
Włócznią zwątpienia
przez nas
czas przebity.
Głaz strzegł twej śmierci
i uśpione straże.
Ból garstki kobiet
i pęknięte skały.
Górę Trzech Krzyży
jeszcze nieraz wskaże
to, co w nas - wielkie, piękne
i - niestałe.
Ciągle, od nowa
trzeba iść ku sobie.
Nie, nie przesłania
życia drewno krzyża.
- W nim się odradza
gdy się kończy człowiek
który oddala
to, co go poniża.
24 marca 2021
Jan Sabiniarz
NA GOLGOCIE
Nie pękały skały
Błyskawice nie rozdzierały nieba
I tylko ziemia
drzewami struchlała
zadrżała w ciszy
w której
dzwoniły srebrniki
i szelest szaty
o którą rzucano kości -
Jan Sabiniarz
MARIA, MATKA JEZUSA
Synu, ja już nie umiem płakać
W mym sercu morze pełne łez
Widzę, jak jesteś - sam - wśród świata
I chociaż żyję, nie ma mnie
Me ręce, nogi - jakby z drewna
Na strzępy rwie się serce me
Chociaż prowadzi mnie głos z nieba
Jakże z cierpienia podnieść się
Twój ból odczuwam w całym ciele
Jeszcze w pieluszkach widzę cię
Lub jako dziecko, gdyś w świątyni
Ku ludziom bożą ścieżką szedł
Józef cię uczył trzymać młotek
Dobrym człowiekiem, cieślą był
Nie zapominam nigdy o tym
Że on nas wspierał z wszystkich sił
Oddałabym ci moje życie
Żebyś ty tylko jeszcze żył
Dla matki zawsze czas - za krótki
Tyś oczkiem w głowie dla mnie był
Synu mój, nie wiem, co się stanie
We mnie i wokół pustki krzyk
Niech ziemia śmiercią twą struchlała
Otworzy ludziom niebios drzwi
Jan Sabiniarz
MARIA MAGDALENA
Maria do końca z tobą była
Tobie oddała serce, duszę
Pięknem kobiecym cię darzyła
Kiedyś dla świata w drogę ruszał
W każdej godzinie była z tobą
Słowem wspierając cię i wzrokiem
Do piersi twą tuliła głowę
Jak modre niebo gwiazd obłoki
Gdy przymknę oczy, obraz wraca
W jej twarzy widzę twoje rysy
Z jej dłoni jakby anioł wzlatał
W promieniach światła, boskiej ciszy
W niej znajdywałeś odpowiedzi
Do wskazań swych i przypowieści
Tak bliska pozostała niebu
Co - piękne w ludziach, w niej się mieści
W swym sercu czuję jej cierpienie
Twój krzyż się wrzynał w jej ramiona
Z jej łez czerpałeś ukojenie
By w samotności - sam - nie konać
Maria na zawsze pozostanie
Nieodgadnionym cudem życia
Jej miłość nie uznaje granic
Wśród nocy jest zalążkiem świtu
Jan Sabiniar
W BAZYLICE GROBU ŚWIĘTEGO
Byłem tam z Tobą na czternastej stacji
W grocie, gdzie Ciało Twoje zdjęte z krzyża
Ze łzami w oczach, wzrokiem duszy patrząc
Na grubość płyty mogłem dłoń przybliżać
Tam ciągle żywe Twoje są promienie
Wsiąknięte w kamień, ciszę i powietrze
Dusza palące syci swe pragnienie
Ziemię i niebo łączy boża przestrzeń
Dziś wiem na pewno, że już Cię nie stracę
Tyś w każdej nitce płótna mego serca
Wiem, że rozkładasz ręce swe nad światem
By radość czynić, choć weń ból się wwierca
Jan Sabiniarz
WIELKANOCNY PORANEK
I nagle wokół zajaśniało
Ciemność schowała się po kątach
W ogrodzie ptaki zaśpiewały
Już wkrótce słowik w noc zakląska
Na kolcach róży białej szaty
Strzęp wisiał, jakby ktoś tu przeszedł
Zostawił nitki pełne światła
I za niebieską zniknął rzeką
Jan Sabiniarz
NIGDY NIE ZATRĄ TWOICH ŚLADÓW
Nigdy nie zatrą twoich śladów
Zostaną w księgach świętych
Z nich - po wsze czasy - głębi radość
I miłość niepojęta
Są z tobą drzewa i kamienie
I cichych skał wołanie
Nie zwiążą twoich ust rzemieniem
Ich kłamstwo zda się na nic
Co - niewidzialne, to jest wieczne
W proch ziemski się nie skruszy
Nie zetną mieczem obosiecznym
Nie drasną światła duszy
Ono się z głębi wydobywa
Wciąż w nowe przyobleka
Jest białą lilią w bożej niwie
By budzić nią człowieka
Gdy widzę drewno oraz gwoździe
Nad nimi młot struchlały
O szaty rozrzucone kości
I obok całun biały
Matko bolesna, siostro wierna
Wasz świat na zawsze pęka
Tym, co nie wiedzą, proszę, przebacz
Wywiedź nas z drogi krętej
Niezmiennie targa ból straszliwy
Wśród czasów wiarołomnych
Niech się odrodzi człowiek żywy
Na świętość życia pomny
Każdy wiek swoją ma Golgotę
I my ją także mamy
Ona powraca wielokrotnie
Gdy zło człowieka mami
Jakże niewielu ją dostrzega
Choć każdy ją odczuwa
Ku ziemi spływa promień nieba -
Skąd Bóg nad światem czuwa
To on nam daje moc przetrwania
Drewnem i gwoździem krzyża
Wszak każdej wiosny raj się staje
Jawi się coraz bliżej
16 marca 2021
Jan Sabiniarz
MODLITWA U PROGU DNIA
Nie jesteś dla mnie Wielką Ciszą
Myślą i duszą czuję twe istnienie
Ptakiem i drzewem święte słowa piszesz
To w nich znajduję serca pokrzepienie
Wołasz mnie prostą lecz niełatwą drogą
Ukryte w trawie czytam twoje znaki
Nie jesteś zimny niby sopel lodu
Wiem, gdy radujesz się i kiedy płaczesz
Jawisz się w ciszy, nikniesz pośród zgiełku
Nieważne - jakie tobie dają imię
Dłoń twa roztacza wokół świata piękno
Wiem, gdy cię nie ma i gdy jesteś przy mnie
Mijają drzewa, ludzie i narody
Ziemia zaledwie pyłkiem jest kosmosu
Jakże miłuję słońca blask nad wodą -
Ta krótka chwila cząstką jest bezkresu
Przetrwa swym blaskiem, w wieczność się zapisze
Olśniona głębią, przemieniona czynem
Jakżem ci wdzięczny, gdy przed tobą stoję
W twojej światłości duch mój się rozpłynie
Nie jesteś dla mnie Wielką Ciszą
Myślą i duszą czuję twe istnienie
Ptakiem i drzewem święte słowa piszesz
To w nich znajduję serca pokrzepienie
Wołasz mnie prostą lecz niełatwą drogą
Ukryte w trawie czytam twoje znaki
Nie jesteś zimny niby sopel lodu
Wiem, gdy radujesz się i kiedy płaczesz
Jawisz się w ciszy, nikniesz pośród zgiełku
Nieważne - jakie tobie dają imię
Dłoń twa roztacza wokół świata piękno
Wiem, gdy cię nie ma i gdy jesteś przy mnie
Mijają drzewa, ludzie i narody
Ziemia zaledwie pyłkiem jest kosmosu
Jakże miłuję słońca blask nad wodą -
Ta krótka chwila cząstką jest bezkresu
Przetrwa swym blaskiem, w wieczność się zapisze
Olśniona głębią, przemieniona czynem
Jakżem ci wdzięczny, gdy przed tobą stoję
W twojej światłości duch mój się rozpłynie
Jan Sabiniarz
ZIARNO ŚWITU
Czas nasz się kończy wielką ciszą
Którą rozjaśnia światło boże
Nad nami gwiazd miliardy wiszą
Zielonej Ziemi cierpki orzech
Świętość pustelni i klasztorów
Z wolna zatraca się wśród zgiełku
Pustka wyzwala w nas upiory
Zanika słów pierwotne piękno
W gąszczu zdradzanych prawd i pojęć
Gubi się ostateczne światło
W przestrzeń chaosu, niepokoju
Wdziera się mrok promieni zgasłych
Nie miej mi za złe, że tak widzę
Nadchodzi czas apokalipsy
Olśniony pięknem, Ziemi cudem
Bolesną jej odczuwam przyszłość
Jawi się nam - bez deszczu - potop
Rozrasta nowa Wieża Babel
Najświętsza Gwiazda ze łzą w oku
Chce szczepić w duszach boży pokój
W duszach, co gasną wśród błyskotek
I więdną niby kwiat bez słońca
Z dnia na dzień niby staw zarosły
Lawiny zła nie widać końca
Świat chce do siebie wrócić cudem
By w głębi szukać ocalenia
Wyzbyty mani, klątw i złudzeń
Z nasiona w drzewo się przemieniać
Jest jeszcze wiara i nadzieja
I miłość, która źródłem życia
- Ostatnie drogi ocalenia
Niosących nocą ziarno świtu
Czas nasz się kończy wielką ciszą
Którą rozjaśnia światło boże
Nad nami gwiazd miliardy wiszą
Zielonej Ziemi cierpki orzech
Świętość pustelni i klasztorów
Z wolna zatraca się wśród zgiełku
Pustka wyzwala w nas upiory
Zanika słów pierwotne piękno
W gąszczu zdradzanych prawd i pojęć
Gubi się ostateczne światło
W przestrzeń chaosu, niepokoju
Wdziera się mrok promieni zgasłych
Nie miej mi za złe, że tak widzę
Nadchodzi czas apokalipsy
Olśniony pięknem, Ziemi cudem
Bolesną jej odczuwam przyszłość
Jawi się nam - bez deszczu - potop
Rozrasta nowa Wieża Babel
Najświętsza Gwiazda ze łzą w oku
Chce szczepić w duszach boży pokój
W duszach, co gasną wśród błyskotek
I więdną niby kwiat bez słońca
Z dnia na dzień niby staw zarosły
Lawiny zła nie widać końca
Świat chce do siebie wrócić cudem
By w głębi szukać ocalenia
Wyzbyty mani, klątw i złudzeń
Z nasiona w drzewo się przemieniać
Jest jeszcze wiara i nadzieja
I miłość, która źródłem życia
- Ostatnie drogi ocalenia
Niosących nocą ziarno świtu
Jan Sabiniarz
NAD BRAMĄ ŚWIATA
Nad bramą świata wisi napis:
Nad bramą świata wisi napis:
Że „praca czyni wolnych ludzi’
W wiosennym polu chaber płacze
I mak zatacza się od trucizn
Zgubiły swój azymut pszczoły
Nie mogą trafić już do uli
Gasnącym głosem echo woła
W zgniłe powietrze ptak się wtuli
Pocięte nożem melioracji
Nie mogą dojść do siebie łąki
Księżyc ze smutkiem na to patrzy
Słabnącą pieśnią słowik kląska
Rzeki odcięte od swych źródeł
Nie mają dziś na kogo liczyć
Obłoki w stawie z resztką złudzeń
Trute randapem pole krzyczy
Nad modrą wodą stoją dęby
W wiosennym polu chaber płacze
I mak zatacza się od trucizn
Zgubiły swój azymut pszczoły
Nie mogą trafić już do uli
Gasnącym głosem echo woła
W zgniłe powietrze ptak się wtuli
Pocięte nożem melioracji
Nie mogą dojść do siebie łąki
Księżyc ze smutkiem na to patrzy
Słabnącą pieśnią słowik kląska
Rzeki odcięte od swych źródeł
Nie mają dziś na kogo liczyć
Obłoki w stawie z resztką złudzeń
Trute randapem pole krzyczy
Nad modrą wodą stoją dęby
Drzemie w nich jeszcze ojców siła
Kuli się w nich ostatnie piękno
W kamieniach tylko serce żyje
W miejsce zieleni rośnie pieniądz
Kuli się w nich ostatnie piękno
W kamieniach tylko serce żyje
W miejsce zieleni rośnie pieniądz
Nie mają gdzie się udać sady
W górze pocięte resztki nieba
Od smug piekielnych błękit blady
Mieszane w tyglu pory roku
Kłócą się z sobą o swe racje
W zlęknionej ciszy pryska spokój
Majaczy kres cywilizacji -
Gubi się w sobie myśl i słowo
W piersi nierówne serca bicie
Dzień wstaje ze spuszczoną głową
I noc rozmija się ze świtem
Zderzony z górą statek tonie
Gdy na pokładzie lud się bawi
Nieświadom, że to już jest koniec
Zło bierze w łapy dobra sprawy
Coś komuś, czasem, się przypomni
Że to nie tak, nie tak być miało
Gubi nas miłość wiarołomna
Mało z nadziei nam zostało
Niech wzniesie rękę Boże Dziecię
By w nas odżyła przestrzeń ducha
By się odnalazł w wiośnie kwiecień
I głosu prawdy człowiek słuchał
Nad bramą świata Bóg zapłacze
Chciałby - lecz zrobić nic nie może
Wśród wielu przesłań, przestróg, znaków
Powierzył ludziom - wolną wolę
Jan Sabiniarz
GDY WOKÓŁ WIOSNA
W czasach obłędu, grozy i zatraty
Myśl zniewolona, podeptana miłość
Nie - Bóg - lecz szatan nasze sprawy pisze
Zło przyczajone w nas od lat ukryte
Gdy wokół wiosna promieniami bucha
W pąkach ogrodów światło słońca wstaje
Listek się rodzi, pieśni ptaków słucha
Otchłanią lęku życie w nas się staje
Co wy robicie z tą cudowną Ziemią
Która być pragnie w nas kwitnącym rajem
Jak wiele jeszcze - mordowanych plemion
Gdy o tym myśleć - serce w nas się kraje
Gdy tryumf święci chciwość oraz pycha
Dobro i piękno z nas odchodzi z płaczem
Prawda rozdarta wciąż na krzyżu wisi
Słowo się gubi w kłamstwie wielu znaczeń
Wiem, jak ty cierpisz, gdy to widzisz, Panie
Butnymi kroki zbliża się nasz koniec
A ja wciąż wierzę w miłość twą bez granic
Tę, która w chlebie codzienności płonie
Coś - niech się skończy, by się coś zaczęło
To, co w nas - żywe, z ruin się podniesie
Czas odbuduje twej świętości dzieło
Listek nadziei powiew wiosny niesie
Jan Sabiniarz
NASZ ŚWIAT
Świat nasz się dzieje niby szkiełko lodu
Skrzą w nim promienie, całe są z błękitu
W nim tylko miłość nie zaznaje chłodu
Dobro i piękno - w głębi lśnią ukryte
Zamknięci w domach nie doświadczą wiosny
Z dnia na dzień zrywa kartki z kalendarza
Błąka się łódka. Na nic ster i wiosła
Wzrok gubi przestrzeń, dal jej nie ukaże
Na nic - ostoje, psują się od głowy
Rani, przytłacza bezsilności brzemię
Nic się nie zmienia, nic tu nie jest nowe
Zapomniał o tym naród bity w ciemię
Wkrótce dzień sądny. Wskażą Barabasza
Czyhają wilki, ostrzą kły na stada
Lat dwa tysiące straszy cień Judasza
Z którym dzień jasny do snu się układa
Jan Sabiniarz
NASZ ŚWIAT
Świat nasz się dzieje niby szkiełko lodu
Skrzą w nim promienie, całe są z błękitu
W nim tylko miłość nie zaznaje chłodu
Dobro i piękno - w głębi lśnią ukryte
Zamknięci w domach nie doświadczą wiosny
Z dnia na dzień zrywa kartki z kalendarza
Błąka się łódka. Na nic ster i wiosła
Wzrok gubi przestrzeń, dal jej nie ukaże
Na nic - ostoje, psują się od głowy
Rani, przytłacza bezsilności brzemię
Nic się nie zmienia, nic tu nie jest nowe
Zapomniał o tym naród bity w ciemię
Wkrótce dzień sądny. Wskażą Barabasza
Czyhają wilki, ostrzą kły na stada
Lat dwa tysiące straszy cień Judasza
Z którym dzień jasny do snu się układa
Jan Sabiniarz
PRZENIKANIE CZASÓW
Ręce dziś już tylko rzeźbą są z jaspisu
Trwalsze niż mury starożytne tęcze
Przed domem siedem pochodni ognistych
Pastwią się nad losem trzy żarłoczne bestie
Kto godzien księgi, ten zerwie pieczęcie
Odemknie zakucia, żeby w głębię wejrzeć
Podąży śladem odciśniętym w skale
By się przez morza i przez gwiazdy przedrzeć
Przywdzieje w drodze ziemskiej białą szatę
Otworzy bramy, rozda chleb i ryby
Bez miecza nastanie wielki dzień zwycięstwa
Czystą jego szatę we krwi umoczyli
Z brązu kadzielnice ogniem czczym napełnią
Dym z nich się uniesie wonny nad ołtarze
Będą siebie szukać, ale się nie znajdą
Skrzydeł szum się zerwie, drogę im ukaże
Ranić będą usta wściekłe i bluźniercze
Wdepczą w piach pustynny tych, co Słowu wierzą
Jadem będą broczyć czasy poplamione
Władzę swą oddadzą hordom dzikich zwierząt
Pustką handlujący na nich się wzbogacą
W złoto się przybiorą, w szkarłat i purpurę
Coraz mniej się śmieje, coraz więcej płacze
Świat coraz bogatszy w coraz grubszą skórę
Rozejdą się miasta, góry i doliny
Wieże strawi pożar, studnie lód uwięzi
Ciemność zapanuje, źródła słuch zaginie
Świat się toczy w nicość z kosmosu gałęzi
Ale słońce ducha wiecznie świecić będzie
Ziarnem w sercu wstanie, zafaluje łanem
Z coraz wyższych pięter światła nić się przędzie
Żeby być na końcu czymś jak chleb zwyczajnym
Jan Sabiniarz
DOPÓKI ZIEMIA
A kiedy serce me utonie w ciszy
Do ręki piórko wezmę i atrament
Świat namaluję na karteczce wzruszeń
Jak bzem spowity dotyk rąk kochanych
Utrwalę na niej ścieżki i bezdroża
I wielkie góry, gdzie nikt się nie wspina
W ramiona brzasku pieśni sny ułożę
I się zamyślę nad tym, co nie mija
Wiem, co nie mija, co w nas wiekuiste
Spogląda z głębi albo lśni z wysoka
Kto w nas ocala słów kryniczną czystość
Kto, ciemną nocą, miłość ma w swych oczach
Wiem, że nie jestem sam na krańcach świata
Że - w nas i wokół - tylu pięknych ludzi
W koronki ciszy ptak perełki wplata
Którymi radość ponad smutki budzi
Nie bój się, proszę, o nic się nie lękaj
Coś musi upaść, żeby coś się stało
Wszak nasze życie jest cząsteczką piękna
Dopóki - Ziemia - będzie nią się działo
Jan Sabiniarz
WZDŁUŻ BRZEGÓW
RZEKI JORDAN
Nie potrzebuję żadnych cudów
Wystarczy pojąć twoje słowo
By się za tobą w drogę udać
W zaschniętym - ujrzeć zieleń nową
Trzeba się stać piaskiem pustyni
Zwierciadłem duszy patrzeć w gwiazdy
Źródełkiem chwili w wieczność płynąć
By myśl się w sercu odnalazła
Ty wszystko wiesz i widzisz przecież
W każdym twym geście Ojca tchnienie
Choć - niewidzialny na tym świecie
Lecz wszędzie jego lśnią promienie
Ogrody ciszy, miejsca kaźni
Wciąż nieodłączne naszym losom
Nie jesteś - by nam było raźniej
Lecz, by podążać za twym głosem
Chcą ciebie z sumień wtrącić w nicość
Potłuc tablice, spętać słowa
Ukryć, przemilczeć i zakrzyczeć
Zamienić w ślepe - nasze drogi
Jan Sabiniarz
MODLITWA W CZASACH ZARAZY
Wiesz, że nie jestem marnotrawnym synem
Chociaż nie wszystko - jak chcę - mi wychodzi
Z tobą me wiążę lata i godziny
W promieniach słońca i w księżyca łodzi
Cokolwiek będzie, ja cię nie opuszczę
I nie usłyszysz słowa złorzeczenia
Lecz, jeśli zechcesz, zajrzyj do mnie, proszę
Gdziekolwiek jestem - pragnę być w twym cieniu
Cudem - że nam się nie rozeszły drogi
Choć tyle razy - gorzkie chwile próby
Jestem twym synem a ty jesteś Bogiem
Wiem, że nie możesz chronić mnie od zguby
Nie pragnę, Panie, twojej interwencji
Raz okazana - liściem nas rozpuści
Wiem dziś, że nie ma łatwych dróg do szczęścia
Do piękna świata wyzbytego pustki
Mijają lądy, morza, tysiąclecia
Tak wiele różnych wiedzie dróg do ciebie
Gubi się człowiek, sobie sam zaprzecza
Gdy schodzi z drogi znaków twych na niebie
Wiem, jak cię bolą czarne owce w stadzie
Które dla życia są śmiertelnym wrogiem
Drzewem nadziei czułą dłoń twą kładziesz
Żeby wydobyć nas z otchłani trwogi
W górze błękitna, pełna blasku cisza
Chociaż dla zmysłów nie ma tam przestrzeni
Niezamącony niczym duszy kryształ
Twoją jasnością świeci się i mieni
Jan Sabiniarz
PRAWDY NIEWYGODNE
Ile jest prawd wciąż nieodkrytych
Wpisanych w tego świata dzieje
O których tylko cisza krzyczy
O których milczą kaznodzieje
Trzeba odwrócić bieg milczenia
Wciąż trzeba - cofać się do źródła
Drzewem się w głębię zakorzeniać
Odbicie nieba dojrzeć w studni
Odrzucić straszną powierzchowność
Czynem zaświadczyć prawdy słowa
Czy taki świat nam Bóg zgotował
Bez rąk, bez serca i bez głowy?-
Miłuję życie utajone
W każdej roślinie, w każdym ptaku
To, które w piasku jest uśpione
W cudownej ciszy, w jezior blasku
We krwi skąpana cała ziemia
Rzeź i cierpienie na śniadanie
Nie zmyje rąk swych ludzkie plemię
Gdy ziemia pragnie kwitnąć majem
PRAWDY NIEWYGODNE
Ile jest prawd wciąż nieodkrytych
Wpisanych w tego świata dzieje
O których tylko cisza krzyczy
O których milczą kaznodzieje
Trzeba odwrócić bieg milczenia
Wciąż trzeba - cofać się do źródła
Drzewem się w głębię zakorzeniać
Odbicie nieba dojrzeć w studni
Odrzucić straszną powierzchowność
Czynem zaświadczyć prawdy słowa
Czy taki świat nam Bóg zgotował
Bez rąk, bez serca i bez głowy?-
Miłuję życie utajone
W każdej roślinie, w każdym ptaku
To, które w piasku jest uśpione
W cudownej ciszy, w jezior blasku
We krwi skąpana cała ziemia
Rzeź i cierpienie na śniadanie
Nie zmyje rąk swych ludzkie plemię
Gdy ziemia pragnie kwitnąć majem
Jan Sabiniarz
CZŁOWIEK
CZŁOWIEK
- WĘDROWIEC WIELU DRÓG
Jesteśmy istotami
stworzonymi przez Boga
i zawieszonymi
pomiędzy
mikro i makrokosmosem.
Nie jesteśmy eksperymentem
ani kaprysem
jego twórczej wyobraźni.
Jesteśmy jego dziećmi.
To on dał nam
godność
w naszej znikomości
wobec ogromu wszechświata.
Poddana bezustannym prawom ewolucji
planeta Ziemia
- to sanktuarium życia
nie tylko ludzi
ale wszelkich istot żywych.
Stwórca powierzył człowiekowi
nieograniczoną wolność.
Wolność, którą człowiek
wykorzystuje
z okrucieństwem lub z miłością.
Życie nie jest ograniczone murem
lecz jawi się
kreską wiecznie
oddalającego się horyzontu.
Pomimo obciążeń genetycznych
każdy człowiek
ma dar
indywidualnego rozwoju
własnej osobowości.
Człowiek istnieje równolegle
w sferze ducha, serca, myśli, zmysłów.
Wzajemne przenikanie, oddziaływanie
i ich proporcje
tworzy niepowtarzalność
osoby ludzkiej,
w której Stwórca
mniej lub bardziej
widzi swoje odbicie.
Wolność może być
aktem twórczym
lub działać destrukcyjnie.
Wolność
wyzbyta odpowiedzialności
wypacza i burzy
zamysł Boży.
Ludzie uwikłani
w dzieje cywilizacji
byli i nadal
są zagubieni
w sobie i wobec świata.
Stwórca
po to przysłał Chrystusa
aby dopomóc
błądzącemu człowiekowi
i wskazać mu: jak żyć
jaką wybierać drogę
spośród wielu dróg.
Rozwój
to poszerzanie
granic świadomości.
Ale nie może on się odbywać
poprzez zapominanie i unicestwianie
dóbr serca i ducha.
Kiedy wszystkie owe dobra
są w równowadze
człowiek żyje pełnią
życie dlań
staje się cudem
a świat - sanktuarium.
Żeby wyrazić istotę
Konkretnej chwili doczesności
człowiek nie może
zasklepiać się w skorupie
słów, które z czasem
stają się martwe.
Słowa również podlegają
prawom ewolucji
po to, aby mowa
była jasna i prosta
a także tajemnicza i piękna
jak pieśń ptaka
jak cisza nocy
jak szum drzewa.
Jan Sabiniarz
PIĘKNO
Ty jesteś mową wielu kultur
Znajduję cię w zapachu kwiatów
W fasadach domów i w zaułkach
W olśniewających nawach katedr
To ty łagodzisz chwil samotność
Przenikasz je swym boskim tchnieniem
Wspierasz, by dążyć drogą prostą
W głębi zapuszczasz swe korzenie
Wśród twych gałęzi ptak zaśpiewa
I cisza znajdzie swe posłanie
Swoją przedziwną moc rozkrzewiasz
I nie wyznaczasz szczęścia granic
Jeśli przed tobą drzwi otworzę
Ty zawsze przyjdziesz na spotkanie
Promień poranka w oknie złożysz
I jego wdzięczny cień na ścianie
Od lat wyznaję ci swą miłość
Wdzięczny za twoich dłoni dotyk
Tobą oddycham, chodzę, żyję
Z tobą mej duszy łączę sploty
Jan Sabiniarz
KSIĘGA MEGO ŻYCIA
Ma miłość w starych księgach zapisana
W pucharze dłoni, w kropli polnej rosy
Ciszą wieczoru w zrywach serc rozlana
Mgiełką milczenia, czułym ptaków głosem
Kwieciem ogrodów światło się rozwija
To, które nocą w niebotycznej ciszy
Łzą przywołuje z dali imię czyjeś
Zapada w pustkę, tylko Bóg je słyszy
W otwartej księdze mego życia czytam
Żeby ułowić to, co w niej najświętsze
Co w głębi studni, w mroku jest ukryte
I co mnie darzy bezustannym pięknem
Jan Sabiniarz
COKOLWIEK
Cokolwiek czynisz, czyń z miłością
Pielęgnuj piękno tego świata
A życie stanie się radością
Na podobieństwo lotu ptaka
Wewnętrzne góry lśnią w błękicie
Krzepione cichym wsparciem dolin
Wiosenne drzewa mgłą spowite
Światłem nad wodą czystą stoją
Cokolwiek czynisz, czyń z miłością
Wybacz mi proszę moje słowa
Miłuję co - prostotą wzniosłe
I takie chciałbym je zachować
Niech w ciebie wstąpi spokój drzewa
I niech nie zmrozi chłód kamienia
W wszystkim ukryta cząstka nieba
Która w anioły chce przemieniać
Tych, którzy idą w trawie boso
Wsłuchani w świergot leśnej ciszy
To dla nich kwitnie bez za płotem
Raduje jasnych źródeł kryształ
Wybacz mi, proszę, moje słowa
Ja tylko dzielę się myślami
Które w ogrodzie serca chowam
By wiosna kwitła między nami
Może wiesz więcej, może lepiej
Kocham, co z głębi jest wysnute
Lubię, gdy blask się z blaskiem plecie
I śpiewa ciszę strojną w nuty
Jan Sabiniarz
Pielęgnuj piękno tego świata
A życie stanie się radością
Na podobieństwo lotu ptaka
Wewnętrzne góry lśnią w błękicie
Krzepione cichym wsparciem dolin
Wiosenne drzewa mgłą spowite
Światłem nad wodą czystą stoją
Cokolwiek czynisz, czyń z miłością
Wybacz mi proszę moje słowa
Miłuję co - prostotą wzniosłe
I takie chciałbym je zachować
Niech w ciebie wstąpi spokój drzewa
I niech nie zmrozi chłód kamienia
W wszystkim ukryta cząstka nieba
Która w anioły chce przemieniać
Tych, którzy idą w trawie boso
Wsłuchani w świergot leśnej ciszy
To dla nich kwitnie bez za płotem
Raduje jasnych źródeł kryształ
Wybacz mi, proszę, moje słowa
Ja tylko dzielę się myślami
Które w ogrodzie serca chowam
By wiosna kwitła między nami
Może wiesz więcej, może lepiej
Kocham, co z głębi jest wysnute
Lubię, gdy blask się z blaskiem plecie
I śpiewa ciszę strojną w nuty
Jan Sabiniarz
ZA SIÓDMĄ RZEKĄ
W DOLINIE GÓR
Na mnie już czas, odchodzę w góry
Gdzie niesie wzrok i woła wiatr
Zostawiam te i inne mury
W które się cień głęboki wkradł
Nieistniejąca Róż Dolina
Kraina spoza siedmiu rzek
Już wkrótce o niej słuch zaginie
W piasek się sypie drugi brzeg
A przecież gdy nadejdzie wiosna
Nieistniejące wzejdą kwiaty
Skowronek wzniesie pod niebiosa
Pełną tęsknoty pieśń skrzydlatą
U stóp zakwilą snów kaczeńce
Z których rozkwita świt perłowy
Zdumione chłodem puste ręce
W oddali żuraw wznosi głowę
Lecz mech i trawa wszechobecna
W których strumykiem kamień gwarzy
Zdają się to przenosić w wieczność
Co brało swój początek z marzeń
Zarosną ścieżki, znikną ślady
Gdzie życie wartko się toczyło
Z przejęciem patrzy obłok blady
Dąb w własnym cieniu wzrok swój kryje
Jakże inaczej jest wśród szczytów
Wśród skał się pnących nad przełęczą
Wśród ciszy gór i orłów krzyku
Gdzie każdy krok błękitem dźwięczy
Bratem mi wiatr i kamień bosy
I tchnący ciszą cień w załomie
Potok, co tęczą skrzy w niebiosach
I śnieg, co życie wiedzie skromne
Wśród gór pustelnych czas dojrzewa
Myśl, żeby jeszcze raz powrócić
Gdzie serca ptak w dolinie śpiewa
I razem z nim swą pieśń zanucić
Jan Sabiniarz
GDY PODĄŻA DROGĄ
Noc się zapala w powieczornej ciszy
U góry gwiazdy - łzy nieutulone
Nad lasem księżyc srebrne lico toczy
Nim ranek spocznie w czułych drzew ramionach
Szelest przebiega niewidzialne chaszcze
Lusterko wody świeci się w dolinie
W urwiskach serca pusto i przepastnie
Jakże jest obco, dziwnie w tej godzinie
Coś niedobrego dzieje się z planetą
Choć kwitną wzgórza, w których płyną rzeki
I jak co roku słońce się uśmiecha
Nie, to nie deszcze, siarka z nieba leci
Dojdzie do zguby, ten, co chce na skróty
Nie można obejść, trzeba z tym się zmierzyć
By się nie zemścił na nim czas okrutnie
Traci nadzieję, gdy przestaje wierzyć
Jest jeszcze miłość, czuła w środku zdarzeń
Wyciągnąć rękę po nią - to za mało
Jest niewidzialna, z świątyń serc się jawi
Rozjaśnia ciemność, niby brzask poranek
Żarliwa słowem w Oliwkowym Gaju
W dole rybacy zarzucają sieci
Dopiero w innych siebie rozpoznaje
Czasem - na krótko, niby ptak przeleci
Przybrana w mosty i wysokie mury
Kto jej dostąpi - jakby spoczął w Bogu
Świat w nim odżywa, nie jest już ponury
Myśl jego jasna nie zaznaje trwogi
Pięknieje dziewcząt blask wiosennych twarzy
Promienie leszczyn schodzą do parowu
Człowiek raz jeszcze piękno swe ukaże
Drży listkiem szczęścia, gdy podąża drogą
Jan Sabiniarz
KU ŚWIATŁOŚCI
Z miłością wypowiadam imię Boga
Jego istnienia nie ogarnę słowem
Spod warstwy pojęć ujrzeć go od nowa
By z nim się wiązać bliską sercu mową
Bóg wciąż ten sam, to słowo się rozwija
Pragnie, podlega prawom ewolucji
Z jego istotą często się rozmija
Wymaga bezustannych krucjat
Wiara z muzyką wiele ma wspólnego
Wszak budowana jest na fundamencie ciszy
Jej głosy wewnętrznego piękna strzegą
Z źródeł wszechświata jej wypływa kryształ
Nie da się zamknąć Boga w skrzynce słowa
Ceremoniałem i niepewną wiarą
By żyła dusza, serce, głowa
- Ni sądzić Stwórcy ludzką miarą
Przeto zamilknę, niech bez słów się dzieje
Misterium świata, w którym Boga tchnienie
To, co jest święte, ciszą w nas goreje
I stamtąd boskie śle promienie
Jan Sabiniarz
CISZA
POCZĄTKIEM JEST
MODLITWY
Cisza początkiem jest modlitwy
To z niej tak blisko jest do Boga
I choćby wszystkie światła zgasły
Ku niemu wiedzie prostą drogą
Na niej się cały świat opiera
Słów konstelacje oraz rzeczy
Odradza - co się poniewiera
Promieniem myśli serce leczy
Cisza jest wiosną dla ogrodów
By upiąć kwiaty wśród jabłoni
Gotowa kruszyć wszelkie lody
To, co jest wielkie, w niej się chroni
Cisza jest prawdą ostateczną
Z niej się wyłania, do niej wraca
Ojczyzną jej się jawi wieczność
Która się z chwilą szczęścia brata
Odrzuca to, co powierzchowne
Jak drzewo w głębi ma korzenie
Bez niej karleje, niknie człowiek
Wielkie - na drobne zgiełk rozmienia
Cisza początkiem jest modlitwy
A pieśń z modlitwy czerpie tchnienie
Na powrót ciszą w serce wnika
By w nim zaszczepiać słów promienie
9 kwietnia 2020 Jan Sabiniarz
Dziękuję... :)
Moniko, ze wzruszeniem wgłębiam się w TWOJĄ SKRZYDLATĄ KSIĘGĘ.
OdpowiedzUsuńBo, jak inaczej nazwać to, co tutaj przedstawiasz?
Nie znajduję słów, żeby dostatecznie pięknie wyrazić Tobie moją wdzięczność.
Twoje kompozycje, w tak szlachetny sposób nawiązują do słowa... :)
Dla mnie - niezwykłe, emanujące głębią przekazu.
To tak jakby Anioł sfrunął z GOTYCKIEJ WIEŻY BŁĘKITU
i wniósł tu promienie własnego, piękna... :)
Nawet nie śmiałem marzyć o takim tomiku kosmicznym
który Ty utkałaś z taką harmonią i tak cierpliwie.
Kim jesteś DUSZO ANIELSKA?-
Wybacz, że tak piszę
ale moje słowa wyrażają to, co odczuwam... :)
Niech będzie błogosławiona każda chwila, w której piszę,
tak jakbym rzeźbił w lipowym drewnie
nie tylko moje modlitwy, tęsknoty, marzenia... :)
Niech będzie błogosławiona,
bo teraz wiem, że nasiono słowa nie pada na martwą skałę,
ale w ogród żyzny, w którym - kwitnienie i rozrost... :)
Tak, Moniko tutaj zbudowałaś mój DUCHOWY DOM
z którego będę czerpał to, dla czego warto i trzeba żyć... :)
Tak dużo mógłbym jeszcze powiedzieć, ale...
Dziękuję... :)
Dobra, we wszystkim dobra Tobie życzę...
Janie, to ja z ogromną przyjemnością przechadzam się po Twoim "Zaczarowanym Ogrodzie Poezji" i czuję się trochę jak "barbarzyńca"... Tak często brakuje słów, by wyrazić to, co we mnie wywołuje Twoja Poezja i by określić Jej piękno...
UsuńTeraz także brakuje mi słów... To, co tutaj robię sprawia mi przyjemność... Fotografie... to tylko impresje. Często mam wrażenie, że zbyteczne, bo Twoja Poezja jest tak sugestywna i obrazowa... ale tutaj daję upust czemuś, co jest chyba silniejsze ode mnie... ;) Cieszę się, że tutaj zajrzałeś i dziękuję za wszystkie ciepłe i przemiłe słowa, a przede wszystkim za Twoją przepiękna Poezję, która rozbudza wyobraźnię i ducha, ożywia nawet kamienie i pochyla się nad pięknem najmniejszego źdźbła trawy. Pozdrawiam serdecznie i wszelakiego dobra życzę także Tobie, Janie...
Moniko, dzień dobry... :)
OdpowiedzUsuńDobry i piękny wieczór, Janie ... :)
Usuń